Nazwa „Shelby” wywołuje gęsią skórkę. Od razu masz na myśli jadowitą Cobrę lub najdzikszą odmianę Mustanga z lat 60. dwudziestego wieku (patrz str. 56). Albo przypominasz sobie Forda GT40. Dzięki pomocy Carrolla Shelby’ego Ferrari podczas wyścigu Le Mans mogło tylko oglądać czerwony tył tego auta. Wszystkie te klasyki określane mianem „Shelby” mają jedną wspólną cechę – są drogie.
Jednak w latach 80. dwudziestego wieku pojawiło się jeszcze kilka modeli Shelby, które powstały we współpracy z firmą Chrysler. Także były szybkie, ale otrzymały przedni napęd oraz niewielkie nadwozia. I co najważniejsze – były niedrogie.
Jednym z nich mieliśmy okazję jeździć. A oto krótka historia sytuacji, w której doszło do produkcji tego auta. Pod koniec lat 70. Chrysler był w opłakanym stanie. Dwa kryzysy paliwowe dotknęły ten koncern bardziej niż inne firmy samochodowe. Chrysler potrzebował pieniędzy na zaprojektowanie i pokazanie nowych modeli. Firma przetrwała jedynie dzięki gwarancjom rządowym oraz dzięki 1,5 mld dolarów. Na szefa firmy został powołany Lee Iacocca – syn włoskich imigrantów i ojciec Forda Mustanga.
Co ciekawe, wcześniej Henry Ford II zwolnił go z racji różnicy charakterów. W rekordowym czasie Iacocca odświeżył ofertę Chryslera poprzez wprowadzenie do sprzedaży mniejszych modeli (tzw. K-cars), a tym samym przyczynił się do odmienienia motoryzacyjnego rynku Stanów Zjednoczonych. Do sprzedaży trafiły również modny Chrysler Le Baron oraz pierwszy van Ameryki – Voyager.
W jednym ze spotów reklamowych z tamtych czasów Iacocca mówi: Jeżeli znajdziecie lepszy samochód – kupcie go. Może wówczas rzeczywiście nie było lepszego auta, a może Amerykanie nie szukali wystarczająco uważnie. W każdym razie pewne jest, że najmniejsza firma z wielkiej trójki (Ford, General Motors, Chrysler) szybko zyskała imponujący udział w rynku.
Iacocca był nie tylko genialnym menedżerem, lecz także prawdziwym samochodziarzem. Nigdy nie miał dość samochodów. Jego pomysły uratowały firmę przed bankructwem. Jednak Iacocca wiedział, że oprócz praktycznych pojazdów, przydatnych na co dzień, marka potrzebuje również aut kupowanych sercem. Dlatego przekonał swojego długoletniego przyjaciela Carrolla Shelby’ego do współpracy nad bardziej zaawansowanymi modelami Chryslera. Przecież wcześniej Shelby także wspomagał już Iacoccę podczas pracy nad Fordem Mustangiem.
Pierwszym efektem odrodzonej współpracy był opisywany Shelby Charger. Początkowo samochód występował wyłącznie ze 107-konnym silnikiem gaźnikowym. Pojazd jednak wiele zyskał, gdy Shelby objął centrum rozwojowe. Pod maską wylądował doładowany motor benzynowy z wtryskiem paliwa, o pojemności 2,2 litra. Najbardziej rasowe odmiany Shelby miały przydomek GLH (Goes like Hell), który oddawał charakter pojazdu.
Kierowca siedzący na sportowym siedzeniu za kierownicą naszego Turbo Shelby po spojrzeniu we wsteczne lusterko widzi czarną żaluzję na tylnej szybie. Pod nogami ma miękko wciskane pedały. Silnik z czterema cylindrami warkocze, gdy sprężarka typu Garrett zaczyna wytwarzać ciśnienie. Wraz z sykiem zaworu doładowania przednie opony szukają przyczepności.
Pięciobiegowa skrzynia została krótko zestopniowana. Wspomaganie kierownicy nie daje należytego czucia, a siły napędzające są wyjątkowo duże. Przednia oś przeskakuje przez poprzeczne nierówności. Zaletą jest niezbyt amerykański sposób zestrojenia zawieszenia. Dzięki temu samochód dziarsko pokonuje zakręty. Silnik osiąga 148 KM przy 5200 obr./min i dzielnie radzi sobie z napędzaniem auta ważącego 1125 kg. Już po 7,9 s uzyskuje się 96 km/h. Dzięki temu w 1985 roku Shelby należał do najszybszych samochodów Ameryki.
Ratownik firmy – Iacocca – w 1992 roku odszedł na emeryturę. Wcześniej jednak wprowadził Vipera z 10-cylindrowym silnikiem – oczywiście, przy jego opracowaniu nie obyło się bez pomocy Carrolla Shelby’ego.
Shelby Charger Turbo - plusy i minusy
Mały Charger to niezwykle zwinny samochód. No dobrze, turbodziura jest tak duża, jak Wielki Kanion. Niemniej jednak auto daje mnóstwo frajdy. Tylna kanapa wystarczy co najwyżej dla dzieci, ale za to po jej złożeniu otrzymuje się mnóstwo miejsca na bagaże.
