Dalekowschodni rynek motoryzacyjny znacząco odróżnia się od naszego. Co prawda bez kłopotu spotkamy modele, które – identycznie wykończone – oferowane są w Europie. Jednak bardzo wiele aut to typowo azjatyckie konstrukcje.

Mimo że Tajlandia nie jest bogatym krajem sprzedaje się tu sporo samochodów (w tym roku ma być to około miliona, przy liczbie ludności dwukrotnie większej niż w Polsce). Nie ma zalewu chińszczyzny, wręcz przeciwnie – cenione są solidne japońskie marki, jak Toyota czy Isuzu, które dzielą pomiędzy siebie potężny rynek pikapów (to najpopularniejsze modele w tym kraju).

Podobne tendencje spotkamy również na salonie samochodowym. Warto zaznaczyć, że ma on zupełnie inny charakter niż wystawy w Genewie czy choćby w Poznaniu, dokąd wybierają się ludzie zainteresowani jedynie oglądaniem. Na każdym stoisku zobaczymy panów z teczkami i kalkulatorami – od ręki siadają z klientami do negocjacji i podpisują zamówienia.

Wśród oglądanych modeli bez kłopotu wypatrzyliśmy wszystkie znane pikapy. Dominuje stoisko Isuzu z gwiazdą w postaci nowego modelu D-Max, ale nie ma się co dziwić – to jeden z najpopularniejszych modeli w tym kraju. Poza znanymi nam modelmi tej klasy (Triton to L200) zobaczyć można Mazdę BT-50 i Chevroleta Colorado.

Jest też bogaty rynek akcesoriów do takich aut. Poza pikapami (i rzecz jasna modelami osobowymi) zobaczyć można sporo osobliwości. To m.in. SUV-y opracowane na bazie pikapów. Na stoisku Isuzu stało MU-7, u Forda – model Everest którego bliskim krewniakiem jest Ranger, zaś obok Mitsubishi L200 – dawno zapomniane w Europie Pajero Sport.

Największą „terenową” gwiazdą tegorocznego salonu w Bangkoku był Chevrolet Trailblazer – elegancki, 7-miejscowy model wywodzący się – jakżeby inaczej – z najnowszej generacji pikapa Colorado. Pod jego maską mogą pracować turbodiesle 2.5 lub 2.8. Nieodłącznym elementem wystawy w Tajlandii są dziewczyny, które w określonych godzinach dają taneczne popisy. Podobno tuż po nich sprzedaż gwałtownie rośnie…