• Przykłady z chińskiego rynku pokazują, że już teraz auta elektryczne wcale nie muszą być droższe od spalinowych.
  • Przedstawiciele koncernu tłumaczą, z czego bierze się aż tak duża różnica w cenie między autami sprzedawanymi w Europie a tymi oferowanymi w Chinach
  • Tesla pokazuje, że da się ciąć ceny także w Europie. Volkswagen na razie szuka innych rozwiązań

Wielu europejskich kierowców wciąż nie traktuje poważnie chińskich aut, ale za to europejskie koncerny motoryzacyjne śmiertelnie poważnie traktują chiński rynek, który jest większy od rynku europejskiego i szybciej się rozwija. W wielu dziedzinach powiązanych z motoryzacją chińskie firmy uchodzą za światowych liderów. Dla globalnych graczy uzyskanie odpowiedniej pozycji w chinach ma kluczowe znaczenie. Volkswagen od ponad dwóch lat, z przeciętnym skutkiem, próbuje zaistnieć na chińskim rynku motoryzacyjnym ze swoimi autami elektrycznymi, między innymi z Volkswagenem ID.3. Jak dotychczas, na tle Tesli i kilku chińskich marek, takich jak choćby Wuling, BYD, GAC czy Changan, wypada raczej słabo, w pierwszym kwartale 2023 roku model ID.3 nie załapał się nawet do pierwszej dziesiątki najlepiej sprzedających się aut elektrycznych w Chinach. Działająca przez dziesięciolecia "magia" niemieckiej marki w dziedzinie aut elektrycznych najwyraźniej już nie działa, tu Chińscy nabywcy najwyraźniej są zdania, że w tej dziedzinie lokalne konstrukcje wyprzedzają europejską konkurencję.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Promocja na model ID.3. Tną ceny bardziej niż Tesla

Ostatnio jednak Volkswagen postanowił intensywniej zawalczyć o tamtejszy rynek, robiąc to tak, jak przez dziesięciolecia na innych rynkach robili Chińczycy – czyli oferując swój produkt w bardzo atrakcyjnej cenie. Jak bardzo? Z europejskiej perspektywy nawet bazowa cena tego modelu, która wynosi w przeliczeniu ok. 90 tys. zł, wydaje się niezwykle korzystna. To jednak nic, przy promocyjnej cenie, która ma obowiązywać do końca lipca. Teraz w Chinach auto to można zamówić za równowartość ok. 70 tys. zł. Przypomnijmy, że chodzi o model, który w Europie sprzedawany jest za równowartość ok. 200 tys. zł i to w wersji podstawowej.

Jak bardzo chiński Volkswagen ID.3 różni się od europejskiego?

A może chiński Volkswagen ID.3 to zupełnie inne auto od tego, które można kupić w Polsce? Owszem, m.in. moc jest inna (170 zamiast 204 KM), są różnice w wyposażeniu, ale momencie, kiedy Volkswagen ID.3 debiutował na chińskim rynku, tamtejsi dziennikarze twierdzili, że produkowany i sprzedawany tam model wcale nie różni się aż tak bardzo od wersji europejskich wytwarzanych w Niemczech. Biorąc pod uwagę ich wnikliwość – a chińscy dziennikarze znani są z tego, że na europejskich premierach fotografują nawet najdrobniejsze detale pojazdów czy urządzeń, tak że często podejrzewa się ich wręcz o szpiegostwo przemysłowe – raczej wiedzą, co piszą.

Przedstawiciel Volkswagena tłumaczy różnice w cenach

Gigantyczne różnice w cenach między wersją modelu ID.3 sprzedawaną w Chinach, a tą oferowaną w Europie, wywołała spore wzburzenie m.in. w Niemczech. Na tamtejszym rynku Volkswagen ID.3 oferowany jest w cenach od 39950 euro (przed dopłatami), w Chinach, w przeliczeniu jest o ok. 24 tys. euro tańszy. Dziennikarze niemieckiej redakcji Bilda poprosili przedstawicieli koncernu o wyjaśnienie, z czego wynikają aż tak duże różnice w cenach.

Rzeczniczka Volkswagena wyjaśnia, że jest to efekt wielu różnych czynników – m.in. niższych kosztów produkcji wynikających m.in. z tańszej energii, a także z tego, że samochody te wytwarzane są niemal w 100 proc. z podzespołów wytwarzanych lokalnie. To oznacza, że niemal wszyscy poddostawcy i kooperanci koncernu produkują w Chinach, co obniża koszty transportu. Wyposażenie chińskiej wersji też ma być "dopasowane do wymagań chińskiego rynku". Wpływ na cenę końcową mają też niższe koszty pracy.

Dla tych, którzy chcieliby skorzystać z okazji i sprowadzić sobie prosto z Chin nowego Volkswagena ID.3 w okazyjnej cenie, mamy nie najlepsze wieści. Model ten nie ma europejskiej homologacji, więc jako nowe auto nie może być sprowadzony i zarejestrowany, co da się oczywiście ominąć, rejestrując go gdzieś po drodze i sprowadzając jako auto używane. Nawet w takiej sytuacji trzeba doliczyć wysokie koszty transportu oraz opłaty celne.