Gdzie mógł narodzić się sport, w którym wszystko jest największe? Oczywiście, w USA. Historia monsterów liczy sobie niemal 40 lat. Musimy cofnąć się do 1974 r., do miasta Saint Louis. Jest ono ważne z przemysłowego, handlowego i biznesowego punktu widzenia nie tylko dla stanu Missouri, w którym się znajduje, ale dla całej centralnej części Stanów Zjednoczonych.

W St. Louis mieszkał w młodości Bob Chandler i powrócił tam po studiach i służbie w wojsku. Na początku lat 70. Bob miał wypadek motocyklowy, który przekreślił jego karierę w budownictwie. Jeżdżąc często poza miasto i pracując przy regulacji biegu rzeki Missouri, potrzebował sprawnego pojazdu 4x4. Zamówił więc nowiutkiego pikapa Forda F250, którego chciał zmodyfikować pod kątem poprawy zdolności przewozowych i terenowych. Okazało się, że w tak dużym mieście, a nawet w całej okolicy brakuje części do przeróbek!

To rozsierdziło Boba, który wspólnie z przyjacielem – Jimem Kramerem – założył firmę Midwest Four Wheel Drive.Pierwszy monster truck otrzymał nazwę Bigfoot. Był bardzo zbliżony do konstrukcji seryjnej, pomału przechodził kolejne modyfikacje, np. w 1978 r. użyto 48-calowych kół, w kolejnym pojawiło się kierowanie tylnych kół. Od tego czasu z warsztatu Boba wyjechało już wiele przerobionych aut, obecnie na torach walczy 16. generacja.

Jak zbudowany jest współczesny monster truck i kto siedzi za kierownicą?

Aby odpowiedzieć na te pytania umawiamy się z Billem Payne’em – jednym z czołowych, utytułowanych kierowców i konstruktorem. Ma on nieco ponad 30 lat, zaczął startować w 2003 r. Jak mówi kocha to zajęcie, inaczej nie wytrzymałby na zawodach 42 tygodni w roku! Uwielbia słuchać dopingującego go tłumu i sprawiać radość dzieciom, które siadają w samochodzie. Jako najtrudniejsze podczas zawodów wskazuje balansowanie na krawędzi – tak żeby wszyscy spodziewali się wywrotki, ale do niej nie doszło. Bill na co dzień jeździ Chevroletem Colorado, oczywiście nieco mniejszym niż wyglądający podobnie monster. Swoje auto sportowe nazywa Rock Star – jako że lubi też głośną, hałaśliwą muzykę, nie tylko rockową.

Budowa Rock Stara doskonale oddaje standardy panujące w tej klasie. Podstawą konstrukcji jest wielka rama przestrzenna, do której mocowane są poszczególne podzespoły. Nadwozie pełni funkcję „dodatkową” – w południe auto może udawać na zawodach pikapa Forda, wieczorem – konkurencyjnego Chevroleta. Wytłoczkę zmienić łatwo. Masa całego auta to blisko 6 t. Kabina, w której siedzi kierowca, to tak naprawdę klatka bezpieczeństwa połączona z całą konstrukcją. Nie ma tam ani zbyt wiele miejsca, ani zbyt rozbudowanej deski rozdzielczej – tylko podstawowe wskaźniki. W Rock Starze jest też dodatkowy fotel, ponieważ Bill jeździ z żoną.

Pod maską pracuje silnik w układzie V8, o pojemności 540 cali sześciennych, czyli 8,8 l. Moc jest niebagatelna – 1475 KM – choć wcale nie rekordowa dla monsterów! Zasilanie to metanol. Warto podkreślić, że motor z pełną mocą może pracować zaledwie przez kilka minut. Każde auto musi być wyposażone w trzy włączniki, z czego jeden zdalny, dzięki któremu ekipa serwisowa jest w stanie wyłączyć silnik nawet w trakcie pokazu. W układzie przeniesienia napędu Rock Stara znajdziemy starą, prostą automatyczną skrzynię biegów TH 400 (z koncernu GM). Kiedyś występowała w seryjnych autach, teraz chętnie sięgają po nią właśnie tunerzy. Mosty napędowe mają wojskowe pochodzenie. Przy każdym kole pracują po dwa amortyzatory – pompowane z zasobnikami azotu. W takiej konstrukcji nie potrzeba sprężyn śrubowych.

Zawody monster trucków rozgrywane są nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale też na całym świecie – w Europie, Australii

Zazwyczaj składają się z wyścigu (pucharowa czasówka, która wyłania najlepszego w danym dniu) oraz z freestyle’u – dowolnej jazdy zawodników, którzy korzystają z przeszkód ustawionych na torze, zdobywając w ten sposób punkty od sędziów. Czasem organizowane są też pokazy specjalne, np. niszczenie samochodów. Podstawowe cykle rozgrywane na świecie to Monster Jam (www.monsterjam.com) oraz Monster X Tour (www.monstertruckent.com).

Niestety nie zawsze możemy liczyć na aktualne informacje i wyniki, np. na stronie X Tour prowadził ze znaczną przewagą nasz przewodnik po świecie monsterów – Bill, ale ostatnia aktualizacja pojawiła się w lipcu, później zaś było jeszcze sporo wyścigów. Faktem jest, że monstery w trakcie pokazu jeżdżą bardzo krótko. Wyścig trwać może zaledwie kilkadziesiąt sekund, pokaz dowolny zajmuje najczęściej 1,5 min. Czy warto przyjeżdżać na taki krótki show? Tak, ponieważ pojazdy swoim rykiem, skokami, a nawet samym wyglądem robią niesamowite wrażenie. Organizatorzy dbają też zazwyczaj o pokazy dodatkowe – najciekawsze są bez wątpienia występy motocyklistów FMX. Dlatego mamy zazwyczaj kilka godzin niezłej zabawy. Warto też zaplanować wcześniejsze przybycie na pit party, w czasie którego większość startujących aut można podziwiać z bliska.

Do Polski zawody zawitały po raz pierwszy w 2009 r. W Chorzowie rozegrano Orlen Monster Jam. Kolejny raz cykl Monster Jam pojawił się w 2011 r., na stadionie we Wrocławiu. W 2012 r. w ramach rozgrywek Monster X Tour potężne pojazdy przyjechały do Łodzi oraz Gdańska. Odwiedziliśmy łódzką edycję imprezy. Ciekawostką była możliwość wykupienia jazdy Bone Crusherem – niestety, tylko króciutko, powolutku, po płaskim terenie. Wydarzenie pierwszego show to z pewnością niefortunne lądowanie monstera California Kid, po którym wyłamała mu się całkowicie tylna oś.