Zły przykład przyszedł z góry – najpierw Inspekcja Transportu Drogowego zarządziła, że nie będzie wysyłała właścicielom aut zdjęć z fotoradarów, na których zarejestrowano ich pojazdy. Tłumaczono to na kilka sposobów. Najpierw miało chodzić o ochronę prywatności pasażerów (np. żeby żona nie dowiedziała się ze zdjęcia, z kim podróżował jej mąż).

Późniejsza wersja, podparta losowo wybranymi paragrafami z Kodeksu karnego, była taka, że materiał dowodowy może być udostępniany dopiero na etapie postępowania sądowego, bo zrobienie tego wcześniej jest wbrew interesowi organów ścigania. Wreszcie na pouczeniach zaczęto wpisywać paragrafy, które mają uzasadniać taki sposób postępowania, a w rzeczywistości dotyczą czegoś zupełnie innego.

Tak naprawdę chodzi o uproszczenie ściągania mandatów – drukowanie i wysyłanie zdjęć kosztuje, a jeśli okazałoby się, że fotografia jest niewyraźna lub w inny sposób wadliwa, właściciel pojazdu mógłby odmówić przyjęcia mandatu. Teraz taką samą metodę zaczynają stosować również straże miejskie.

Masz trzy możliwości

Przypominamy: jeśli samochód zostanie sfotografowany przez fotoradar, jego właściciel dostaje raport z urządzenia rejestrującego, zawierający datę, miejsce i rodzaj zarzucanego wykroczenia wraz z trzema wariantami oświadczenia do wypełnienia. Pierwszy z nich zawiera przyznanie się do prowadzenia pojazdu w chwili wykroczenia. Drugi – to wskazanie innego kierowcy.

W trzecim przypadku właściciel nie przyznaje się do prowadzenia auta, ale też odmawia wskazania sprawcy i zgadza się na ukaranie z tego tytułu mandatem, jednak bez punktów karnych.

Wielu właścieli aut decyduje się na pierwszą opcję – zwykle związana jest ona z mandatem niższym niż w przypadku niewskazania sprawcy. Tak właśnie zrobiła pewna mieszkanka Warszawy – przyznała się do winy i przyjęła mandat, choć straż miejska nie przysłała jej zdjęcia. Okazało się, że to jednak nie koniec sprawy. Po dwóch miesiącach przysłano jej kolejne wezwanie, tym razem już ze zdjęciem dokumentującym wykroczenie. Tyle że na zdjęciu widać... mężczyznę. W rezultacie właścicielka pojazdu może teraz zostać oskarżona o składanie fałszywych zeznań.

To bardzo poważny zarzut, za którygrozi kara do 3 lat za kratkami! Przedstawiciele warszawskiej straży tłumaczą, że z pierwszej opcji powinni korzystać wyłącznie ci, którzy są pewni, że prowadzili auto w chwili wykroczenia. Nawet jeśli zainteresowany nie otrzyma zdjęcia, to nie znaczy, że urzędnicy go w końcu nie sprawdzą. Wyrywkowe kontrole mają służyć ograniczeniu handlu punktami karnymi – podejrzenia urzędników budzą najczęściej wykroczenia najstarszych kierowców. Zwalanie winy na babcię może się źle skończyć!

Za dostałeś co ten mandat?

Większość zdjęć z fotoradarów obsługiwanych przez Inspekcję Transportu Drogowego jest obrabiana przez specjalny system komputerowy. Ponieważ opracowała go firma, która ma duże doświadczenie w wygrywaniu publicznych przetargów, ale żadnego w dziedzinie tworzenia systemów fotoradarowych, to trzeba się liczyć z tym, że nie jest on nieomylny.

Auta są identyfikowane na podstawie numerów rejestracyjnych. Media donosiły już o spektakularnych wpadkach, które wypłynęły, ale tylko dlatego, że oskarżenia były absurdalne – np. sparaliżowany 86-latek dostał wezwanie od ITD, bo według systemu jego stojąca od wielu lat na kołkach Syrena Bosto pędziła w terenie zabudowanym 105 km/h.

Dyrektor Marcin Flieger z ITD z rozbrajającą szczerością stwierdził, że system po prostu źle odczytał jeden ze znaków rejestracji. Zdarza się! A co by było, gdyby wezwanie trafiło nie do rodziny obłożnie chorego staruszka, którego samochód od lat nie ruszył się z podwórka, tylko do zdrowego kierowcy? Nikt by nie słuchał tłumaczeń obwinionego! Takich przypadków może być mnóstwo – ale prawdopodobnie nikt się o nich nie dowie. Właściciele w ciemno podpisują oświadczenia, dając się zastraszyć, że jeśli będą się upierali przy tym, że chcą zobaczyć zdjęcia, to sprawa trafi do sądu.

W praktyce najwygodniejszym rozwiązaniem dla właściciela auta wydaje się zwykle przyjęcie kary zaniewskazanie, komu powierzył on samochód. Warto jednak wiedzieć, że zdaniem wielu prawników, w tym również prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, taka forma karania jest niezgodna z konstytucją. Warto też wiedzieć, żeprzyjęcie mandatu „za niewskazanie” nie zamyka drogi do ścigania sprawcy wykroczenia.

Dostałeś mandat z fotoradaru – idź do sądu

Rozwiązaniem dla wytrwałych i zaprawionych w prawniczych bataliach, w sytuacji gdy istnieją wątpliwości co do tego, kto popełnił wykroczenie, jest odmowa przyjęcia mandatu. Sprawa trafia wtedy do sądu, który powinien kierować się zasadą domniemania niewinności. Jeśli na podstawie zebranego materiału dowodowego nie da się jednoznacznie ustalić sprawcy, bo np. zdjęcie jest niewyraźne, to sprawa powinna zostać umorzona.

Z kolei organy ścigania nie mogą wymagać od obywatela – w tym przypadku właściciela samochodu – by je wyręczał i wskazywał winnego złamania przepisów.

Co ci może grozić jeśli przyznasz się do wykroczenia?

Jeśli przyznasz się do winy, choć to nie ty prowadziłeś auto: gdy okaże się, że na zdjęciu jest ktoś inny, grozi ci zarzut składania fałszywych zeznań – sprawa może trafić do sądu, maksymalny wymiar kary to 3 lata pozbawienia wolności.

Jeśli przyjmiesz mandat wystawiony przez Inspekcję Transportu Drogowego bez oglądania zdjęcia: być może zapłacisz za cudze wykroczenie. System rozpoznaje samochody tylko po numerach rejestracyjnych. Praktyka wskazuje, że może się mylić.

Jeśli jako właściciel auta przyjmiesz mandat za niewskazanie, komu powierzyłeś pojazd: nie zamyka to wcale sprawy wykroczenia zarejestrowanego na zdjęciu. Jego sprawca nadal może być ścigany – choć w praktyce instytucje wystawiające mandaty, „zapominają”po zainkasowaniu pieniędzy o tym, że są powołane do egzekwowania przepisów drogowych.