Po intensywnych upałach przychodzą zwykle równie intensywne burze, a tym z kolei często towarzyszą opady gradu. Z reguły przychodzą one niespodziewanie. Przejście między piękną pogodą a bombardowaniem ciężkimi kulami lodu spadającymi z nieba trwa czasem zaledwie kilka minut – zbyt mało, żeby np. ukryć auto pod dachem.
W Polsce nikt nie prowadzi dokładnych statystyk, ile pojazdów zostało uszkodzonych w wyniku opadów gradu, tymczasem w Niemczech w ubiegłym roku zrzeszenie tamtejszych ubezpieczycieli doniosło, że na skutek gradobić zniszczeniu uległo 635 tys. (ubezpieczonych!) aut, a suma odszkodowań wypłaconych z tego tytułu przekroczyła 1,5 mld euro.
Typowa naprawa po gradobiciu polega na zaszpachlowaniu wgnieceń i ponownym polakierowaniu uszkodzonych elementów nadwozia. Taka usługa kosztuje zwykle 400-800 zł za każdy uszkodzony element; polakierowanie dachu może być jeszcze droższe.
Metoda ta ma jednak, oprócz wysokiej ceny, sporo innych wad. Przede wszystkim obniża wartość samochodu przy odsprzedaży, bo dziś już niemal każdy nabywca auta uzbrojony jest w miernik lakieru, a podwójna grubość powłoki zwykle jest traktowana jako ślady wypadku, niezależnie od tłumaczeń sprzedawcy.
W przypadku modnych wielowarstwowych lakierów metalicznych i perłowych odtworzenie pierwotnego koloru nie zawsze się udaje, a w dodatku taka naprawa jest czasochłonna – co najmniej na kilka dni trzeba odstawić auto do warsztatu. Trudno się więc dziwić, że coraz popularniejsze stają się naprawy wgnieceń przy wykorzystaniu technologii pozwalającej uniknąć lakierowania.
Warunek: blacha może być wgnieciona, ale lakier nie może być naruszony i musi dobrze przylegać do podłoża. Tej metody nie stosuje się na elementach, które były wcześniej szpachlowane. Sposoby są dwa: jeśli do wgniecenia możliwe jest dojście od tyłu, wgniotkę wypycha się za pomocą odpowiednio wyprofilowanych dźwigni, które można wprowadzić nawet przez niewielkie otwory technologiczne.
Jeżeli do uszkodzonego elementu można się dostać tylko od zewnątrz, fachowcy używają tzw. Glue Pullera. W miejscu uszkodzenia naklejają na gorąco plastikowy grzybek, który pozwala wyciągnąć wgniecenie. W obu przypadkach, jeżeli wgnieceń jest niewiele, będzie to wyraźnie tańsze od szpachlowania i lakierowania – za usunięcie jednego wgniecenia trzeba zapłacić ok. 150 zł, jednak w przypadku większej liczby „trafień” można liczyć na spore rabaty, np. 20 wgniotek za 1000 zł.
Naprawa wgnieceń po gradobiciu (bez lakierowania)
Nawet jeśli uszkodzeń jest bardzo dużo, fachowcy od usuwania wgnieceń mogą podjąć się naprawy. Warto jednak pamiętać, że im więcej punktów do wygładzenia, tym mniej zaoszczędzicie w porównaniu z tradycyjnym sposobem usuwania wgniotek. W przypadku bardzo głębokich uszkodzeń nie zawsze udaje się odtworzyć idealną powierzchnię blachy, ale na pewno staną się one mniej widoczne.
Tak się to naprawia: na początku fachowiec dokładnie ogląda auto i zaznacza uszkodzenia. Niektóre są widoczne tylko pod określonym kątem i w sztucznym świetle. Tam, gdzie nie ma dostępu od tyłu elementu, na wgniecenie naklejane są plastikowe grzybki.
Po zastygnięciu kleju do grzybka przytwierdza się młotek bezwładnościowy lub specjalny dźwigniowy „wyciągacz”. Jeśli fachowiec może się dostać do uszkodzenia od tyłu, uszkodzenia są wypychane wyprofilowanymi dźwigniami zakończonymi kulką. Robi się to z pewnym naddatkiem, a następnie wygładza „górkę” plastikowym pobijakiem.
Typowa naprawa blacharsko-lakiernicza
Jeśli uszkodzone przez grad elementy były już wcześniej szpachlowane, lakier źle przylega do podłoża lub odprysnął w wyniku uderzeń, właściciel auta ma do wyboru: albo jeździć oszpeconym samochodem, albo wydać niemałe pieniądze na typową naprawę blacharsko-lakierniczą.
