Poniżej publikujemy list od naszego czytelnika Pawła i zachęcamy do dzielenia się własnymi historiami. Wybrane wiadomości opublikujemy.

Mój ojciec jest mechanikiem samochodowym, więc od dziecka auta były ważnym elementem mojego życia. Pomagałem trochę w warsztacie, zbierałem też prasę i gadżety motoryzacyjne. Jednak mój tata nie był zbyt zachwycony, gdy zacząłem pierwsze lekcje w ramach kursu na prawo jazdy. Może bał się, że przestanie być już "potrzebny", skoro ktoś młodszy w rodzinie będzie mógł prowadzić samochód? To mama mnie wspierała w zdobyciu kwalifikacji i wyłożyła też pieniądze na kurs.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

A ja od pierwszej samodzielnej jazdy byłem zachwycony, że auto się mnie słucha, zmieniam biegi, hamuję, wyprzedzam. Nawet zacząłem się łapać na tym, że gdy siadałem na krześle przed komputerem, to odruchowo szukałem prawą ręką drążka od zmiany biegów. Z łatwością opanowałem przepisy i zdawałem testy, które jeszcze wtedy wypełniało się na płycie CD, a nie online.

Egzamin też okazał się formalnością. Egzaminator nie miał większych zastrzeżeń i mogłem odetchnąć z ulgą, że nie będę naciągał rodziców, a właściwie mamy, na kolejne poprawki. Jednak mój ojciec nie okazał entuzjazmu, a przede wszystkim zapowiedział, że nie da mi poprowadzić swojego samochodu. Do dziś nie wiem, z jakiego powodu, ale nie zamierzałem się kłócić. Pomyślałem, że wkrótce i tak opuszczę rodzinny dom, zacznę zarabiać i kupię własne auto.

Renault 19 Chamade — to mój jedyny i ostatni samochód

Jednak w czasie wakacji po maturze mój starszy brat, który już ponad 10 lat nie mieszkał z nami, podarował mi swój samochód — Renault 19 Chamade. On właśnie kupił wtedy coś nowszego, a ja miałem być ostatnim właścicielem wysłużonej "renówki" przed jej zezłomowaniem. Zanim jednak wsiadłem pierwszy raz za jej kierownicę, to usłyszałem od brata długą listę uwag o tym, co w tym samochodzie działa, a co nie. Byłem na tyle podniecony, że wtedy nie wydało mi się niczym dziwnym np. to, że hamulce działają w specyficzny sposób, a i przy zmianie biegów należy pamiętać, że nie zawsze wskakują.

Renault 19 Foto: Auto Świat
Renault 19

Wkrótce jednak przekonałem się, że "renówka" mogła być ostatnim autem, jakim jechałem. Kolega poprosił mnie, abym podrzucił go do jego dziewczyny, która mieszkała w miejscowości oddalonej o ok. 30 km od naszego miasteczka. Nie ujechaliśmy daleko, bo w pobliżu domu moich rodziców jest skrzyżowanie z dosyć ruchliwą wylotówką. Pamiętam, że długo nie mogliśmy wyjechać, aż w końcu zrobiło się nieco luźniej, ale z prawej strony nadjeżdżała ciężarówka. Postanowiłem jednak ruszyć, bo widziałem, że kolega się niecierpliwi, a nie chciałem wyjść na łamagę za kierownicą.

"Renówka" zaczęła "podskakiwać"

Pamięć płata mi figla, bo z ręką na sercu nie powiem, jak daleko była od nas ta ciężarówka w momencie, gdy wcisnąłem pedał gazu. Może 100 m, może mniej, a może znacznie więcej? Wiem jednak, że nastąpiła sekwencja dziwnych zdarzeń i nerwowych ruchów. Auto nagle zgasło. Kierowca ciężarówki wcisnął klakson, a mnie trochę zaczęły zjadać nerwy. Wbiłem bieg, wcisnąłem gaz, auto ruszyło i... znowu zgasło. Ciężarówka pewnie nieco zwolniła, ale pamiętam, że kątem oka widziałem, jak się zbliża. Znowu spróbowałem ruszyć, a "renówka" zaczęła "podskakiwać". Jakoś opuściliśmy skrzyżowanie, ale ja po kilku metrach zatrzymałem auto, żeby ochłonąć.

