Organizatorzy nie mają lekkiego chleba. Dziesiątki rozmów, uzgodnień i przygotowań czasem idzie na marne. W tym przypadku nadleśnictwo – pod naciskiem organizacji ekologicznej chroniącej wilki na czynnym poligonie (!) – cofnęło wcześniejsze ustalenia. Aby zawodnicy, którzy do Torunia wybierali się dość licznie, nie pozostali bez zajęcia, Viola i Andrzej Derengowscy przy współudziale Alberta Gryszczuka naprędce powołali do życia H4 Gothic. Założeniem rajdu Baja Gothica było trzykrotne pokonanie 70-kilometrowej pętli w jak najkrótszym czasie.
W H4 Gothic stało się trochę inaczej – wyznaczony odcinek (pętla licząca nieco ponad 13 km) trzeba było pokonać jak najwięcej razy w ciągu zadanego czasu.
Jak przystało na imprezę typu cross-country chodziło o szybką jazdę w niezbyt wymagającym terenie. Tak też właśnie było – szeroka trasa umożliwiała bezproblemowe wyprzedzanie, organizatorzy oszczędzili błotnistych terenów czy głębokiego, kopnego piasku. Podstawą klasyfikacji miała być liczba przejechanych okrążeń zaś – dla urozmaicenia rywalizacji i rozwiązania remisowych wyników – liczono też (i na bieżąco podawano w internecie) czasy przejazdu poszczególnych okrążeń.
Zabawę rozpoczęli quadowcy wraz z motocyklistą, którzy w sobotę wyjechali na 2-godzinną pętlę. Aż 3 kierowców (Sipa/Rostowski junior/Straszak) pokonało po 11 kółek, ale najlepsze czasy okrążeń ustawiły ich właśnie w takiej kolejności. Po nich na 4 godziny tor przejęli samochodziarze. Widok blisko 30 aut startujących równolegle (część dołączyła chwilę później) był naprawdę imponujący. Obyło się na szczęście bez poważniejszych kolizji. O tempie jazdy może świadczyć fakt, że część aut przygotowana do nieco bardziej przeprawowej rywalizacji nie wytrzymywała tempa – „gotowało się” np. Suzuki Jimny Finder Teamu (kierowca Grzegorz Piestrak), zaś Jacek Ambrozik (jeszcze starą Suzuki MaJa, Discovery III ma się pojawić na Drezno-Wrocław) dachował po pierwszym okrążeniu.
Z rywalizacji odpadł też Rafał Płuciennik z Caroline Team (urwane koło). Systematycznie (choć niezbyt szybko – 5. pozycja wśród sprinterów z czasem o ponad minutę gorszym) podążał za to Wojciech Tolak z teamu „Wilk”. Drugi dzień to o połowę krótszy czas jazdy. Fantastycznym czasem „kółka” popisał się Klaudiusz Rostowski. Warto zauważyć, że jego quad ma napędzaną tylko tylną oś. Aż 6 kierowców aut 10-krotnie pokonało pętlę, ale na prowadzeniu utrzymał się Wojtek Tolak. Ciekawostką był start w barwach RMF Caroline Team dwóch pań znanych z telwizji: Ani Dereszowskiej i Darii Widawskiej, które dosiadały zupełnie „niedamskiego” Nissana Patrola i radziły sobie bardzo dobrze.