Warto jednak pamiętać, że zwykle tam, gdzie uszkodzony jest lakier, szybko pojawia się rdza! Klasyczna metoda napraw blacharsko-lakierniczych, jeśli lakier ma nie tylko dobrze wyglądać, lecz także wytrzymać kilka lat, jest znacznie bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać.
Uszkodzone miejsce trzeba najpierw wstępnie przeszlifować, oczyścić, zagruntować, a po wyschnięciu gruntu pokryć szpachlówką poliestrową, ponownie wyszlifować, odtłuścić i nałożyć podkład. Później podkład znów się szlifuje, czyści, odtłuszcza, gruntuje miejsca przeszlifowane i dopiero wtedy lakieruje – najpierw lakierem bazowym, a później wykończeniowym.
Po wysuszeniu lakier trzeba jeszcze przepolerować. Proste? Jeśli myślicie, że ktokolwiek zaoferuje lakierowanie „zgodne ze sztuką” w okazyjnej cenie, mylicie się. Oszczędzanie odbija się zwykle na jakości!
Usuwanie śladów drobnych wgniotek parkingowych
Jeśli zdarza się wam parkować pod hipermarketami, niemal na pewno boki waszych aut są wprost upstrzone drobnymi wgniotkami. Niektóre z nich widać dopiero, jeśli spojrzy się na auto pod odpowiednim kątem. Na ciasnych miejscach parkingowych podczas otwierania drzwi bardzo łatwo poobijać zaparkowany obok samochód, tym bardziej że nowe modele mają coraz cieńszą blachę.
Szpachlowanie i lakierowanie takich uszkodzeń nie ma sensu. Nie dość, że to droga przyjemność, a efekt niepewny, to na dodatek powstaje ryzyko, że w przypadku kolejnej takiej przygody... z blachy odpadnie „kit”. Lepszym rozwiązaniem jest wypychanie lub wyciąganie wgnieceń, niekiedy fachowcy miejscowo obkurczają blachę, wychładzając ją np. suchym lodem.
Szkody przez grad, połamane drzewa. Za co zapłaci ubezpieczyciel?
Czy uszkodzenia spowodowane przez opady gradu są objęte ubezpieczeniem autocasco?
Każdy ubezpieczyciel może dosyć swobodnie konstruować warunki sprzedawanych przez siebie polis AC. Co do zasady większość z nich obejmuje również szkody spowodowane przez grad. Na wszelki wypadek warto jednak dokładnie wczytać się w ogólne warunki ubezpieczenia, czyli dokument, który dokładnie określa, do czego zobowiązuje się towarzystwo ubezpieczeniowe i jakie warunki muszą być spełnione, żeby doszło do wypłaty odszkodowania. Niektóre polisy mogą zawierać wyłączenia ograniczające odpowiedzialność ubezpieczycieli.
Czy minicasco też obejmuje szkody powstałe w wyniku gradobicia?
Zwykle tak. Takie ubezpieczenia najczęściej obejmują szkody, do których doszło nie z winy kierowcy – czyli również na skutek opadów gradu. Na wszelki wypadek warto jednak zapytać o to agenta sprzedającego polisę, a także samemu sprawdzić w OWU.
Czy jest jakiś limit odszkodowania w przypadku uszkodzeń auta spowodowanych przez gradobicie?
Również ta kwestia jest regulowana przez warunki konkretnych polis. W wielu z nich przewidziano tzw. franszyzę integralną, czyli kwotę, do której ubezpieczyciel nie odpowiada za szkody. Warto też pamiętać, że w przypadku starszych, tańszych aut, jeśli wgniotek jest dużo, rzeczoznawca ubezpieczyciela może z łatwością oszacować szkodę tak, że zostanie ona uznana za całkowitą.
Wystarczy, że uzna, iż konieczne jest polakierowanie kilku elementów lub wymiana szyb, a czynności te zostaną wycenione według cenników warsztatów autoryzowanych. W przypadku ubezpieczeń AC próg, przy którym szkoda zostaje uznana za całkowitą, może być o wiele niższy niż przy OC. Zwykle wystarczy, że naprawa zostanie wyceniona na więcej niż 75 proc. wartości pojazdu sprzed uszkodzeń, żeby ubezpieczyciel uznał, że jest ona ekonomicznie nieuzasadniona.
W takiej sytuacji odszkodowanie wylicza się według tzw. metody dyferencyjnej. Polega ona na tym, że szacowana jest wartość samochodu sprzed szkody i po niej – kwota odszkodowania ma stanowić różnicę między tymi dwoma wartościami. To z reguły znacznie niższa kwota niż ta wynikająca z wyceny naprawy!
