Subaru w latach 90. uchodziło za firmę niszową. Auta spod znaku 5 gwiazdek były przyjemne w prowadzeniu, dbano o komfort i bezpieczeństwo, ale niekoniecznie o jak najniższe koszty – stąd brak np. silników Diesla. Poza tym auta doskonale sprzedawały się w Ameryce Północnej, są tam nawet fabryki Subaru. Forester miał przede wszystkim wygodnie i pewnie zawieźć swojego właściciela na polowanie, do lasu czy do pracy.
Nadwozie często krytykowane jest za zbyt małą funkcjonalność, a całe auto porównywane do zwykłego kombi z nieco wyższym zawieszeniem. Rzeczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę ilość miejsca na nogi na tylnej kanapie czy nad głowami, współczesne SUV-y łatwo pozostawią Forestera w pokonanym polu. Ale przecież rzadko do drugiego rzędu siedzeń pakujemy trzy dorosłe osoby – częściej to jedno czy dwójka dzieci.
A dla nich miejsca będzie pod dostatkiem. Również bagażnik (nominalnie 406 l z możliwością powiększenia do 1525 l) w codziennej eksploatacji będzie wystarczający. Za to w kilkunastoletnim aucie zauważymy inne zalety – doskonałe spasowanie i dobrą jakość montażu (oraz zazwyczaj spokojni, raczej majętni użytkownicy) pozwalają znaleźć leciwy egzemplarz, w którym stan tapicerki zachęca wręcz do jazdy. Uroku dodaje jeszcze jeden znak rozpoznawczy Forestera – drzwi pozbawione ramek. I to rozwiązanie nie jest źródłem kłopotów, uszczelki dobrze się układają, nic nie świszcze.
Wiele egzemplarzy dzielnie opiera się korozji, nawet w najstarszych spotykamy oryginalny wydech. Niestety, gdy przyjdzie czas wymiany pojawia się kłopot, bo brak zamienników, a końcowy tłumik kosztuje w Subaru aż 1700 zł. Interesująco prezentują się podzespoły mechaniczne. Silniki typu bokser to swoisty rodzynek. Dwulitrówka przeznaczona jest dla spokojnych kierowców, nawet w mieście ze zużyciem paliwa można zmieścić się w 10 l. Kto chce jeździć dynamicznie, niech postawi na S-turbo, ale ta wersja często jest w gorszym stanie i przy agresywnym stylu jazdy bez kłopotu zużyje 15 l/100 km. Mniej polecamy silnik 2.5 (USA) – jest paliwożerny, a wcale nie dynamiczny.
Trwałość silników nie budzi zastrzeżeń. Typową przypadłością jest wyciek oleju spod pokrywy rozrządu (uszczelka kosztuje poniżej 100 zł, wymiana niemal drugie tyle – za każdą stronę). Mało przyjemnym przebiegiem jest dla Forestera 100 tys. km. Duży przegląd wiąże się z wymianą rozrządu, a to koszt w granicach od 1800 (2.0) do 2200 zł (turbo). Dlaczego aż tyle? Sam pasek ma ponad 2 m długości, a prowadzi go nawet 6 rolek! Jeśli trzeba wymienić sprzęgło znowu ubędzie co najmniej 1500 zł, mniej więcej przy tym przebiegu zdarzają się kłopoty z sondą lambda (800 zł) i zużytymi amortyzatorami. Tylna oś wyposażona jest w samopoziomowanie (większość wersji, np. poza USA). To dobrze i źle. Dobrze, bo auto po kilku kilometrach po załadunku wraca do właściwego poziomu i dobrze się prowadzi. Źle, bo amortyzator kosztuje 1600 zł!
Na pocieszenie dodajmy, że wymienione koszty dotyczą części i robocizny wysokiej jakości, trochę da się zaoszczędzić (jednak nie wolno przesadzić). W miejsce amortyzatorów z poziomowaniem można zamontować zwykłe, wtedy wymienić trzeba również sprężyny. Zadbany egzemplarz odwdzięczy się pokonaniem następnych tysięcy kilometrów bez większych awarii. Zużyte łączniki stabilizatorów to przypadłość aut jeżdżących po Polsce. Tanie zamienniki wystarczają tylko na parę tys. km! Amerykańskie auta serwisuje się bez większych kłopotów (mają np. nieco inne błotniki przednie).
Pamiętajmy też, że (pomimo obecności reduktora w autach 2.0 z manualną skrzynią biegów) nie jest to terenówka. Lepiej ograniczyć eksploatację do normalnych dróg, choć w lekkim terenie samochód da sobie radę bez kłopotów.