• Kobietę potrąconą na chodniku w Warszawie przez jadącego na hulajnodze ukarano mandatem za to, że nieoczekiwanie „zmieniła pozycję” – według policji doszło do zderzenia pieszych
  • Dwa lata temu Sąd Rejonowy w Lublinie uznał, iż hulajnoga elektryczna spełnia definicję motoroweru
  • Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji uważa, że hulajnoga elektryczna to nie jest rower, a osoba, która z niej korzysta, jest pieszym i ma poruszać się po chodniku

Mamy problem z elektrycznymi hulajnogami. Zdaniem policji oraz MSWiA jest ona pieszym, ale lubelski sąd już dwa lata temu stwierdził, że taki pojazd jest najbardziej zbliżony do motoroweru i tylko tak należy go traktować. Z kolei większość użytkowników uważa, że hulajnoga elektryczna to rower i bez oporów korzysta z dróg dla rowerów, ale... gdy jest tak wygodniej, porusza się po chodniku albo po jezdni.

W Polsce na razie nie wiadomo, ile osób potłukło się albo zginęło, jadąc na hulajnodze, bo w policyjnych statystykach nie znaleziono jak dotąd miejsca na ten środek transportu: jest „inny pojazd”. Wiadomo, że kierujący „innymi pojazdami” powodują wypadki, jednak pod definicją „inny pojazd” może kryć się wszystko. Ale wystarczy spytać lekarzy pracujących na SOR-ach: pacjentów mniej lub bardziej poobijanych w trakcie jazdy na elektrycznych hulajnogach lawinowo przybywa, zwłaszcza w weekendy, nie wszyscy chcą się przyznać, co się stało, i nie wszyscy są całkiem trzeźwi – te wypadki umykają jakimkolwiek statystykom.

Dlaczego hulajnoga elektryczna to nie rower?

Sąd rejonowy w Lublinie zajmował się poważną sprawą – dziecko jadące po chodniku na hulajnodze elektrycznej uderzyło w bok autobusu, wjeżdżając na przejście dla pieszych, w rezultacie zmarło. Sąd stwierdził, iż nie może być mowy o tym, że dziecko jechało rowerem, gdyż rower co do zasady poruszany jest siłą mięśni kierującego, ma pedały, a jego szerokość nie przekracza 0,9 m. Owszem, są rowery elektryczne, ale ich napęd – jeśli spełniają kodeksową definicję roweru – uruchamiany jest automatycznie w wyniku naciskania na pedały, maksymalna moc silnika to 250 W i maleje ona stopniowo w miarę zwiększania się prędkości, spadając do zera przy 25 km/h. W tym konkretnym przypadku silnik hulajnogi miał moc dwa razy większą niż maksymalna dozwolona moc silnika wspomagającego roweru, a w dodatku napęd nie był uruchamiany za pomocą pedałów.

A więc to, że hulajnoga elektryczna jest rowerem bądź rowerem elektrycznym, można śmiało wykluczyć. Z tego faktu wynika m.in. to, iż hulajnogą nie wolno jechać po drodze dla rowerów.

Dlaczego hulajnoga elektryczna to motorower i... nie motorower?

Zdaniem sądu hulajnoga wyposażona jest – tak jak kodeksowy motorower – w silnik elektryczny o mocy nie większej niż 4 kW i jej prędkość maksymalna nie przekracza 45 km/h. Do tej pory wszystko się zgadza. Niemniej przepisy Rozporządzenia w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia mają znacznie więcej wymagań odnośnie motoroweru – m.in. taki pojazd musi posiadać oświetlenie. Z innych przepisów wynika, iż motorower musi być zarejestrowany, mieć tablice rejestracyjne i ubezpieczenie OC. A zatem hulajnoga, która nie jest zarejestrowana jako motorower, jest co najwyżej „jak motorower”. Co ważne, by jeździć motorowerem, należy mieć prawo jazdy co najmniej kategorii AM lub wiek 18 lat ukończony przed wejściem w życie Ustawy o kierujących (19 stycznia 2013). A zatem hulajnoga to nie do końca motorower...

Dlaczego osoba na hulajnodze to pieszy i... nie pieszy?

