Ekomaniacy chcą zrobić kolejny skok na sektor motoryzacyjny. Tym razem wymyślili, że osiem stanów w USA, prowincja Quebec w Kanadzie oraz cztery kraje europejskie już w 2050 roku pozwolą na sprzedaż jedynie samochodów z zerową emisją spalin. Dzięki temu udałoby się obniżyć globalny wskaźnik emisji szkodliwych związków o 40 procent, co zdaniem ekologów przełożyłoby się na ograniczenie średnich temperatur, spadek poziomów mórz i zminimalizowanie ekstremalnych zjawisk pogodowych.

Projekt zmian sprawia wrażenie sensownego, ma jednak pewne błędy logiczne. Po pierwsze nie mamy żadnej pewności, że przez następne 35 lat producenci motoryzacyjni na tyle rozwiną koncepcję samochodów bezemisyjnych, aby te mogły się stać w pełni praktyczne podczas codziennej eksploatacji. Głównym punktem prac jest zapewnienie im zasięgu pozwalającego także na dalsze podróże.

Po drugie ekolodzy totalnie zignorowali rynkowe trendy. Zainteresowanie oszczędnymi pojazdami rośnie wśród kierowców, ale nie w tak dużym stopniu, w jakim jeszcze kilka lat temu prognozowali analitycy. Dla przykładu szacuje się, że do końca roku po amerykańskich drogach jeździć będzie około 400 tysięcy samochodów elektrycznych. To sporo, jednak po przełożeniu wyniku na tło całego rynku USA, wartość staje się marginalna i sięga zaledwie 1 procenta ogólnej sprzedaży.

Być może intencje krajów tzw. ZEV Alliance nie są najgorsze. Ich przedstawiciele popełnili jednak podstawowy błąd. Zamiast w pierwszej kolejności zastanowić się nad problemem globalnie i przeanalizować realne szanse wdrożenia wymyślonych rozwiązań, postanowili najpierw o nich opowiedzieć światu. A to może pachnieć porażką, którą ZEV Alliance ogłosi, ale dopiero za 35 lat.