Ktoś powie, że to żadna sztuka, takich prezentacji jest przecież mnóstwo. Jednak urok tego spotkania klubu http://www.mazdaspeed.pl nie bierze się z tego, że auta są najnowsze, czy wyjątkowo drogie. Niespodzianką był fakt, że pokazane na rynku Nowego Miasta Mazdy to w większości auta nie najnowsze, ale bardzo dobrze utrzymane. Nie zabrakło oczywiście współczesnych produktów japońskiej marki, takich jak 231-konna RX-8 z silnikiem Wankla, czy niedawno debiutujący na europejskich rynkach model 5. Kto jednak choć trochę zna historię firmy, ten zapewne na dłużej zatrzymał się przy takich rodzynkach jak amerykańska wersja Mazdy 626 Coupe z nieczęsto spotykanym na ulicy silnikiem 2.2 Turbo. Był też nieśmiertelny roadster MX-5, oczywiście w poprzedniej wersji, jak przystało na zlot. Była też przejechana "nartami Małysza" trzydrzwiowa Mazda 323, która pod maską zamiast seryjnych 128 (były też 140-konne wersje bez katalizatora) ma podobno nawet 180 KM. Patrząc na wnętrze tego auta można sobie przypomnieć nie tak dawne czasy, kiedy to kompakty klasy GTI były w porównaniu ze swoimi "zwykłymi" odpowiednikami tak zmodyfikowane, że można było mówić niemal o nowym aucie. Na zlocie była też cała rodzina modelu 323F: od pierwszych "efek" z otwieranymi światłami, poprzez wersję z pozbawionymi ramek szybami drzwi, aż po ostatnią, opartą na płycie podłogowej większego modelu 626, "efce". Na przykładzie tych modeli widać, niestety, że dawniej wkładano więcej serca w ciekawe odmiany aut dla entuzjastów, niż obecnie. Pierwsze Mazdy 323 F, poza popularnymi odmianami z niedużymi silnikami, oferowały też wersje potrafiące przyspieszać do "setki" w 8 sekund. Kolejna generacja nie miała już otwieranych świateł, ale za to pod maską można było posłuchać pomruku sześciu cylindrów, chociaż efekt ich działania w dość ciężkim aucie był raczej elegancki niż szalony. Potem przyszła pora na ostatnią "efkę" - bardzo praktyczny i pojemny samochód, ale... Jej poprzedniczki wzbudzają więcej emocji. I po to są właśnie takie zloty - tutaj inni docenią to, że jeździ się dobrze utrzymanym, kilkuletnim autem, bo zadbanie o nie to większa sztuka, niż zakup w salonie nowej Mazdy. Chociaż przy obecnej bezczynności importera, to ostatnie wcale nie jest takie proste. Podziwiając Mazdy nie sposób było nie przyjrzeć się kilku MX-6 z lat 90-tych ubiegłego wieku (może brzmi to nieco za mocno, ale tak przecież jest). Dlaczego taki ciekawy samochód nie był bardziej popularny? Cóż, rynek lepiej chłonął popularniejszą siostrę 626 - "dawcę organów" dla MX-6 - jednak ten, kto miał okazję zasiąść za kierownicą tego samochodu, zapewne nie chciał wysiadać, szczególnie ze 165-konnej wersji V6. Dokręcić silnik do 7 tys. obrotów to spora frajda, szczególnie że auto jak na swoje wymiary nie było zbyt ciężkie, a we wnętrzu z 4 indywidualnymi miejscami panował sportowy klimat. Na szczęście japońsko-fordowska Mazda podniosła się ostatnio z letargu i znowu zaczęła przemawiać do emocji nabywców. Nowa "szóstka" jest z pewnością na tyle ciekawa, żeby za 10 lat stanąć na takim "miejskim" zlocie obok np. zapowiadanej po cichu, turbodoładowanej wersji nowej "trójki", czy też najnowszej generacji MX-5. Ale weekendowe spotkanie z Mazdami pokazało jeszcze coś innego: nowe modele, takie jak RX-8, czy coraz ciekawsze popularne auta Mazdy, nie biorą się wyłącznie z kreatywności firmy, ale przede wszystkim mają swoje mocne korzenie w tradycji. Na następnym warszawskim zlocie klubowiczom http://www.mazdaspeed.pl życzymy, by ich aut wystarczyło na zastawienie całego rynku Nowego Miasta. A jak będzie za ciasno - znajdzie się na pewno jakiś większy "parking".
Weekend Mazdy w Warszawie
Tym razem jednak wybrali sobie miejsce, na które w odróżnieniu od zlotów na lotniskach czy parkingach mógł trafić każdy, kto wybrał się na warszawską Starówkę i zahaczył po drodze o rynek Nowego Miasta. Zamiast pustego placu, gdzie bez specjalnego identyfikatora nie można nawet wjechać, można było podziwiać lśniące i wypolerowane Mazdy.