Tor Le Castellet we Francji. Długi lewy zakręt, następnie prawy, bardziej zdradliwy, trudniejszy. Na twarzy Michaela Stoscheka pojawia się uśmiech. Tak wygląda człowiek zadowolony z siebie, a jeszcze bardziej ze swojego auta. Nic dziwnego, New Stratos jest nie tylko niesamowicie szybkim samochodem sportowym – to jego dziecko. Stoschek wskrzesił na nowo Lancię Stratos, nietuzinkowy samochód z lat 70. XX w., rajdową legendę.
Teraz moja kolej
Zapinam 6-punktowy pas bezpieczeństwa i spoglądam na 7 pięknych okrągłych zegarów z czerwonymi wskazówkami. Centralne miejsce zajmuje obrotomierz wyskalowany do 10 tys. obr./min. Pierwszy z prawej to wskaźnik działania siły odśrodkowej. W brzuchu czuję dziwne mrowienie. To chyba strach. Jeśli rozbiję jedyny dotąd egzemplarz New Stratosa o bandę, to Stoschek mnie zabije.
Bolid rusza z takim impetem, że zaczynam mieć obawy, czy to w ogóle przeżyję. Najpierw słychać ryk „V8-ki”, potem: „Tędy” – wrzeszczy Stoschek i łapie za kierownicę niczym instruktor nauki jazdy. Pierwszy zakręt zepsułem. Jak amator – New Stratosem jeździ się inaczej niż zwykłymi autami sportowymi. Ma on bowiem o 20 cm mniejszy rozstaw osi od swojego „dawcy organów” – Ferrari 430 Scuderia – i jest od niego aż o 33 cm krótszy.
Dzięki temu New Stratos ma wyjątkowo krótkie zwisy i prowadzi się go niewiarygodnie zwinnie. W poślizgu długo pozostaje neutralny, dopiero po dodaniu gazu wykazuje tendencję do nadsterowności. Po trzech okrążeniach odnajduję swój rytm.
Stoschek jednak dalej narzeka: „Wcześniej wjeżdżaj w zakręt”. Szybki ruch kierownicą, wciśnięty pedał gazu i następuje perfekcyjna zmiana obciążenia. Klinowaty przód dojeżdża do wewnętrznej krawędzi zakrętu i Stratos „driftuje” z dającym się idealnie dozować uślizgiem kół tylnych, dokładnie na granicy przyczepności.
Nabieram do niego coraz większego zaufania
Niewiarygodne, jak łatwo daje się prowadzić. Także na szybko pokonywanych zakrętach, na których sportowe bolidy z silnikiem umieszczonym centralnie wywołują wybuchową mieszankę uczuć, kiedy ich tył traci przyczepność przy 160 km/h, a wszystko kończy się „bączkiem” albo... szkodą całkowitą! Stratos generuje dużą siłę dociskową i pozostaje bardzo stabilny – godziny pracy w kanale aerodynamicznym Pininfariny jednak się opłaciły.
Nadwozie nawiązuje do oryginału z 1974 r
Design w stylu retro rzadko idzie w parze z techniką z najwyższej półki – w przypadku Stratosa jest jednak inaczej. Auto, tak jak kiedyś, zbudowano na podwoziu Ferrari. Zostało ono oczywiście zmodyfikowane – skrócono płytę podłogową i przymocowano do niej stalową klatkę bezpieczeństwa, przez co nadwozie jest o 20 proc. sztywniejsze.
Ośmiocylindrowy silnik wzmocniono z 510 do 540 KM, w układzie kierowniczym zastosowano elektrohydrauliczne wspomaganie, a elektroniczny dyferencjał wymieniono na „szperę” firmy Drexler Motorsport.
Dzięki temu Stratos rozpędza się do „setki” w 3,3 s, a 200 km/h osiąga w niespełna 10 s. Modyfikacje objęły również skrzynię biegów. Stoschek chwali się, że zmiana przełożeń trwa krócej niż 60 ms.
Nadwozie pokryto włóknem węglowym i pomalowano bezbarwnym lakieremz odrobiną czarnego i niebieskiego pigmentu. Pojazd waży 1247 kg, na każdego KM przypada więc jedynie 2,3 kg.
Cena za tak korzystny stosunek mocy do masy jest bardzo wysoka – opracowanie modelu pochłonęło prawie 10 mln euro (ok. 40 mln zł). Jeśli Stoschek chce, aby New Stratos nie pozostał unikatem, musi znaleźć 25-30 klientów.
Maszyny, które wykorzystuje, wystarczą do produkcji tylu egzemplarzy karbonowej karoserii. Auto kosztowałoby wówczas 600 tys. euro (ok. 2,4 mln zł). Szaleństwo? „Marzenie jest tego warte” – mówi Stoschek.