Podczas burzy na moje auto spadły konary drzewa stojącego przy ulicy. Czy za naprawy muszę zapłacić z własnej kieszeni, czy też mogę domagać się odszkodowania np. od państwa?
Sytuacja nie jest jednoznaczna. Jeśli do złamania drzewa doszło na skutek działania sił przyrody, przykładowo w wyniku gwałtownych zjawisk meteorologicznych, ale przed tym zdarzeniem było ono zdrowe i utrzymane we właściwym stanie (przycinane, pielęgnowane itp.), to za szkody będzie trzeba zapłacić z własnej kieszeni.
Jeżeli jednak do szkody przyczynił się zarządca terenu, na którym stoi drzewo (w tym przypadku będą to prawdopodobnie władze samorządowe danej miejscowości) – bo na przykład nie wycięto drzewa, które było już spróchniałe, albo nie zabezpieczono miejsca zagrożonego jego upadkiem – i oczywiście da się to jakoś udowodnić, to wówczas bezpośrednio do tego zarządcy należy skierować roszczenie.
Naszym zdaniem
Gdy uszkodzenia nie są zbyt głębokie, a fabryczny lakier nie odprysnął, to zawsze radzę zacząć od podjęcia próby naprawy bez lakierowania. Jeśli się nie uda, trudno – najwyżej później blachę trzeba będzie wyszpachlować i polakierować.
Wgniecenia w karoserii po gradobiciu czy po drobnych obiciach parkingowych szpecą auto, a ich usunięcie klasycznymi metodami jest drogie i nie zawsze przynosi oczekiwane efekty. Pokazujemy, jak zrobić to taniej.
Grad zwykle przychodzi tak szybko, że nie sposób schować samochód. Obić parkingowych
też nie da się uniknąć.
Na tym konkretnym aucie fachowiec znalazł ok. 100 wgnieceń. Żeby żadnego z nich nie pominąć, wszystkie zostały oznaczone przyklejonymi karteczkami.
Naprawę wyceniono na ok. 3500 zł – rabat za duże zlecenie. Usunięcie jednej wgniotki kosztuje ok. 150 zł.
Tak się to naprawia: na początku fachowiec dokładnie ogląda auto i zaznacza uszkodzenia. Niektóre są widoczne tylko pod określonym kątem i w sztucznym świetle. Tam, gdzie nie ma dostępu od tyłu elementu, na wgniecenie naklejane są plastikowe grzybki.
Po zastygnięciu kleju do grzybka przytwierdza się młotek bezwładnościowy lub specjalny dźwigniowy „wyciągacz”.
Jeśli fachowiec może się dostać do uszkodzenia od tyłu, uszkodzenia są wypychane wyprofilowanymi dźwigniami zakończonymi kulką.
Robi się to z pewnym naddatkiem, a następnie wygładza „górkę” plastikowym pobijakiem.
Zanim element zostanie polakierowany, trzeba go odpowiednio przygotować!
Wgniecenie na załamaniu blachy utrudnia naprawę, ale jej nie uniemożliwia.
Na początek fachowiec przykleja do wgniecenia plastikowy grzybek. Używa do tego kleju nakładanego na gorąco.
Grzybek ma uchwyt, za który można pociągnąć niewielką wyciągarką dźwigniową.
Innym używanym do tego narzędziem jest młotek bezwładnościowy.
Podczas naprawy bardzo ważne jest odpowiednie światło. Dzięki niemu dokładnie widać wgniecenie.
Wyciąganie tym razem nie wystarczyło – wgniotkę trzeba wypchnąć.
Podkładka chroni szybę podczas operowania dźwigniami do wypychania.
Po wypchnięciu wystającą „górkę” koryguje się plastikowym pobijakiem.
Później należy jeszcze delikatnie wygładzić lakier i sprawdzić efekt naprawy.
Niekiedy konieczne są drobne korekty. W dobrym świetle widać każdą nierówność.
Polerka przywraca połysk wygładzonemu lakierowi.
Na portalach aukcyjnych można kupić niedrogie zestawy narzędzi do samodzielnego usuwania wgnieceń, w tym również widoczne na zdjęciach dźwignie, grzybki i inne podobne akcesoria. Nie liczcie na to, że już przy pierwszej próbie uda się wam uzyskać takie efekty, jak w warsztatach zajmujących się tym na co dzień. Poza sprzętem potrzebne są do tego jeszcze wprawa i doświadczenie.
Taniej i... lepiej - Gdy uszkodzenia nie są zbyt głębokie, a fabryczny lakier nie odprysnął, to zawsze radzę zacząć od podjęcia próby naprawy bez lakierowania. Jeśli się nie uda, trudno – najwyżej później blachę trzeba będzie wyszpachlować i polakierować.