Scenariusz zapoznania z samochodem testowym przebiega u mnie chyba zawsze w ten sam sposób: "Testowe auto odebrałem wieczorem, zatem zacząłem od tankowania i zapoznawczej przejażdżki po ulicach miasta". I tym razem było podobnie. Aveo pod osłoną nocy udał się do przydomowego garażu. Chwila oczekiwania na zjeździe na otwarcie bramy, pomału staczam się w dół i...

- Chrrrrruppp...

- Oszszszsz ty!

No tak, tym razem zaczynamy od wad - daleko wysunięty przedni zwis w połączeniu z wystającym spod zderzaka deflektorem oznacza, że zjazdy do parkingów, tudzież co bardziej wystające progi zwalniające czy krawężniki oznaczają ten sam zestaw dźwięków:

- Chrrrrruppp...

- Oszszszsz ty!

Wprawdzie na razie nie powoduje to, poza nieprzyjemnym dźwiękiem, innych reperkusji, ale kto wie, czy z wiekiem i przebiegiem nie nastąpi dezintegracja deflektora, ku uciesze wyceniających tzw. ponadnormatywne zużycie CFM-ów. Nie zważając na to pierwsze wrażenie, udaję się na spoczynek i w świetle dnia następnego przystępuję do oględzin pojazdu.

Aveo, tudzież Chevrolet w ogóle, jest bardziej przystępną cenowo alternatywą dla Opla (tu już widzę oburzenie speców od marketingu - cóż - ja go tak postrzegam), a samo Aveo ma być międzysegmentowym pojazdem klasy B/C. Zbudowany jest na bazie Opla Corsy, korzystając pełnymi garściami z jej techniki. Pod maską znajdziemy więc silniki z Corsy, we wnętrzu sporo elementów wyposażenia. Czym zatem różni się od starszego/droższego konkurenta w tym samym koncernie?

Chevrolet stawia na stylistykę. Nie lubię oceniania pojazdu przez pryzmat: "dobry, bo ładny/zły, bo brzydki", ale tym razem zrobię wyjątek, doceniając wysiłki stylistów Chevy’ego. Nadwozie zaopatrzono w parę smaczków stylistycznych - czy to oddzielne reflektory, czy to oddzielne lampy tylne, czy ukrytą w słupku klamkę drzwi tylnych. Dopełniając to lakierem w kolorze "Subaru Impreza Blue", mamy zwracający uwagę i cieszący oko samochodzik. Dość powiedzieć, że wybitny znawca motoryzacji, czyli Junior, zawołał pełnym zachwytu głosem: "Tato, tato, jaki ładny Sewlolet! Jakom ma ślicnom klamecke!". Z racji, że rzadko popada w zachwyt, należy uznać, że pod względem wyglądu Aveo ma duży plus. Ale zostawmy kwestie stylizacji i przyjrzyjmy się temu, jak Aveo jeździ.

"Odpalam szybko

swą maszynę

By późną nocą po niej mknąć"

Wieczorową porą opuszczam Warszawę i mknę - choć to bardzo mocno powiedziane - w kierunku Wrocławia. Jechanie DK 8 daje dużo czasu na rozglądanie się po wnętrzu w ramach zabijania nudy. Co zatem znajdziemy w kabinie Aveo? Znowu pojawiają się smaczki, tym razem nie stylistyczne, a bliskie temu, do czego stworzono samochód, czyli przemieszczaniu się, a konkretnie - ułatwianiu i uprzyjemnianiu tegoż.

Mamy zatem ESP jako wyposażenie standardowe - duży plus, tempomat - również w standardzie, dodatkowo połączony z ogranicznikiem prędkości. Tu na chwilę się zatrzymam - o ile konkurencyjne rozwiązania ogranicznika zatrzymują samochód na określonej prędkości, o tyle w Aveo mamy do czynienia z inną koncepcją - powyżej zaprogramowanej prędkości włącza się irytujący (a więc dobry) brzęczyk. Bardzo dobre, moim zdaniem, rozwiązanie. Na pochwałę zasługują również bardzo logicznie rozmieszczone na kierownicy przyciski tempomatu - w porównaniu z np. rozwiązaniem Renault, gdzie są one rozrzucone po całej kabinie - bomba.

Brzęczyk pod rozmaitymi postaciami przyświecał zresztą twórcom pojazdu przy wielu okazjach. Mamy brzęczyk niezapiętych pasów, brzęczyk niezamkniętych drzwi, brzęczyk pozostawionego kluczyka, brzęczyk zapalonych świateł... Uffff... Prawdziwie amerykański pojazd.

Idźmy dalej radio z fabrycznym Bluetooth - nie najwyższych lotów, ale plus za Bluetooth oraz mnogość możliwych do osiągnięcia źródeł dźwięku - CD, 2 (!) wejścia aux, wejście USB, odtwarzanie muzyki po BT, że radia nie wspomnę - łącznie 6 źródeł dźwięku. Na razie nie znam bardziej wypasionego sprzętu. Sterowanie z kierownicy dopełnia koncepcji przyzwoitego radia w samochodzie flotowym.

Na dobrym poziomie stoi również ergonomia miejsca pracy kierowcy. Mamy regulację kierownicy w dwóch płaszczyznach, fotel z regulacją wysokości, zagłówki regulowane w dwóch płaszczyznach i - co w tej klasie jest niezmiernie rzadkie - podłokietnik. Znów kłaniają się amerykańskie naleciałości marki. Warte wspomnienia są również pojemne schowki w desce rozdzielczej, zarówno zamykane, jak i otwarte.