Osoba na hulajnodze to pieszy, bo tak uważa Minister SWiA, a z tego wnika, iż tego samego zdania są (przynajmniej niektórzy) policjanci. Minister doszedł do tego wniosku na zasadzie eliminacji: Jednocześnie należy podkreślić, iż urządzenia typu: rolki, łyżworolki, wrotki, itp. nie mogą być uznane za rowery w świetle przepisów Prawa o ruchu drogowym (...). Minister radzi, by osoby na hulajnodze poruszały się po chodniku, a w jego braku – po jezdni, ale wówczas na takiej samej zasadzie jak piesi: przy lewej krawędzi jezdni, czyli pod prąd. To daje się uzasadnić np. tym, że hulajnoga elektryczna nie wypełnia ściśle żadnej z definicji pojazdów wymienionych w Prawie o ruchu drogowym.

osoba na hulajnodze to pieszy i... nie pieszy Foto: Jan Jastrzębski / Auto Świat
osoba na hulajnodze to pieszy i... nie pieszy

Z drugiej strony można przytoczyć uchwałę Sądu Najwyższego z 2007 roku, w której SN zdefiniował, co to jest „pojazd mechaniczny”. A zatem: Pojazdem mechanicznym w ruchu lądowym w rozumieniu przepisów kodeksu karnego jest każdy pojazd drogowy czy szynowy napędzany umieszczonym w nim silnikiem, jak również maszyna samobieżna i motorower” Trzeba przyjąć, że w tej definicji mieści się hulajnoga elektryczna. A zatem: skoro hulajnoga to pojazd mechaniczny, to... nie wolno poruszać się nim po chodniku i osoba, która na tym jedzie, nie jest jednak pieszym! A na zdrowy rozum: można by przyjąć, że osoba na hulajnodze jest pieszym, jeśli porusza się w tempie piechura (umownie 6 km/h). Osoba jadąca 25 km/h i więcej (hulajnogi Lime rozpędzają się do 28 km/h) po chodniku powoduje ekstremalne zagrożenie. Jakie? Statystycznie nie wiadomo, bo skoro policja twierdzi, że rozjechany pieszy to pieszy potrącony przez innego pieszego...

Ofiary na całym świecie

Tymczasem np. we Francji od początku roku doliczono się 5 zabitych i 300 rannych w wypadkach spowodowanych przez kierujących hulajnogami, a w pewnych miastach amerykańskich, w których pojawiły się hulajnogi na minuty, liczba ofiar rośnie rok do roku w tempie trzycyfrowym. W Hiszpanii w 2018 r. hulajnogiści spowodowali co najmniej 270 wypadków, w których zginęły 3 osoby. Problemy są też w Holandii, Belgii, Grecji, Niemczech i wielu innych krajach, przy czym w Niemczech odnotowuje się coraz więcej śmiertelnych ofiar rowerów elektrycznych, z których chętnie korzystają starsze osoby, nie do końca panujące nad tymi pojazdami. Niestety, jeśli nasi prawodawcy czekają na wspólny front różnych krajów europejskich, to mogą się nie doczekać, bo w każdym kraju problem wygląda trochę inaczej. Kłopot jest taki, że hulajnoga rozpędzająca się do 25-30 km/h to sprzęt o wiele za szybki, by jeździć nim po chodniku, a jednocześnie za wolny, żeby poruszać się po jezdni.

Przykładowo we Francji jazda na hulajnodze z napędem po chodniku jest dozwolona, jeśli maksymalna prędkość takiego urządzenia to 6 km/h, co nie zmienia faktu, że o wiele szybsze elektryki są używane podobnie jak w Polsce. W Belgii maksymalna dozwolona prędkość to 18 km/h, planowane jest podwyższenie limitu do 25 km/h (na drogach dla rowerów), ale już np. w Holandii mówi się o usunięciu niebezpiecznych hulajnóg z dróg rowerowych. W Hiszpanii z kolei chcą hulajnogi przepędzić z chodników.

Strategia, by przeczekać, już nieaktualna

W Polsce nad prawem regulującym korzystanie z hulajnóg na prąd Ministerstwo Infrastruktury pracuje od 3 lat, był już nawet projekt stosowanych zmian w Prawie o ruchu drogowym, planowane było szybkie uchwalenie przepisów, ale ostatecznie zrezygnowano z nich, obiecując powrót do tematu w bliżej nieokreślonej przeszłości. Teraz temat znów stał się gorący za sprawą wypadku w Warszawie i idiotycznej (moim zdaniem) decyzji policjantów, by winnym zdarzenia uznać osobę pieszą (poruszającą się na nogach). Otóż chodnik nie jest co do zasady przeznaczony dla pojazdów silnikowych osiągających średnią prędkość wyższą niż rower, mających umiarkowanie skuteczne hamulce i mizerną stateczność! Trudno jednak mieć pretensje do ludzi którzy korzystają z hulajnóg na minuty: skoro jest oferta dostępna „w biały dzień”, to znaczy, że jest to legalny środek transportu – gdyby państwo chciało go zakazać, już by go nie było. Trudno mieć pretensje, że jeżdżą wszędzie, skoro przepisy tego nie regulują. To państwo jest od tego, by problem rozwiązać – ostatecznie, gdy ktoś ginie, żarty się kończą i ktoś inny idzie do więzienia.