• rowerzysta też może wykupić polisę OC
  • rowery bez świateł są nocną plagą polskich dróg, mimo że…
  • …komplet lampek do roweru kosztuje grosze

Można co prawda mieć nadzieję, że dosiadający roweru bez oświetlenia po zmroku nie rozumie tego, iż kierowcy go (prawie) nie widzą. Ale trudno zakładać aż taką ignorancję, więc wypada przyjąć, że rowerzyści jeżdżą bez świateł świadomie. Po prostu fakt, że nie są widoczni, a po jezdni jeżdżą samochody, nie interesuje ich.

Dlaczego?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Zapytam więc nieoświetlonych rowerzystów:

Czy naprawdę nie boicie się, że ktoś na Was wjedzie?

Czy sądzicie, że przeżyjecie konfrontację z pędzącym samochodem?

Czy uważacie, że macie czaszkę z tytanu?

Czy sami jeździcie samochodem?

Czy macie telefon komórkowy?

…bo jeśli tak, to czy naprawdę nie stać Was na dwie lampki po 15 złotych?

Czy macie wykupione ubezpieczenie OC dla rowerzysty?

Czy znacie przepisy ruchu drogowego, skoro wyjeżdżacie na ulicę?

Czy wiecie, co to znaczy niechroniony uczestnik ruchu?

Czy wiecie, że lampka, która nie świeci, jest niewidoczna?

To zaledwie 10 pytań. Można je uznać za retoryczne, ale bijąca z nich ignorancja nieoświetlonych rowerzystów musi przerażać każdego kierowcę samochodu. Tak, można powiedzieć, że przecież polskie przepisy pozwalają wjeżdżać na drogę osobom niemającym pojęcia o panujących na niej zasadach, co z logicznego punktu widzenia jest niedorzeczne.

Tylko gdzie jest zdrowy rozsądek?

Gdzie instynkt samozachowawczy?

Nie mam pojęcia.

Nie wiem, co myśli rodzic, który jedzie z dzieckiem i partnerem we trójkę rowerami obok siebie na pasie ruchliwej podmiejskiej drogi. Już za dnia jest to wyczyn, na który przewidujący człowiek z trudem by się zdobył, bo o ile jadące gęsiego rowery można jeszcze wyprzedzić, o tyle trzy obok siebie to przeszkoda wymagająca znacznego, często trzykrotnego, obniżenia prędkości samochodu.

Ale w nocy?

Bez świateł?

Latem często jeżdżę przez podwarszawskie miejscowości i spotykam tam wielu rowerzystów na dobrych, z pewnością nie tanich, rowerach. Bez oświetlenia. Mówię tu o takich rowerach, że za jeden można by było kupić pięć w supermarkecie – z kompletem oświetlenia.

Spróbujmy choćby skomentować powyższe 10 pytań. Pierwsze, dotyczące braku obawy o własne życie nieoświetlonych rowerzystów, pozostaje dla mnie nierozwikłaną tajemnicą. Nie jestem w stanie uwierzyć, że człowiek prowadzący pojazd nie rozumie, iż ktoś inny go nie widzi.

A jak go nie widzi i jedzie sto razy cięższym pojazdem (pasażera nie liczę), to może rozjechać rower wraz z właścicielem. Spotkanie roweru z samochodem to trochę jak konfrontacja samochodu z pociągiem. Lokomotywa po uderzeniu w samochód potrafi pchać go przed sobą jeszcze przez kilkaset metrów, ale auto trudniej poddać totalnej destrukcji. Z rowerem (i rowerzystą) jest niestety prościej.

Kask?

Czy pomoże?

Być może, ale nie uchroni przed kolizją, skoro kierowca nie zobaczy nieoświetlonego rowerzysty. Kask może istotnie pomóc przy kolizji z samochodem jadącym powoli, którego kierowca choćby delikatnie wyhamuje przed kolizją z rowerzystą. Poza miastem, w nocy, uderzenie z pełną prędkością w nieoświetlony rower powoduje, że pojazd jednośladowy i jego właściciel w ułamku sekundy przestają istnieć. Razem z kaskiem. Poza tym…

…widzieliście w nocy nieoświetlonego rowerzystę w kasku?

Kiedyś dla dzieci w wieku szkolnym organizowano kursy i egzaminy na kartę rowerową. Czy to było takie złe? Moim zdaniem – przeciwnie. Stawiam orzechy przeciw dolarom, że kierowcy samochodów mają większą motywację, aby jeździć rowerem ostrożniej niż ci, którzy nigdy nie oglądali drogi zza kierownicy samochodu. Gdyby reaktywować kursy na kartę rowerową, to można by im było prezentować np. filmy z tym, co widzi kierowca, dojeżdżając w nocy do nieoświetlonego rowerzysty.

Czy pokolenie smartfonów by na tym skorzystało?

Niektórzy twierdzą, że ludzie wpatrzeni w swoje smartfony rozumieją i zauważają tylko to, co „powie” lub „pokaże” im telefon. To przecież prezent dla animatorów działań wspierających bezpieczeństwo ruchu drogowego – aplikacja na smartfony, która w umiejętny sposób kształtuje postawę rowerzysty na drodze. Gry dla dzieci. Kampanie multimedialne.

