- Używane samochody chińskich marek, które znikły z polskiego rynku lub mają kłopoty, można dziś kupić za ułamek wyjściowej ceny
- Rzeczywiste lub potencjalne kłopoty z dostępem do części zamiennych i serwisu napędzają gigantyczną utratę wartości samochodów chińskich marek
- Sensowny samochód elektryczny z symbolicznym przebiegiem można mieć za mniej niż 50 tys. zł
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
Ryzyko, iż samochody jakiejś chińskiej marki niemal z dnia na dzień stracą wsparcie serwisowe producenta, jest w Polsce podwójne: po pierwsze, nie jest tajemnicą, że wiele z całkiem nowych chińskich marek samochodowych ma nieduże szanse, by przetrwać najbliższe kilka lat morderczej konkurencji na rodzimym rynku; po drugie, nie wszystkim chińskim producentom interes w Polsce i w Europie idzie na tyle dobrze, by go utrzymać. Nawet jeśli zniknie tylko importer, problemy są pewne. Niektórzy pechowi nabywcy chińskich SUV-ów już się o tym przekonali i teraz próbują sprzedać swoje auta za ułamek ceny, jaką zapłacili dwa-trzy lata temu. Nie jest to jednak proste.
Seres dawał pięć lat gwarancji na całe auto i osiem lat na baterię. Po dwóch latach zniknął z rynku
Producenci i importerzy chińskich samochodów działający na europejskim i polskim rynku praktycznie wszyscy, bez wyjątku, kuszą swoich klientów wieloletnimi gwarancjami na swoje samochody. Jest to dość rozsądny sposób przekonywania klientów, że jakość oferowanych samochodów jest dobra, a ryzyko związane z kupnem jest raczej nieduże. Po pierwsze, gdyby coś się zepsuło, samochód zostanie naprawiony za darmo; po drugie, jeśli ktoś daje wieloletnią gwarancję na swój produkt, to można przyjąć, że wie co robi i sam wierzy, że jest to towar z najwyższej półki.
Poznaj kontekst z AI
Dalsza część tekstu pod filmem:
Tylko że część chińskich marek samochodowych, które już dotarły do Europy, powstała zaledwie... kilka lat temu. Siłą rzeczy ci producenci tak naprawdę nie mają dużego doświadczenia w produkcji samochodów i sami nie do końca mogą wiedzieć, jak trwały jest ich produkt, na ile można mu ufać w dłuższej perspektywie.
Chiński Seres był i już go nie ma. I co teraz?
Niszowa marka, która udziela kilkuletniej gwarancji na samochód, w istocie zaprasza klienta do hazardu: obiecujemy bogate świadczenia, żeby zyskać rozpoznawalność, dobrze zacząć i przetrwać na rynku; jeśli przetrwamy, to razem będziemy czerpać korzyści; jeśli nam się nie uda, to... wy też będziecie mieli problem. W razie problemów producenta lub importera, nawet jeśli lokalny dystrybutor próbuje pomóc, problemy są nieuniknione.
Tak jak w przypadku Seresa, który pojawił się w Polsce ze swoimi elektrycznymi SUV-ami w 2022 r. Firma planowała sprzedać już w kolejnym roku nie mniej niż 1000 samochodów. W rzeczywistości sprzedała ich znacznie mniej, a po kolejnym roku importer Seresa wycofał się z naszego kraju.
Ile dziś jest wart 3-letni elektryczny chiński SUV Seres 3?
Nawet w przypadku, gdy firma nie ma żadnych kłopotów i auta sprzedają się doskonale, szacowana dziś utrata wartości chińskich samochodów jest dość szokująca – w przypadku modeli elektrycznych po trzech latach i przebiegu 60 tys. km przekracza z reguły 50 proc. początkowej wartości. Gdy jednak firma znika z rynku, dzieją się rzeczy jeszcze straszniejsze.
Oto Seres 3, za który w 2022 r. trzeba było zapłacić ok. 185 tys. zł, dziś oferowany jest za kwoty rzędy 46-48 tys. zł – i są to ceny wywoławcze. Mówimy o samochodach, które mają przebiegi rzędu kilkunastu-, maksymalnie kilkudziesięciu tys. km.
Najlepsze jednak oferty na ten model pojawiały się tuż po ogłoszeniu wycofania się marki z Polski – wówczas samochód nowy, bez przebiegu można było kupić za niewiele ponad połowę ceny cennikowej.
Obecnie auto jest niesprzedawalne za tak zwaną uczciwą cenę, bo też są to potencjalne kłopoty: pierwsza mała stłuczka może z powodu braku części zamiennych unieruchomić samochód na długo, być może na zawsze.
Dalej szukacie okazji? Oto Maxus Euniq 6 – bogate auto za mikro cenę
Seres to niejedyna chińska marka, której interes na polskiej ziemi nie poszedł tak, jak planowano. Oto niedawno Maxus ogłosił częściowe wycofanie się z Polski – częściowe, bo firma zostaje, będzie sprzedawać w Polsce samochody dostawcze, ale rezygnuje z oferowania samochodów osobowych. Nie jest to zaskoczeniem, bo w ubiegłym roku udało się Maxusowi sprzedać w Polsce zaledwie 33 samochody osobowe, w 2025 r. już tylko dwa.
Importer istnieje i tragedii nie ma, ale już pojawiają się okazje na rynku samochodów używanych. Przykładowo ktoś oferuje model Euniq 6 – to duży elektryczny SUV z baterią 70 kWh, z bogatym wyposażeniem. Auto wyprodukowano w 2022 r., ale pierwsza rejestracja datowana jest na końcówkę 2023 r. – czyli samochód jeździł zaledwie nieco ponad półtora roku. Samochód ma niewielki przebieg, zaledwie 44 tys. km. Cena? Dziś za samochód, który w swoim czasie kosztował ok. 225 tys. zł, sprzedawca chciałby dostać niecałe 85 tys. zł, wystawia fakturę VAT. Kolejka na razie się nie ustawia, ale nie ma co się dziwić – takich ofert jest więcej.