Auto Świat Test Nissana Leafa: jazda od gniazdka do gniazdka

Test Nissana Leafa: jazda od gniazdka do gniazdka

Autor Wojciech Denisiuk
Wojciech Denisiuk

Po liftingu teoretyczny zasięg Nissana Leafa wzrósł do 199 km. Sprawdziliśmy, czy dzięki temu elektryczne auto może być praktyczne

Test Nissana Leafa: jazda od gniazdka do gniazdka
Zobacz galerię (11)
Auto Świat
Test Nissana Leafa: jazda od gniazdka do gniazdka

Nissan sprzedał na świecie już blisko 60 tys. sztuk Leafa, jednak dopiero teraz elektryczne auto debiutuje na polskim rynku. Zbiegło się to z liftingiem modelu. Efekty modernizacji są właściwie niezauważalne z zewnątrz, ale producent zapewnia, że wprowadzono w Leafie ponad 100 istotnych zmian. Z punktu widzenia użytkownika najważniejsze są dwie: większy zasięg i niższa cena.

Niestety, nawet po obniżce Leaf kosztuje 126 tys. zł. Co prawda, jest to w pełni funkcjonalny i dość wygodny samochód o walorach klasy C (zarówno w pierwszym, jak i drugim rzędzie podróżuje się dość komfortowo), jednak za tyle można kupić o wiele większe, szybsze i lepiej wyposażone auto. Dlaczego więc ktoś ma wybrać drogiego Leafa? Może dlatego, że nie emituje on spalin, 100 km przejeżdża za około 6 zł, a koszty jego serwisowania są dużo niższe niż auta z silnikiem spalinowym. Minusy to ograniczony zasięg i konieczność niemal codziennego ładowania. Przed liftingiem narzekano też na mały bagażnik – obecnie powiększono go do 370 l (o 40 l).

Lifting odchudził Leafa o 50 kg, co razem z kilkoma zmianami konstrukcyjnymi zwiększyło teoretyczny zasięg tego Nissana do 199 km. W praktyce wyniki były nieco gorsze. W ruchu miejskim mogliśmy przejechać około 130-140 km, natomiast poza miastem w pełni naładowana bateria pozwalała pokonać 160 km. Jednak żeby tego dokonać, musieliśmy zrezygnować z klimatyzacji i ograniczyć prędkość do 80-90 km/h.

Włączenie klimy automatycznie zmniejsza zasięg o 10 km. Oczywiście, obciążenie auta pasażerami czy bagażem również skraca zasięg. Na szczęście kierowca w każdej chwili widzi, ile może jeszcze przejechać i jak zmienia się zasięg w zależności od stylu jazdy. Zaletą jest to, że do niemal całkowitego wyładowania baterii można liczyć na pełne osiągi. Są one naprawdę dobre. Wrażenie robi zwłaszcza przyspieszenie – wydaje się lepsze, niż wynika z danych technicznych.

Gdy dojeżdżamy do pracy nawet 30-40 km, możemy zapomnieć o tym, że używamy samochodu o napędzie elektrycznym. Po powrocie do domu trzeba jednak ponownie podłączyć je do prądu – potrzebne będzie gniazdko 230 V – i po 8 godzinach ładowania znów odzyskamy pełen zasięg. Ten czas można skrócić o połowę dzięki opcjonalnej mocniejszej ładowarce (za 4 tys. zł). Niestety, zasilanie auta poza domem to nadal problem. Liczba umożliwiających to stacji wciąż jest niewielka, a doładowanie Leafa w pracy może się nie udać – administracja biurowca zapewne się sprzeciwi, bo sprzedaż prądu bez koncesji jest zabroniona.

Nadal wysoka cena i brak ulg podatkowych podważają sens zakupu Nissana Leafa. Gdyby kosztował 70 tys. zł, warto byłoby ustawić się w kolejce. Koszt przejechania 1 km jest niski, a poza tym Leaf działa na kierowcę odprężająco, bo wytwarza tak mały hałas, jak dobrze wyciszona limuzyna.

Autor Wojciech Denisiuk
Wojciech Denisiuk