• Kierowca nieużywający kierunkowskazów to mobilny znak zapytania
  • Takie zachowanie wywołuje chaos na drodze bo nigdy nie wiadomo, jak zachowa się prowadzący, niesygnalizujący zamiaru zmiany kierunku jazdy
  • Chcesz żeby inni jeździli przepisowo i rozsądnie? Daj im dobry przykład!

Zaraz poznasz dwie grupy kierowców, nieużywających kierunkowskazów, przeczytasz o typowych sytuacjach, gdzie taka jazda przynosi ogromne i nikomu niepotrzebne ryzyko. A przy okazji poznasz "mowę ciała" samochodów i przekonasz się, że gdybyśmy wszyscy jeździli według jednakowych zasad, to byłoby nam łatwiej prowadzić auta.

Wróćmy do pytania: o co chodzi z tym pierwszorzędnym znaczeniem? O przewidywalność. A raczej o jej bardzo istotny rozdział. Zaraz do tego dojdziemy, bo na początku spojrzymy na temat bardziej ogólnie. Gdybyśmy wszyscy jeździli zgodnie z przepisami, to wtedy, jadąc np. przez miasto czy po autostradzie, niemal zawsze wiedział(a)byś, co zrobią inni uczestnicy ruchu.

Miał(a)byś bowiem pewność, że nigdy nikt nie będzie wyprzedzał „na czołowe” ani przed szczytem wzniesienia. Nikt nie ominie półzapory na przejeździe kolejowym. Nikt nie przejedzie na czerwonym świetle.

Za to każdy zatrzyma się przed przejściem, na które już wszedł pieszy i nigdy nie ominie samochodu, który już przed takim przejściem czeka. Każdy rozpocznie wyprzedzanie tylko wtedy, kiedy proporcja przyspieszenia jego – lub jej – samochodu do odległości od auta nadjeżdżającego z przeciwka pozwala na bezpieczne wykonanie całego manewru.

Gdybyśmy wszyscy przestrzegali tych samych zasad, byłoby nam wszystkim po prostu łatwiej. Pomijam oczywiście ludzi o słabej psychice, których celem nie jest bezpieczna jazda, tylko rywalizacja na drodze, bez której nie potrafią żyć.

A może pomijam niepotrzebnie, bo nawet piratom drogowym byłoby łatwiej wykonywać niebezpieczne i bezmyślne manewry, gdyby mieli pewność, jak zachowają się inni uczestnicy ruchu w odniesieniu do przepisów ruchu.

Ale wróćmy do tytułowych kierunkowskazów.

Kierowca tak naprawdę może sygnalizować zamiar zmiany kierunku jazdy na kilka sposobów. Sposób nieformalny to np. zjazd do lewej krawędzi pasa ruchu przed skrętem w lewo lub prawej przed skrętem w prawo.

Nawet, jeżeli nie zdajemy sobie z tego sprawy, wielu z nas tak właśnie robi i inni kierowcy oraz niechronieni uczestnicy ruchu interpretują to jako zamiar skrętu. Niestety, niektórzy kierowcy robią coś odwrotnego, czyli np. przed skrętem w prawo biorą „zamach” w lewo, ale załóżmy na chwilę, że to tylko nikły odsetek kierujących. Kiedy więc zjedziemy do prawej krawędzi pasa ruchu i do tego rozpoczniemy hamowanie, to jeszcze zanim użyjemy kierunkowskazu, dajemy wyraźny nieformalny sygnał: zamierzam skręcić w prawo.

Tak to wygląda w mieście i na podmiejskich drogach, ale na trasie szybkiego ruchu, o wielu pasach w jednym kierunku jazdy, możliwości takiej nieformalnej sygnalizacji zamiarów się kurczą. Wszyscy raczej trzymają się środka swojego pasa ruchu i raczej nie jadą przy jego lewej krawędzi, jeżeli zamierzają zmienić pas na lewy.

Sam(a) więc widzisz, że na trasie szybkiego ruchu kierunkowskaz jest niezbędnym narzędziem, które codziennie pomaga nam wszystkim w interpretowaniu zamiarów innych kierowców.

Kierunkowskaz jest prostym w użyciu, nieskomplikowanym urządzeniem. Uruchamia się go lewą dźwigienką przy kierownicy – tylko po co piszemy tak oczywiste rzeczy, które trzeba wiedzieć, żeby zdać na prawo jazdy?

Po to, że ciągle zdarzają się kierowcy, którzy kierunkowskazów nie używają.

Podzielimy ich na dwie grupy.