Widzieliście takie?

Niestety, bezpieczeństwo nie jest modnym tematem. Teraz modnie jest wyciskać życie jak cytrynę. Żyć szybko i mocno. Ale żeby żyć, trzeba czasem przeżyć. A żeby przeżyć, trzeba czasem pomyśleć.

Pomyślmy więc, ile kosztuje smartfon i ile kosztuje miesięczny abonament. Melodyjki na czekanie. Gry. Aplikacje. Mobilny internet. Dzieci to lubią, młodzież to uwielbia, a z wiekiem wieź z telefonem tylko się zacieśnia.

Tymczasem w internetach…

Najtańszy zestaw najprostszych lampek do roweru kosztuje 4,49 zł. Z bateriami! Za 11,49 zł mamy już lampki wodoodporne. Montaż trwa sekundy – albo na elastyczny klips, albo na gumowy pasek. Czy naprawdę trudno zainwestować taką kasę w ochronę własnego życia i cudzego spokoju?

Kolejny temat to ubezpieczenie OC dla rowerzysty. Sam mam takie OC wykupione i nie widzę najmniejszego powodu, dla którego ktokolwiek, komu wolno wjechać na jezdnię, miałby takiego ubezpieczenia nie mieć.

Ono naprawdę ma sens, bo rowerzysta może spowodować szkodę wielokrotnie przekraczającą wartość swojego pojazdu – choćby nawet i tysiąckrotnie, jeżeli stary rower wart sto złotych spowoduje zjechanie auta za 100 000 zł do rowu i zostanie orzeczona szkoda całkowita. Mało który rowerzysta zdaje sobie sprawę z rozbieżności między własnymi zasobami finansowymi a wartością potencjalnych strat osób trzecich w razie zdarzenia drogowego z udziałem i z winy rowerzysty.

Ale!

Kiedy zawierałem ubezpieczenie OC dla rowerzysty, nikt mnie nie pytał o to, czy mój rower jest sprawny, czy ma oświetlenie, czy ma hamulec z tyłu i z przodu. W przypadku samochodów tę rolę pełnią – z różnym skutkiem – stacje kontroli pojazdów.

A rower?

Rower wyjedzie na drogę nawet bez hamulców. I bez świateł. Czy to jest logiczne? I czy tylko mi się wydaje, że jednak niekoniecznie?

Pozostało jeszcze do rozwinięcia pojęcie niechronionego uczestnika ruchu. Rowerzysta – oświetlony czy nie – do takiego grona należy. Innymi słowy, jeżeli jedziesz rowerem, to Twoją strefą zgniotu jest Twój własny nos. Tyle chroni Cię przed jadącym samochodem, który waży półtorej tony i pędzi 90 km/h.

I choćbyś nie wiadomo jakim czuł się gigantem, choćby wszyscy drżeli na Twój widok, a gdy idziesz chodnikiem, drzewa z trwogi gubiły żołędzie i kasztany, nic to nie pomoże. Jeżeli Ty nie usuniesz się z drogi lub kierowca nadjeżdżającego auta nie zauważy Cię z odpowiednim wyprzedzeniem, może być po Tobie.

Naprawdę warto zgrywać takiego bohatera i nie kupić lampek do roweru?

Na finał mamy to co najlepsze. Drodzy nieoświetleni rowerzyści. Uwierzcie nam. Lampka, która nie świeci, to tak, jakby tej lampki w ogóle nie było. Większość lampek rowerowych – z jakiegoś powodu – nie ma dziś części odblaskowej, tylko diodę w przezroczystej oprawce, rozpraszającej światło.

Jeżeli masz rower bez świateł, to wiesz, co trzeba zrobić. A czy ja mogę coś zrobić, aby poprawić stan bezpieczeństwa, kiedy na drogach masowo poruszają się nieoświetlone po zmroku rowery?

Mogę. Szukam sponsora na akcję, w ramach której w szkołach będą rozdawane dzieciom lampki do rowerów. Każdy, kto będzie uczestniczył w szkolnej prezentacji, dotyczącej bezpieczeństwa jazdy rowerem i podstawowych zasad ruchu drogowego, dostanie komplet lampek rowerowych. A ci, którzy najbardziej się przyłożą do nauki, będą mogli wziąć udział w teście internetowym i wygrać lampki z czujnikiem zmierzchu i ruchu.

Niewykonalne?

Zobaczymy.

A jakie są Wasze doświadczenia z nieoświetlonymi rowerzystami?

Macie oświetlone rowery?

Ja mam. Z tyłu - nawet podwójnie (dwie lampki na baterie, w tym jedna z dużym odblaskiem), bo chcę mieć pewność, że zawsze będę z tyłu widoczny, nawet jeżeli jedna lampka wyładuje się lub przestanie działać z innego powodu. I niech ktoś mi powie, że to jest nadgorliwe.