Ponarzekam też na brak przyciemniacza podświetlenia zegarów, ale to wyposażenie - jak zwykle - zarezerwowano dla wersji full wypas. Na koniec zostawiłem najmocniejszy argument na nie. O ile Spark był - przynajmniej pod tym względem - autem do szpiku kości flotowym, o tyle Aveo pod tym względem jest absolutnym cieniem swojego mniejszego brata. Jak wiadomo, kierowca flotowy bez CB jest jak żołnierz bez karabinu. Spark miał absolutnie genialną półeczkę na radyjko, a Aveo... Praktycznie jedyną możliwością bezinwazyjnego montażu jest wetknięcie prawie luzem na uchwyty do kubeczków między fotelami. Pozornie banał, ale brak dobrego miejsca na radio sprawia, że użytkowników zaraz zaswędzą palce, aby - ku uciesze CFM-u - nawiercić dziury w kokpicie...

"Spotykam braci,

którzy nocą

Też swym maszynom robią test"

Po zaledwie dwóch godzinach kontemplacji mamy już za sobą kawał drogi, czyli całe 40 kilometrów, i prędkość zaczyna zbliżać się do niebotycznych 80 km/h, co pozwala ocenić układ jezdny. I znów wrzucimy kilka plusów i kilka minusów. Po stronie tych pierwszych z pewnością jest komfort jazdy. Zawieszenie zestrojono dość miękko, opony są z tych baloniastych (195/65 R15), więc auto dobrze wybiera nierówności. Mimo to nie ma tendencji do życia własnym życiem. Jazda po autostradzie pokazuje dość istotny mankament - wrażliwość na podmuchy bocznego wiatru.

Układ napędowy ma też jakąś dziwną właściwość - przy delikatnym przyspieszaniu z niskich obrotów bardzo szarpie, jest to odczuwalne zwłaszcza przy jeździe w korku. Moim zdaniem, temat jest do weryfikacji w serwisie. Zmiana biegów również mogłaby być precyzyjniejsza, skrzynia nieznacznie haczy. Pochwalę za to wspomaganie, choć elektryczne, to podczas jazdy nie powoduje zgumowacenia kierownicy. Nie puchnie też przy szybkich manewrach na postoju.

Po tytułowych ośmiu godzinach docieram do Wrocławia, melduję się w hotelu i dokonuję dalszych przemyśleń. Pełna dniówka w siodle nie powoduje nerwowych poszukiwań najbliższego gabinetu rehabilitacji. Komfort jest co najmniej zadowalający. Jadąc autostradą dłuższą chwilę zastanawiałem się, co mi jakoś dziwnie nie pasuje, aż wreszcie zauważyłem - jest cicho. Oczywiście, cicho na miarę samochodu klasy B/C. Przy kodeksowych prędkościach słychać głównie - co należy podkreślić - niezbyt dokuczliwe szumy opływowe, ponad które nieznacznie przebija się silnik.

"Myślami często

jestem przy niej

Adrenaliny czuję skok"

Po porannej dawce obowiązków służbowych, skierowałem dziób swojego okrętu w kierunku stolicy, poszukując tytułowej alternatywy - z Wrocławia DK25 przez Ostrów Wielkopolski do Konina, stamtąd A2 do Strykowa i stamtąd już drogą przez mękę, czyli DK14 i DK2 do Warszawy. Wąska szara droga powiatu pozwala dokładniej przyjrzeć się napędowi Aveo.

Mówiąc o oszczędnościach, należy też rzucić okiem na plastiki. Kokpit i okolice są ładnie spasowane i nie mają tendencji do trzeszczenia, jednak jakość zastosowanych plastików nie wprawia w zachwyt. Chevrolet jest marką, której bliżej do klasy budżet niż premium, więc nie mam zamiaru narzekać na ekskluzywność materiałów czy też jej brak. Zastrzeżenia budzi łatwość rysowania się plastiku. Testowy samochód miał przebieg ok. 12 tysięcy km i miejscami widoczne były już rysy i przytarcia. Po ponad setce tysięcy kilometrów wnętrze może być już mocno nieświeże, co może przyczynić się do wysokich obciążeń za wzmiankowane ponadnormatywne zużycie. Dla CFM-u radość, dla flotowca niekoniecznie.

"Tankowanie nocą,

trochę przed północą

Kto nocą smaruje,

ten bak zatankuje"

W chwili pisania tego artykułu da się zauważyć na pylonach przy stacjach cyfry rzędu 5,25 zł/litr bezołowiowej 95. Koszt paliwa zatem będzie interesującym dla przyszłych klientów Chevroleta zagadnieniem. Zajeżdżamy na stację benzynową, pompa w ruch i patrzymy na wyniki. Pierwsze tankowanie - 51,36 l, 780 kilometrów, jazda praktycznie wyłącznie pozamiejska, 2 godziny stania w korku i 150 km autostradą - średnie spalanie 6,57 litra.

Drugie tankowanie - 49,46 l, 764 kilometry, tym razem zaledwie 100 km autostradą, trochę jazdy podmiejskiej i szare drogi powiatu - 6,49 litra. Trzecie tankowanie - 21,52 l, 378 kilometrów - 5,62 litra, ale tu była już wyłącznie spokojna jazda szosowa. Przez prawie cały czas klimatyzacja była wyłączona.

Dużo? Mało? Jak zwykle - w normie. Dziś zasadniczo nie robi się paliwożernych samochodów, przynajmniej w tej klasie. Oczywiście, niezbyt mocny silnik oznacza lawinowy wzrost spalania w warunkach jazdy autostradowej, ale to akurat jest zupełnie normalne.