Nasza Skoda Karoq, choć w wersji z najsłabszym, litrowym silnikiem o mocy 115 KM, to jednak w standardzie ma bogate wyposażenie. W zasadzie nawet kierowcy o sporych wymaganiach w zupełności wystarczy taki wóz, czyli wariant Style – bogatszy niż podstawowy Karoq Ambition. Można oczywiście narzekać, że auto takie, jak nasze kosztuje aż 95 350 zł bez żadnych dodatków i fakt - to sporo, jak na samochód z ledwie litrowym silnikiem o trzech cylindrach. Tyle że otrzymamy tu naprawdę sporo dodatków, za które trzeba dopłacać w wielu droższych autach. Przykładowo, nasz Karoq Style sam zahamuje w trakcie cofania, jeśli zauważy przeszkodę, wykryje pieszych przed maską, ma bezkluczykowy system dostępu do auta, aktywny tempomat (działający do 160 km/h, za ten „szybszy” trzeba dopłacić 1500 zł), diodowe reflektory, czujniki parkowania z tyłu i z przodu, radio z 8-calowym ekranem oraz... diodową latarkę w bagażniku, za którą kupując Karoqa Ambition, trzeba zapłacić 150 zł. Nasz testowy Karoq – zwykle tak to już jest z samochodami udostępnianymi przez importerów – ma jednak na pokładzie o wiele więcej.
Skoda Karoq 1.0 TSI – bezpieczeństwo kosztuje
Oczywiście miło jest mieć świadomość, że samochód pomaga nam podczas jazdy, ale powiedzmy sobie szczerze: Karoq Style w standardzie ma wszystko, co potrzeba. I to nawet jeśli kierowca lubi, gdy ma do dyspozycji wielu elektronicznych pomocników. Gdybym chciał wymienić skróty określające systemy, które znajdują się na pokładzie Karoqa, wypełniłbym kilka akapitów. Zacytuję tylko jedną linijkę z cennika Skody: „ESC z ABS, EBV, MSR, ASR, EDS, HBA, DSR, RBS, CBC, MKB, TSA i XDS+” – konia z rzędem temu, kto to wszystko zrozumie bez korzystania z Google. Muszę jednak przyznać, że ta wyliczanka robi wrażenie, bo przecież niedawno zachwycałem się, gdy w standardzie był ABS.
A za co trzeba dopłacić? Za system utrzymywania pasa ruchu, „automat” do ułatwiający jazdę w korkach, układ wykrywania innych aut w martwym polu lusterek oraz za funkcję rozpoznawania znaków drogowych. Wszystko to (i kilka innych drobiazgów) kosztuje 3200 zł. Moim zdaniem to ciekawe systemy i czasem przydatne, ale ich cena obecnie jest jednak wysoka. Poza tym, jak nie umiemy utrzymać się w pasie ruchu lepiej nie siadać za kierownicę, bo grozi to utratą prawa jazdy. Z kolei znaki drogowe lepiej obserwować samemu.
Kolejna sprawa to pokładowe multimedia, o któRych pisaliśmy obszernie w poprzednim odcinku. W ramach pakietu Comfort (za 3400 zł), otrzymamy pokrywę bagażnika z silnikiem, który ją unosi i opuszcza. Jest też czujnik, dzięki któremu do przestrzeni ładunkowej można dostać się „kopiąc” Skodę w kuper. W sumie całkiem fajna sprawa. Tylko droga, i to mimo że za wspomnianą sumę oprócz automatycznej klapy bagażnika otrzymamy też kamerę cofania oraz system nawigacji satelitarnej. Do tego ostatniego można by dokupić, za 1600 zł, dostęp do serwisów Skody, w tym np. informującego o natężeniu ruchu czy cenach paliw na stacjach benzynowych. Szkoda, że tylko na rok. To wygoda? Owszem. Bajer? Też. Tylko że to samo mamy w przeciętnym smartfonie. W cenie telefonu i abonamentu, choć bez dużego ekranu ładnie wkomponowanego w kokpit.
Muszę dodać, że w przypadku testowego Karoqa dochodzą jeszcze dwa systemy z zakresu nowych technologii. Po pierwsze, na pokładzie mamy nie nawigację Amadeus (tę z pakietu), lecz lepszą – Columbus. Na dodatek z mapą Europy i usługą jej aktualizacji oraz z 9,2-calowym ekranem dotykowym. Wszystko to za kolejne 3800 zł. Na koniec zostaje pakiet obejmujący WLAN, gniazdo karty SIM (LTE), wzmocnienie sygnału GSM oraz bezprzewodową ładowarkę. Kolejne 2200 zł. W sumie zamontowane w testowym Karoqu systemy kosztują... 11 tys. zł! To ja bym jednak został ze smarfonem i poręcznym uchwytem. Chyba, że ktoś lubi nowoczesne technologie i nie liczy się z pieniędzmi. W takim przypadku warto kupić multimedia Skody - są dobre, intunicyjne i funkcjonalne.
