Czy jest tu ktoś, kto nie lubi czasem „pójść bokiem”? Sami wiecie ile dostarcza to radochy. Nie trzeba dysponować olbrzymią mocą pod maską. Do dobrej zabawy wystarczy śliska nawierzchnia, napęd na przód i ostry jak brzytwa hamulec ręczny. A korzystając z wyobraźni i znalezionych dwóch kołpaków, wejdziemy na inny poziom rozrywki.
Nie zmienia to faktu, że najlepiej driftuje się samochodem z klasycznym napędem na tył i odpowiednim zapasem mocy. Ooo tak, to jest to! Wybraliśmy dziewięć aut, które są do tego stworzone. Pięć z nich można kupić w salonie w przedziale cenowym 120 – 640 tys. zł. Pięć pozostałych to auta używane, w tym pomysł na driftowóz Kena Blocka. Zapraszamy do galerii.
Galeria zdjęć
W naszym zestawieniu nie mogło zabraknąć BMW z symbolem M. Jest nim coupe M4, które zastąpiło kultowe M3. Pod maskę wrócił sześciocylidrowy rzędowy silnik, ale z turbodoładowaniem. Jednostka o pojemności 3.0 litra rozwija 431 KM. Moment obrotowy wynoszący 550 Nm nie daje spokoju tylnej osi. M4 ustawione w sportowy tryb jazdy nerwowo reaguje na polecenia wydawane gazem. Trzeba przyzwyczaić się do stałego nadzoru elektroniki, ale kiedy już do tego dojdzie, można zakolegować z BMW. M4 nie stawia szczególnych oporów przed jazdą bokiem i chwała mu za to. W rękach doświadczonego kierowcy potrafi czynić cuda. Jeszcze jedno. Popatrzcie na M4. Wygląda fenomenalnie!
Powrót do korzeni. Nawiązanie do kultowego modelu AE86. Toyota dokonując małego kroku w tył, wykonała olbrzymi krok w przód. Po wielu latach nieobecności Toyoty wzbudzającej jakiekolwiek emocje, w ofercie marki pojawia się GT86. Producent przypomniał sobie jak buduje się interesujące samochody. Wspólnie z Subaru stworzył nieduże coupe z napędem na tylną oś. Pod maską pracuje wolnossący czterocylindrowy silnik boxer o pojemności 2.0 litra i mocy 200 KM. Pesymiści powiedzą, że to mało. Nieprawda. Dzięki odpowiednie zestrojonemu zawieszeniu i wąskim oponom, Toyota GT86 uwielbia się ślizgać i robi to z gracją. Po wyłączeniu kontroli trakcji kierowcy nie przeszkadza żaden system, co może szybko zakończyć się piruetem lub, co gorsza, wizytą w rowie... Ten model gorąco polecamy wszystkim amatorom jazdy bokiem!
Protopolasta modelu GT86. Kultowa tylnonapędówka z lat osiemdziesiątych. Głównych bohater japońskiej kreskówki Initial D. W Europa znana jako Toyota Corolla w wersji coupe, w USA i Japonii występująca pod nazwą Trueno (wesja z podnoszymi reflektorami do góry), a później Levin (płaskie lampy przednie). W najmocniejszej odmianie była napędzana silnikiem o pojemności 1.6 litra, który rozwijał 130 KM. Niska masa 970 kg i dobre wyważenie czyniły z AE86 szybki samochód, który doskonale sprawował się w jeździe bokiem. Nawet dziś jego osiągi robią wrażenie. Król driftu Keiichi Tsuchiya stawiał pierwsze kroki za kierownicą AE86 i przyczynił się do jego rozgłosu. Dziś bardzo trudno znaleźć egzemplarz w przyzwoitym stanie. Jeśli jesteście zainteresowani AE86, powinniście się rozejrzeć za ofertami w USA i Japonii.
Król polskiego driftingowego podwórka? Coś w tym jest. Jeszcze kilka lat temu lista E30 w popularnych portalach ogłoszeniowych nie miała końca. Dziś o wiele trudniej jest znaleźć egzemplarz, który nie rozsypie się po kilku okrążeniach. Z kolei doinwestowane modele są drogie. BMW E30 to prosty przepis na driftowóz. Zaspawany dyfer, silnik 2,8 litra, kąty w negatywie, wybebeszone wnętrze, kubeł, sportowa kierownica i można zaczynać przygodę z dritem. Części zamiennych jest od groma, a niewielki rozmiar opon ogranicza koszty. Pozycja godna zainteresowania. Oczywiście wraz z rozwojem stadium tuningowego, cennik dodatkowych podzespołów oraz koszty eksploatacji idą w górę.