Kierowca ciężarówki wcisnął klakson, a pojazd zbliżał się coraz szybciej do skrzyżowania (zdjęcie ilustracyjne). Foto: Andrei David Stock / Shutterstock
Kierowca ciężarówki wcisnął klakson, a pojazd zbliżał się coraz szybciej do skrzyżowania (zdjęcie ilustracyjne).

Serce waliło mi jak oszalałe, kolega jednocześnie nabijał się ze mnie, a z drugiej strony też był jeszcze przestraszony. Pamiętam, że jakoś obróciliśmy wtedy te 60 km, ale hamulec nie zawsze odpowiednio reagował i zgasło nam jedno światło. Jakiś kilometr przed domem wjechaliśmy na przejazd kolejowy, a samochód przed nami nagle zahamował. Na szczęście tym razem hamulec zadziałał i nie wjechaliśmy w jego tył. Obaj mieliśmy już dość tej jazdy.

W aucie wprowadzam nerwowość

Później jeździłem jeszcze trochę po swoim mieście, ale zauważyłem, że nie tylko mój samochód zachowuje się dziwnie. Pojawił się u mnie taki nerwowy odruch, że za każdym razem, gdy w polu widzenia pojawiał się nagle jakiś pojazd lub człowiek i nawet gdy nie było z tego powodu zagrożenia, to ja automatycznie reagowałem nerwowo. I niestety zostało mi to do dziś, choć od prawie 20 lat już nie siadam za kierownicą. Każdy, z kim jadę jako pasażer, zwraca mi uwagę, abym tak nie reagował, bo wprowadzam niepotrzebną nerwowość i mogę spowodować wypadek. Oczywiście nie jest też tak, że dzieje się to nieustannie i na każdym kilometrze.

Kierowca - zdj. ilustracyjne Foto: Minerva Studio / Shutterstock
Kierowca - zdj. ilustracyjne

Może i bym się przemógł jeszcze parę lat temu i poszedł na jakiś kurs wyrównawczy czy przypominający, ale tak się złożyło, że kilka lat po tej sytuacji z "renówką" (w końcu trafiła na złom) w wypadkach samochodowych najpierw zginął mój kolega z klasy, a nieco później szkolna sympatia. Wtedy postanowiłem, że już nigdy nie wezmę odpowiedzialności i nie wsiądę za kierownicę.

Żona jeździ, a ze mnie się śmieją

Na szczęście moje życie tak się potoczyło, że pracuję jako copywriter i auto nie jest mi do niczego potrzebne. A może inaczej — nie jest mi niezbędne. Mieszkam w dużym mieście, sklepy i urzędy mam pod oknem, a na dłuższe i krótsze wakacje jeździmy z żoną pociągiem lub latamy samolotem. No właśnie — żona. Też długo nie potrzebowała samochodu, aż do czasu, gdy dojazdy do pracy stały się dla niej mocno uciążliwe. Od pięciu lat jeździ Fiatem Grande Punto, a ja już na początku zastrzegłem — ona potrzebuje auta, ona prowadzi. Znacznie trudniej wytłumaczyć to rodzinie i znajomym, którzy często śmieją się ze mnie, bo mam prawko, ale nie jeżdżę. Nie chcę jednak tłumaczyć każdemu, że pojawiła się u mnie blokada, która nie pozwala mi spokojnie siedzieć na przednich fotelach.

Zobacz też: Jak zwiększyć bezpieczeństwo? Zakazać niektórym kierowcom jazdy w nocy

I choć sam nie prowadzę auta i pewnie już nigdy nie poprowadzę, to nadal interesuję się motoryzacją, oglądam wyścigi Formuły 1, nawet czasem coś podreperuję w naszym "punciaku". Jednak to zdarzenie sprzed lat połączone z wypadkami znajomych oraz brak palącej, zawodowej potrzeby sprawiają, że nie pcham się za kółko.

I coraz częściej wydaje mi się, że gdyby za moim przykładem poszło wielu innych, którzy wcale nie czują się pewnie za kierownicą, to udałoby się uniknąć wielu wypadków.