Jeżeli komuś uda się znaleźć jedno z 2011 wyprodukowanych doładowanych Shelby, to wyda na nie mniej niż 10 000 euro. Zatem to coupé jest najkorzystniejszą możliwością jazdy Shelby. Specyficzne części – szczególnie elementy karoserii czy wyposażenia wnętrza – okazują się wyjątkowo rzadkie.
Za to podzespoły techniczne w Ameryce nie są drogie, chociaż trzeba pamiętać, że ich jakość bywa bardzo zróżnicowana. Napęd samochodu jest uważany za trwały.
Nie ulega natomiast wątpliwości, że doładowana odmiana nigdy nie osiągnie wartości starego Mustanga Shelby i nie można jej traktować jako inwestycji na przyszłość. Samochód ma te same geny, co Dodge Omni – przez niektórych jest znany jako Talbot Horizon.
Shelby Charger Turbo - części zamienne
W przypadku tego coupé utrzymanie nie musi być kosztowne, bo nie wszystkie części są drogie. Mały fragment cennika ze strony www.rockauto.com: regenerowany alternator – 45,73 euro, nowa chłodnica – 179,91 euro, przedni wahacz poprzeczny wraz z przegubem kulowym – 44,81 euro, tylny amortyzator – 37,46 euro, kompletne sprzęgło – 57,85 euro. Do tego trzeba oczywiście doliczyć koszty transportu i przesyłki.
Shelby Charger Turbo - sytuacja rynkowa
Na początek trzeba sobie przede wszystkim powiedzieć, że ten samochód jest w Europie właściwie nieosiągalny. Jeżeli komuś nie zależy koniecznie na modelu Charger, ale chciałby mieć auto z doładowanym silnikiem, to powinien zainteresować się Dodge’em Daytoną Shelby Z, który również jest napędzany jednostką tego typu.
Shelby Charger Turbo - polecamy
Kto chce na zlocie amerykańskich samochodów wyróżniać się pomiędzy Fordami Mustangami i podobnymi modelami, powinien postawić na ten pojazd. Shelby Charger to jedno z ostatnich wspólnych dzieł starych kumpli – Lee Iacocki i Carrolla Shelby’ego. OK, to tylko naklejki czynią z niego Shelby. Niemniej jednak warto zastanowić się nad każdym Chargerem w dobrym stanie technicznym oraz z udokumentowaną historią. Dotyczy to również wersji Dodge Omni GLH i GLHS.
Po legendarnym Mustangu Shelby Amerykanie Lee Iacocca i Carroll Shelby stworzyli ten osobliwy samochód. Obecnie to najtańsza szansa na jazdę modelem Shelby. W dodatku
na całkiem niezłą jazdę.
W latach 80. dwudziestego wieku pojawiło się jeszcze kilka modeli Shelby, które powstały we współpracy z firmą Chrysler. Także były szybkie, ale otrzymały przedni napęd oraz niewielkie nadwozia. I co najważniejsze – były niedrogie.
Kokpit Shelby z obsługą i stylistyką typową dla samochodów z lat 80. Kierownica jest wyjątkowo płasko ustawiona.
Kokpit Shelby z obsługą i stylistyką typową dla samochodów z lat 80.
Kokpit Shelby z obsługą i stylistyką typową dla samochodów z lat 80.
Kokpit Shelby z obsługą i stylistyką typową dla samochodów z lat 80.
Takiej żaluzji na tylnej szybie mógłby pozazdrościć kierowca Opla Manty.
Silnik osiąga 148 KM przy 5200 obr./min i dzielnie radzi sobie z napędzaniem auta ważącego 1125 kg. Już po 7,9 s uzyskuje się 96 km/h. Dzięki temu w 1985 roku Shelby należał do najszybszych samochodów Ameryki.
Wprawdzie ten Charger nie jest klasycznym muscle carem, ale i tak potrafi być bardzo szybki. Jedną czwartą mili ten niewielki model przejeżdża w 16 sekund, a wszystko dzięki 148-konnemu silnikowi.
Pochodzący z 1968 roku Dodge Charger R/T z silnikiem V8 Hemi o mocy 425 KM (SAE) pokonuje ten sam dystans w ciągu 13,8 s.
Logo Chryslera umieszczono pod trzecim światłem hamulcowym.
Kto chce na zlocie amerykańskich samochodów wyróżniać się pomiędzy Fordami Mustangami i podobnymi modelami, powinien postawić na ten pojazd. Shelby Charger to jedno z ostatnich wspólnych dzieł starych kumpli – Lee Iacocki i Carrolla Shelby’ego. OK, to tylko naklejki czynią z niego Shelby. Niemniej jednak warto zastanowić się nad każdym Chargerem w dobrym stanie technicznym oraz z udokumentowaną historią. Dotyczy to również wersji Dodge Omni GLH i GLHS.