Zwykle, kiedy do wypadku dojdzie w mieście lub przy uczęszczanej trasie, niemal natychmiast na miejscu zdarzenia – często przed policją czy pogotowiem – pojawiają się auta pomocy drogowej. Nie trzeba ich wzywać, przyjeżdżają same.

Ich kierowcy są bardzo uczynni i pomocni. Oferują holowanie na koszt ubezpieczyciela, pomoc w załatwieniu formalności, dostarczenie auta do warsztatu. Wszystko ma być oczywiście bezpłatne i bezproblemowe. A w stresującej sytuacji każda pomoc jest mile widziana, nieprawdaż?

Nie naprawiają, a zarabiają

Co się dzieje, kiedy kierowca skorzysta z pomocy takiej „przypadkowo” przejeżdżającej lawety? Różnie bywa, ale często auto trafia do zaprzyjaźnionego z kierowcą lawety warsztatu. Klient przekonywany jest do podpisania dokumentów, które upoważniają warsztat do zorganizowania oględzin rzeczoznawcy, przygotowania wyceny oraz do naprawy auta.

Przygotowanie do oględzin często polega na spreparowaniu auta tak, by naprawa wydawała się niemożliwa. Foto: Auto Świat
Przygotowanie do oględzin często polega na spreparowaniu auta tak, by naprawa wydawała się niemożliwa.

Problemy zaczynają się, gdy okaże się, że wycena naprawy przygotowana przez serwis jest absurdalnie wysoka i przekracza wartość pojazdu lub gdy klient, znużony wielotygodniową bezczynnością warsztatu, chce odebrać z niego nienaprawiony samochód. Wtedy okazuje się, że trzeba zapłacić za holowanie, za każdy dzień postoju w krzakach pod warsztatem, przygotowanie auta do oględzin i sporządzenie wyceny.

Rachunek za skorzystanie z przygodnej lawety bywa liczony w tysiącach złotych i trudno się od niego wykręcić!

Uważaj, co podpisujesz!

Dałem się namówić laweciarzowi na odholowanie auta do warsztatu. Po dwóch miesiącach, kiedy zacząłem się upominać o mój samochód, dowiedziałem się, że nie opłaca się go naprawiać, a za holowanie i postój w warsztacie muszę zapłacić 2500 zł netto, no chyba że zostawię im samochód na własność – wtedy do dopłacenia zostanie mi kilkaset złotych. Stracę samochód i pieniądze. Co robić?

Uważaj co podpisujesz Foto: Auto Świat
Uważaj co podpisujesz

Takich i podobnych pytań przychodzi do naszej redakcji wiele. Niestety, naciągacze są z reguły zawodowcami – właściciel rozbitego auta zwykle podpisuje umowę, w której drobnym druczkiem warsztat informuje, jakie koszty poniesie klient, jeśli zdecyduje się odebrać nienaprawione auto z warsztatu lub gdy ubezpieczyciel nie zgodzi się na pokrycie części należności.

W takiej sytuacji sposobem na uniknięcie ekstremalnie wysokiego rachunku może być np. dowiedzenie, że to warsztat celowo przedłużał postój rozbitego auta, zawyżył koszt jego naprawy lub celowo wprowadzał klienta w błąd, przyjmując wrak, którego naprawa była w sposób oczywisty nieopłacalna. Niestety, bez pomocy prawnika, a często również rzeczoznawców, trudno taką sprawę wygrać.