Pan Robert oddał swój samochód do warsztatu. Wszystko wskazywało na to, że zawiódł czujnik położenia wału, diagnozę potwierdziły kody błędów. Naprawa miała być prosta i tania (łącznie 150 zł), a auto po kilku dniach gotowe do odbioru – tak zapewniał właściciel warsztatu.
Minęły prawie 2 tygodnie, a mechanik nie dzwonił. Pan Robert postanowił odwiedzić warsztat. Okazało się, że opóźnienie jest rzekomo wynikiem problemu z zamówieniem części – podobno przysłano nieodpowiedni czujnik. Po kolejnych kilku dniach mechanik stwierdził, że to nie wina czujnika, ale wiązki elektrycznej. Podejrzenia co do jego szczerości wzbudzał fakt, że auto cały czas tkwiło w tym samym miejscu, w którym zostawił je nasz czytelnik.
Przy kolejnej wizycie właściciel auta dowiedział się od pracownika warsztatu, że potrzebna będzie regeneracja pompy wysokiego ciśnienia, a sprawa się wydłuża, bo właściciel serwisu wyjechał. Sprawa zakończyła się dopiero po blisko 3 miesiącach, kiedy to pan Robert, za naszą radą, złożył w warsztacie pismo wzywające firmę do wywiązania się z umowy o dzieło w ciągu 7 dni, z groźbą, że w innym wypadku zleci naprawę samochodu innemu serwisowi, a kosztami transportu i naprawy obciąży niesolidny warsztat.
Dopiero ten krok pomógł, auto udało się naprawić w ciągu 3 dni. Niestety, mimo pozornie dużej konkurencji między warsztatami takie sytuacje zdarzają się dość często. Jeśli jednak zdecydujecie się wytoczyć ciężkie działa i iść na wojnę z warsztatem, przed odbiorem auta po wywalczonej naprawie radzimy je dokładnie sprawdzić, najlepiej z pomocą osoby, która dobrze się zna na mechanice.
Awanturujących się klientów żaden warsztat nie lubi
Słyszeliśmy o różnych złośliwych pomysłach mechaników – żeby narobić problemów właścicielowi pojazdu, wystarczy dokręcić koła w samochodzie trzy razy mocniej, niż zaleca producent, albo to i owo poluzować czy wymienić niewidoczne na pierwszy rzut oka części na zużyte.
Nie tylko z tych powodów warto zacząć od polubownego rozwiązania całej sytuacji. W końcu wyjaśnienie sprawy w sądzie zwykle jest drogie i długotrwałe, a sam wyrok przyznający wam rację nie zawsze oznacza, że szybko zobaczycie pieniądze.
Na naciągaczy czy wręcz oszustów można też trafić w komisach, a nawet stacjach autoryzowanych czy wśród sprzedawców części. Na sąsiednich stronach informujemy, jak dochodzić swoich praw w typowych spornych sytuacjach. Czasem warto to robić nie tylko dla pieniędzy, lecz także dla zasady.