Dzikie coupe Jaguara aż rwie się do jazdy bokiem. Swoim drapieżnym dźwiękiem zachęca do wyprostowania prawej nowy przy każdej możliwej okazji. To łobuz w przebraniu gentlemana. Nie bawi go torowa jazda po optymalnej nitce toru. Woli siać spustoszenie i pozostawiać po sobie czarne gumowe ślady na asfalcie. Jaguar F-Type jest dostępny w trzech wariantach mocy – V6 3.0 / 340 KM, V6 3.0 / 380 KM, V8 5.0 / 550 KM. Możemy kupić w wersji coupe lub roadster, a od niedawna także z napędem na cztery koła. Tylko po co, skoro napęd na tył dostarcza tyle wrażeń? Szkoda odbierać sobie całą przyjemność obcowania z tym dzikim kotem. Chyba, że ktoś woli kastrata...
Ile generacji, tyle pomysłów na driftowego Mustanga. Nam przypadł do gustu najnowszy pojazd Kena Blocka. Mustang z 1965 roku kompletnie zmodyfikowany pod kątek zawodów drift/gymkhana. Pod maską znajduje się motor V8 o pojemności 6,7 litra, który dysponuje mocą 845 KM. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych aut, Mustang ma napęd na cztery koła i sekwencyjną skrzynię biegów. Poza tym jest niższy, i szerszy od seryjnego Forda z 1965 roku. W najnowszej produkcji filmowej Gymkhana 7 możecie zobaczyć go akcji. Więcej o Mustangu piszemy w 89. numerze TopGear.
Jeden z ulubionych modeli drifterów. Bardzo często można spotkać go na zawodach w kłębach dymu. Podatny na modyfikacje silnik (kilka wariantów – 1.8, 2.0, 2.4, 3.0) bardzo szybko przypadł do gustu amatorom jazdy bokiem jazdy. W dodatku proporcje nadwozia i długi rozstaw osi doskonale nadawały się do driftu, bowiem samochód można łatwo kontrolować w poślizgu. Na polskiej arenie driftingowej można spotkać wiele Nissanów S13 lub S14. Części zamiennych na rynku jest od groma. Wiele patentów można zapożyczyć od kolegów z USA i Japonii. Poza tym to ładny samochód. Ceny na polskim rynku wahają się między 10 a 30 tysięcy złotych. Niestety znalezienie auta seryjne bez modyfikacji graniczy z cudem. Przynajmniej w Polsce.
Wkraczamy w sferę samochodów, których wartość przekracza pół miliona złotych. To najwyższa półka w zakresie jakości wykonania i oferowanych osiągów. Nie zastanawialiśmy się długo jakie auto powinno się tutaj znaleźć. Jest nim Mercedes AMG GT S. Nowość z Affalterbach zrobiła na nas piorunujące wrażenie. Rasowe coupe z turbodoładowanym V8 o pojemności 4.0 litra pod maską o donośnym brzmieniu potrafi przenieść kierowcę w inną czasoprzestrzeń. 510 KM dostępne jest niemal w każdym zakresie obrotów. AMG GT S potrafi zachować się jak auto wyścigowe na torze (zaskakuje przyczepnością!), ale nie ma nic przeciwko zabawie i darciu opon w długich poślizgach. Klasa sama w sobie.
Nissan 370Z zadebiutował na rynku w 2009 roku. Bardzo szybko zastąpił model 350Z, który szczególnym zainteresowaniem cieszy się w Stanach Zjednoczonych. Ma od niego lepsze proporcje, jest szerszy i dłuższy. Pod maską pracuje silnik V6 o pojemności 3.7 litra i mocy 328 KM. Na rynku dostępna jest także odmiana Nismo (widoczna na zdjęciu), która rozwija 344 KM). Auto występuje z manualną skrzynią biegów lub automatem, który sam dokonuje redukcji z międzygazem. Jazda 370Z potrafi podnieść puls przy każdym mocniejszym wciśnięciu gazu. Po wyłączeniu (a właściwie uśpieniu ESP) wysokość tylnego bieżnika maleje w oczach. Coupe Nissana pozwala poczuć się mniej zaawansowanym kierowcom jak rasowy drifter.