Skoda Karoq 1.0 TSI – luksus w cenie
Są jeszcze kolejne koszty? Owszem. I znowu niezbyt sensowne, jeśli mam być szczery. Po pierwsze to tapicerka ze skóry ekologicznej. Owszem, wygląda nieźle, ale po pierwsze jej kolor (zbyt jasna!) nie jest najlepszym pomysłem w samochodzie rodzinnym, po drugie – w upalne dni skóra bez wentylacji sprzyja poceniu się, a zimą łatwiej się wyziębia niż tkanina. Szczególnie ta skóra ze sztucznej krowy. Koszt? Spory, bo 6500 zł. Kupując Karoqa, pozostańmy zatem lepiej przy tkaninie i to ciemnej, o ile SUV Skody ma być samochodem rodzinnym. Druga opcja to elektrycznie sterowany fotel kierowcy (z pamięcią) za 2200 zł. W luksusowym aucie to oczywiste wyposażenie, w Karoqu – nieoczywiste i w sumie niepotrzebne. Tradycyjna dźwignia i pokrętło to przecież żaden problem o ile kierowcy nie zmieniają się zbyt często.
Skoda Karoq 1.0 TS – warto dopłacić
Pewnie ktoś powie, że negując sens kupowania wszelkich dodatków, po prostu się czepiam. Może i tak, ale przecież każdy dokładnie sprawdza, na co wydaje każdą złotówkę. A jeśli niektóre elementy nie są niezbędne, po co przepłacać? Lepiej pieniądze wydać na paliwo, ciekawe akcesoria, czy po prostu je zaoszczędzić. Ale żeby wykazać, że nie jestem tak całkiem sceptyczny, wspomnę o kilku opcjach, które moim zdaniem są przydatne.
Po pierwsze, to skrzynia DSG. Nie mam już 35 lat, więc – po latach fascynacji ręczną zmianą biegów – zaczynam doceniać lenistwo. A DSG w Skodzie działa bardzo przyjemnie: zmienia przełożenia szybko, bez szarpnięć, a przy tym ułatwia jazdę po mieście. A przecież takie samochody jak Karoq większość czasu spędzają na zatłoczonych ulicach. Podczas wyprzedzania też nie ma problemu: niższy bieg wrzucany jest bez opóźnienia. Szkoda tylko, że w tej chwili w ofercie czeskiej marki nie ma wersji 1.0 TSI z DSG. Kosztowała 103 tys. zł. Nie wykluczone jednak, że ta wersja Karoqa jeszcze wróci.
Poza tym, warto wybrać kilka drobnych opcji. Przykładowo, cyfrowe radio (DAB) na pewno się przyda – gwarantuje lepszą jakość odbioru stacji radiowych, a udogodnienie to kosztuje zaledwie 500 zł. Kolejna sprawa to podgrzewane fotele i kanapa za 800 zł. Uwierzcie mi, zimą docenicie tę funkcję, i to nawet w aucie z tapicerką z tkaniny. Następna opcja to stalowe koło zapasowe za 600 zł – zamiast zestawu naprawczego. Cóż, wolę po prostu takie rozwiązanie. Czuję się pewniej, gdy mam świadomość, że bagażniku jest „zapas”. Pewnie 900 zł wydałbym też na gniazdko 230 V oraz dodatkowe złącza USB – tych nigdy za wiele, tak przynajmniej wykazuje praktyka rodzinnych podróży.
Na koniec jeszcze dwa dodatki. Po pierwsze to prosty pakiet z alarmem i pełnym systemem bezkluczykowego dostępu i uruchamiania auta. Spora wygoda, a koszt do zaakceptowania – 1000 zł. Ostatnia z opcji wartych grzechu to system Variolex. Kosztuje 1800 zł, ale w zamian dostajemy kabinę jak w minivanie: z osobnymi trzema fotelami w drugim rzędzie. Warto!
Skoda Karoq 1.0 TSI DSG – dane techniczne:
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | 999 cm3, R3, turbo, benzynowy |
Moc | 115 KM przy 5000-5500 obr./min |
Moment obrotowy | 200 Nm przy 2000-3500 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd | 7-biegowy automat DSG, napęd na przód |
Prędkość maksymalna | 186 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 10,7 s |
Średnie zużycie paliwa | 5,3 l/100 km (producent) |
Masa własna | 1361 kg |
Cena | od 95,4 tys. zł |