A przecież podczas omijania zaparkowanego pojazdu należy zachować od niego bezpieczny odstęp, a nie przejeżdżać "na styk". Sytuacja, którą dziś opiszemy, ma nieco inny charakter. Dotyczy przypadku, kiedy spotykamy się z niezgodnym z przepisami oznakowaniem. Pani Ala wybrała się w odwiedziny do koleżanki, która mieszka na jednym z warszawskich osiedli. Nigdy wcześniej tam nie była, więc o jeździe "na pamięć" nie było mowy. Będąc prawie na miejscu, zjechała na lewy pas z zamiarem skrętu w lewo - o tym, że taki manewr jest możliwy, informował odpowiedni znak drogowy oraz namalowane na jezdni strzałki. Pani Ala dojechała do końca tego pasa, zwolniła i zatrzymała się, by sprawdzić, czy z przeciwka coś nie nadjeżdża. Wrzuciła pierwszy bieg i jakież było jej zdziwienie, kiedy ujrzała przed sobą namalowaną na jezdni ciągłą linię oddzielającą auto od drogi, w którą zamierzała skręcić!Nie chcąc łamać przepisów, pani Ala postanowiła cofnąć i poszukać możliwości skrętu na następnym skrzyżowaniu. Niestety, w pośpiechu niedokładnie skontrolowała sytuację z tyłu i cofając, uderzyła w stojące za nią auto. Widziała co prawda kilka samochodów oczekujących za jej pojazdem, ale tego tuż za zderzakiem - niestety, nie... Jaki z tego płynie wniosek? Taki, że jeżeli poczujemy się zaskoczeni niespodziewanym oznakowaniem albo sytuacją drogową, to zamiast cofać w oczekującej kolumnie samochodów i powodować zagrożenie, poszukajmy innej możliwości wyjścia z sytuacji. W przypadku pani Ali rozsądnym rozwiązaniem było zawrócenie - nie łamiąc żadnych przepisów, nie zmuszając stojących z tyłu aut do podjeżdżania na wstecznym biegu. Druga sprawa to zaufanie, jakie powinniśmy mieć do oznakowania. Opisany przykład pokazuje, że znaki potrafią być niezgodne z przepisami. Jedno takie skrzyżowanie, jak pokazane na zdjęciach, może na bardzo długo odebrać respekt kierowcy do tego wszystkiego, co pokazują znaki drogowe. A wtedy - częściej będzie próbował "omijać" przepisy! Pitbull w tuneluGdyby głupota miała skrzydła, to kierownicy ekipy kręcącej serial "Pitbull" opowiadający o policjantach i złodziejach (rodzaj thrillera w stylu "zabili go i uciekł") lataliby jak żurawie. Osobnicy ci w piątkowe przedświąteczne popołudnie zablokowali jedną z kluczowych tras na warszawskiej Ochocie - tunel pod rondem Zesłańców Syberyjskich. Podczas gdy filmowcy w tunelu przygotowywali się do kręcenia sceny pościgu, na górze rósł korek. "Wrzucić ich do zimnej wody!" - złorzeczyli kierowcy przez CB-Radio. "Ogolić i do piaskownicy!" - dodawali inni. Nie dziwi nas ta żółć płynąca z głębi serca, bo niektórzy jechali do domu 3 godziny zamiast 40 minut. Skąd "Pitbull" wziął się w tunelu w godzinach szczytu? Urzędnicy wydali zezwolenie na filmowanie pomiędzy godz. 22 i 6 rano, nie przewidzieli jednak, że filmowcy nie znają się na cyferkach. Policja wyrzuciła ich stamtąd dopiero ok. godz. 19. Jak takich nazwać, nie używając wyrazów powszechnie uznanych za obelżywe? Jeśli macie jakiś pomysł, piszcie do redakcji.Komputery ludziom Niecodzienny wypadek autobusu miejskiego miał miejsce w Częstochowie pod koniec roku: kierowca zjechał z drogi, staranował kilka aut i zatrzymał się na latarni, mimo że nie był ani pijany, ani niedoświadczony. Jak doniósł serwis TVN24, kierowca ruszył z przystanku i poczuł, że autobus przyspiesza. Nowiutki Mercedes Citaro nie zareagował także na naciśnięcie hamulca. Kierowca zjechał z drogi, bo wolał nie czekać, co będzie dalej. Słyszeliśmy już o niehamujących samochodach, ale taki narowisty autobus? Za czasów Jelcza Karosy ("ogórka") to by się zapewne nie wydarzyło!Tajne jak w bankuJeśli jeździmy autem formalnie należącym do banku, fotoradary nam niestraszne. Policja nie ma prawa wymagać od banków danych ich klientów. Donosimy, że prawodawcy mają zamiar to zmienić. Gratulujemy czujności!