- Mimo że na Ukrainie powoli następuje proces zmiany władzy, to dopóki nie zmienią się urzędnicy i funkcjonariusze niższego szczebla, kraj ten będzie korupcyjnym rajem. Przede wszystkim wśród celników, którzy czasami pomagają handlarzom – zaczyna rozmowę z Onetem Marcin Warzecha, przedsiębiorca sprzedający samochody na Ukrainę.

O co chodzi? O wyjątkowo intratny sposób na biznes – sprzedaż używanych samochodów. Im starszy, tym lepszy. Jak mówi nasz rozmówca, nieustannie opłaca się sprzedawać samochody Ukraińcom. Różnica między ceną w Polsce a tą za wschodnią granicą, czasami jest czterokrotna.

- Za starą Ładę Nivę w Polsce dajesz równowartość 1000 dolarów, po przekroczeniu granicy warta już jest 1800. A we Lwowie, na giełdzie motoryzacyjnej, możesz bez problemu ją sprzedać za 3000, a nawet za 5000. Jednak jest spore ryzyko – komentuje dalej.

To ryzyko jest związane z układami pomiędzy mafią a funkcjonariuszami. Każdy odpowiada za swój region, a dojazd do Lwowa może kosztować dodatkowo kilkaset dolarów, ponieważ na każdym kroku będziemy zatrzymywani.

- Jeśli nie damy 10 dolarów. To mamy żmudną kontrolę, czasami nawet kilkugodzinną – mówi Warzecha.

A Proces zaczyna się już na przejściu.

- Jadąc z myślą tylko i wyłącznie o sprzedaży auta, czasami warto celnika zaczepić na granicy. Zagadać, czy nie chce kupić naszego pojazdu. Jeśli będzie zainteresowany i poda cenę, przejeżdżamy kontrolę ekspresowo i zatrzymujemy się po drugiej stronie. Jako „gwarancję” zostawia się w paszporcie 100 dolarów – słyszymy dalej.

Wtedy dochodzi do błyskawicznej transakcji.

- Samochód zostawiasz na parkingu. Celnik podsyła członka rodziny lub znajomego. Umowa kupna-sprzedaży jest już gotowa, wystarczy wpisać tylko nasze dane. Za Ładę dostaniemy ok. 500-800 dolarów więcej, niż zapłaciliśmy w Polsce – opisuje. – We Lwowie dostaniesz dużo więcej, ale czasami szkoda nerwów i głupio spędzonego czasu.

Jak się mają do tego ukraińskie przepisy?

- Zgodnie z przepisami ukraińskimi, osoby fizyczne i/lub osoby prawne dokonujące przewozu towarów przez granicę celną Ukrainy mogą wystąpić do danego organu celnego o dokonanie odprawy celnej danego towaru poza siedzibą i godzinami pracy danego organu służby celne – napisał Michał Faleńczyk, I sekretarz Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Kijowie.

Czyżby celnicy opacznie zrozumieli swoje prawo? Bo przecież informacje zdecydowanie nie odnosiły się procederu, który kwitnie na przejściach po ukraińskiej stronie.

- Służba Celna Ukrainy ma prawo pobierać również opłaty za inne usługi świadczone przez jej pracowników (np. z tytułu udzielenia konsultacji w zakresie prawa celnego, za przechowywanie i ochronę ładunku), przy czym usługi te są w większości przypadków nieobligatoryjne dla podmiotów przewożących dany towar przez granicę celną Ukrainy – czytamy dalej w informacji z Ambasady.

Czyli dając 100 dolarów za „konsultacje prawne”, możemy sprzedać bez problemu nasz samochód zaraz po ukraińskiej stronie. Bez narażania się na kontrolę czy układy na lwowskich giełdach.

A co sprzedawać, żeby zarobić? Ukraińcy, z którymi rozmawiałem, mówili jednogłośnie „samochody zarejestrowane w Unii Europejskiej jako ciężarowej”. Wtedy cło jest niższe mniej więcej o połowę. Z racji chaosu, który panuje w rządzie i braku jakiegokolwiek przepływu informacji, poza tworzeniem nowego ładu, nie udało nam się zdobyć potwierdzenia tych słów.

Jednak przeglądając ukraińskie ogłoszenia oraz oferty z Podkarpacia, widać szczególne zainteresowanie polskimi busami, samochodami dostawczymi i wszystkimi pojazdami z kratką.

- Później te samochody da się bardzo łatwo przerobić na osobówki i sprzedać dalej – dodaje Warzecha.

Jeśli chcemy sprzedać samochód na Ukrainę na własną rękę, bez celnego pośrednika. Dobrze mieć przy sobie umowę kupna-sprzedaży w dwóch językach. Wpisujemy dane nasze i kupującego (nie muszą być pisane cyrylicą). Zamiast PESEL, za wschodnią granicą posługujemy się NIP-em. Ułatwimy naszemu kontrahentowi, który musi import zarejestrować w odpowiednich urzędach, pracę.

- Nabywca bierze umowę, dowód rejestracyjny z kartą pojazdu, nasze ubezpieczenie i jedzie na naszych tablicach do siebie. Nas już nic więcej nie obchodzi. Jedyny problem, który może nas spotkać, to przejazd przez granicę bez samochodu. Wtedy celnicy mogą nas zatrzymać do wyjaśnienia, wezwać naczelnika odpowiedniego urzędu. Za 50 dolarów nie ma problemu – mówi Warzecha.

Jak już jesteśmy w Polsce, zgłaszamy się do urzędu komunikacji i naszego ubezpieczyciela.

Jednodniowa wycieczka pozwala zarobić nawet 2-3 tys. złotych, odliczając koszt transportu i „konsultacji prawnych”.

- Dlaczego tak dobrze sprzedawać auta na Ukrainę? To oczywiste. Im dalej na wschód, tym większe zapotrzebowanie na stare samochody i nie zawsze jasny system podatkowy. Samochód sprzedany we Lwowie na giełdzie, tego samego dnia ląduje w Doniecku z ceną trzy razy wyższą – kończy Marcin Warzecha, sprzedawca samochodów.