Sposobów jest co najmniej kilka. Klucz/pilot można np. trzymać w... garnku. Fale radiowe nie mają jak się wydostać, złodziej samochodu nie ukradnie. Ale – przyznacie sami – to niespecjalnie wyrafinowana metoda. Ale są i inne!
Na przykład dodatkowy immobiliser, odblokowywany za pomocą transpondera. Przypomnijmy, że metoda „na przedłużacz” polega na tym, że jeden z przestępców znajduje się w pobliżu kluczyka – np. chodzi w sklepie za właścicielem auta mającym przy sobie kluczyk albo staje przy ścianie domu, w którym kluczyk jest przechowywany – natomiast drugi podchodzi w tym czasie do auta. Za pomocą specjalistycznych urządzeń złodzieje wydłużają zasięg komunikacji między samochodem a kluczykiem z ok. jednego do kilkuset metrów. Elektronika auta rozpoznaje antenę transmitera jako kluczyk – drzwi się otwierają, pojazd z systemem bezkluczykowym można uruchomić, a silnik nie zgaśnie nawet po tym, kiedy samochód wyjedzie poza zasięg urządzeń do transmisji sygnału.
Transmitery stosowane przez przestępców są dostrojone do częstotliwości, na których pracują fabryczne kluczyki – nie potrafią one jednocześnie przedłużyć zasięgu pilota ani transpondera niefabrycznego immobilisera. Jednak uwaga! To nie znaczy, że auto jest w pełni zabezpieczone przed innymi metodami kradzieży. Zabezpieczenia montowane przez dilerów w nowych autach są z reguły zakładane według tej samej instrukcji – złodzieje specjalizujący się w kradzieżach samochodów określonej marki najczęściej doskonale je znają i potrafią sobie z nimi radzić.
Im bardziej niestandardowe zabezpieczenie, tym większe utrudnienie dla przestępców. Ważne jednak, by było ono na tyle wygodne, żeby kierowca zawsze je włączał.