Pierwsza ma wszystkich i wszystko gdzieś, bo nie używa kierunkowskazów wcale. Nigdy. Nawet przy skrętach o 90 stopni w mieście. Nie podejmę się oszacowania tego, co dzieje się w ich umysłach, kiedy jeżdżą w ten sposób, ale muszą mieć bardzo wysoko rozwinięte poczucie własnej wartości, wrażenie bezkarności i jednocześnie głębokiej pogardy dla zasad i innych uczestników ruchu. Taki kierowca w swoim aucie jest dla innych jadącym znakiem zapytania.

A czy jazda oparta wyłącznie o domysły może być bezpieczna?

Być może tak, ale byłoby to bardzo wymagające zadanie, wymagające podróży w czasie, telepatii i superkomputera. Nawet wtedy, kiedy futurystyczne projekty motoryzacyjne połączą wszystkie samochody w chmurę, to sztuczna inteligencja także wymaga danych wsadowych, żeby dostosować do nich swoje parametry i wysłać sygnał do komputerów pokładowych innych samochodów o potencjalnej sytuacji kolizyjnej.

Jaka jest druga grupa antykierunkowskazowiczów?

Dość groteskowa. Uważa ona bowiem, że w mieście, pod sklepem, na osiedlu, kierunkowskazów należy używać, ale na trasie szybkiego ruchu – już nie. Jeżeli ktoś potrafi mi wytłumaczyć logikę, która takimi kierowcami kieruje, to zapraszam do komentowania, bo mój tok rozumowania nie jest w stanie podołać takiemu wyzwaniu.

Wyobraź sobie taką sytuację.

Jedziesz po drodze podmiejskiej, jednojezdniowej, po jednym pasie ruchu w każdym kierunku. Pasy dzieli linia przerywana, więc można wyprzedzać, zakazu nie ma. Z przeciwka sunie sznur samochodów.

Nagle jeden z nich bez żadnej sygnalizacji wjeżdża na Twój pas i zaczyna wyprzedzać, ryzykując zderzenie czołowe z Twoim samochodem. Bez kierunkowskazu – bo kierowca czuje się ponad przepisami.

Gwałtowne hamowanie pozwala uniknąć bardzo niebezpiecznej kolizji.

A przecież gdyby tamten wyprzedzający kierowca choćby kilka sekund wcześniej zaczął już sygnalizować zamiar rozpoczęcia wyprzedzania, to mimo iż wyprzedzał nieprzepisowo, wymuszając na Tobie hamowanie, dałoby się uniknąć nerwów, bo miał(a)byś czas na reakcję odpowiednio wcześniej.

Ten przykład powinienem nazwać drastycznym, ale niestety jest to częsta praktyka na polskich drogach, gdzie mnóstwo jest różnego rodzaju „innowatorów”, próbujących wymyślić prawa fizyki na nowo i od nowa napisać prawo o ruchu drogowym poprzez popularyzację swojego stylu jazdy.

Kolejny przykład chamstwa na drodze to tzw. „jazda wężem” między innymi samochodami, czyli wyprzedzanie wolniej jadących aut metodą wielokrotnych, swobodnych zmian pasa ruchu, bez używania kierunkowskazów.

Prawym pasem jedzie autobus?

Żaden problem – kierowca zmienia dwa pasy w lewo, potem widzi kogoś jadącego wolniej więc znowu wraca o dwa pasy w prawo, i tak ciągle, bez przerwy, aż trafi na korek. Ciekawe, czy to jest nałogowe, czyli na pustej drodze z wieloma pasami ruchu też by jechał „wężem”?

To niestety nie jest śmieszne. Ani trochę.

To jest moralna, obyczajowa, kulturowa i merytoryczna katastrofa, dyskwalifikująca prowadzącego jako kierowcę. Liczba niebezpiecznych sytuacji, które można stworzyć, jadąc „wężem” bez używania kierunkowskazów, jest ograniczona jedynie dziennym przebiegiem kilometrów.

Dlatego my, kierowcy, pragnący jeździć rozsądnie, apelujemy: Wy, którzy nie używacie kierunkowskazów, zacznijcie ich używać. Chcemy jeździć bezpiecznie. Nie przeszkadzajcie nam. Możecie nazywać nas, jeżdżących lub chociaż starających się jeździć przepisowo, frajerami. Ale kiedy zamierzacie zmienić pas ruchu, włączcie kierunkowskaz.

Tym jednym ruchem palców możecie zrobić bardzo dużo dla bezpieczeństwa ruchu drogowego, a przede wszystkim przestać propagować chamstwo na drodze, którego inni od Was się uczą.

Nie pomogło? To zróbmy inaczej.

Jeżeli to Ty jesteś takim niewłączającym kierunkowskazów kierowcą, to wyobraź sobie, co by było, gdyby wszyscy kierowcy tak jeździli. Wtedy też by było fajnie?

Pozdrawiam wszystkich kierowców – a szczególnie tych nieużywających kierunkowskazów – i zapraszam do komentowania.