mojeauto.pl: Internet czy jednak "stara szkoła" kupowania samochodów?

Włodzimierz Zientarski: Muszę powiedzieć szczerze, że biję się w piersi. Nie przewidziałem czegoś takiego, jako człowiek, który musi dotknąć, przeżyć, ucieszyć się, obejrzeć, powąchać, że można wybierać samochody przez Internet. Pewnie nigdy bym nie kupił samochodu korzystając z aukcji i innych form transakcyjnych nie oglądając go na żywo. Z pewnością jest to znakomita droga do uzyskania informacji, jednak mimo wszystko jestem zdania, że jeśli mam kupić model, który mi się podoba, muszę go najpierw zobaczyć.

Z kupowaniem samochodów przez Internet - i pewnie niczego nowego nie odkryję - jest tak jak z kobietami, a właściwie z małżeństwem. Nie można się ożenić przez Internet, chyba? (śmiech). Z tą kobietą trzeba przecież porozmawiać, zobaczyć jak się uśmiecha, jak się złości, jaki ma tembr głosu, jak... chodzi. Nie dowiesz się tego siedząc przed monitorem.

Z drugiej strony jednak odbieram to jako fenomen naszych czasów. Przewrotnie można powiedzieć tak - można sobie kupić auto nie wychodząc z domu. Siadasz przed komputerem, szukasz informacji i masz je, wszystko jak na wyciągnięcie dłoni, a raczej kliknięcie. Internet daje wiele możliwości. Dzięki niemu można przeglądać tony ofert, sprawdzić wszystkie komisy w Polsce, ba, nawet wszystkie nowe modele, które są w ofercie na naszym rynku w różnych opcjach wyposażenia. Dla mnie, jako człowieka z innej epoki jest to prawdziwy szok.

ma: Czy ten "szok" możemy poprzeć przykładem?

WZ: Jasne. Kiedyś miałem zamiar objechać wszystkie komisy na naszej zachodniej granicy, bo ilekroć pojawiałem się w tych rejonach twierdziłem, że zawsze można trafić na ciekawą ofertę. I wie Pan co? Nie dałbym rady, jest ich za dużo. A tutaj siadam, klikam i oglądam. Myślę, że tak naprawdę obie metody nabywania aut powinny się uzupełniać.

ma: Co jednak mogłoby Pana w pewnym stopniu przekonać do kupienia samochodu przez Internet?

WZ: Tutaj muszę nie jako podzielić dwie kategorie zakupów, na auta używane i nowe. W przypadku tych pierwszych chciałbym żeby te pojazdy były lepiej eksponowane, lepiej sfotografowane. Marzyłoby mi się, żeby były też filmowane, pokazane jak jeżdżą. Z nowymi jest już znacznie lepiej, bo oferty bazują na materiałach multimedialnych z koncernów. Czasami mam jednak wrażenie, że dealerzy zapominają o tym.

ma: Wróćmy jednak do form zakupu. Nie obawia się Pan, że Internet wyprze tradycyjne transakcje? Przecież jest szybciej, łatwiej, wygodniej...

WZ: Nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałem. Sądzę, że gdyby doszło do takiej sytuacji to będzie to pewien kolejny objaw dehumanizacji. Może się więc stać, że nie będziemy kupować samochodu, a jedynie kolejne narzędzie gospodarstwa domowego, jak pralkę czy lodówkę.

ma: Ulega Pan jednak czasami temu bądź co bądź nowemu trendowi? Przyznał Pan, że znacznie łatwiej jest znaleźć interesujący model.

WZ: Przyznam się, że tak. Co prawda nigdy nie nabyłem jednak w ten sposób samochodu, ale pierwszy raz w życiu "pozazdrościłem" mojej córce Joannie, że kupiła sobie świetny samochód i to właśnie przez Internet. Kupiła pięknego "Merola" 124, w świetnym stanie, bodajże z 1994 roku w wersji kombi i pakietem Brabusa. Dzięki temu zrozumiałem, że rola sieci jest przeogromna i trzeba z niej korzystać ale jak wcześniej zaznaczyłem, z pewnym umiarem.

ma: A jakich Pan samochodów szuka najczęściej?

WZ: Z racji zamiłowania, najczęściej przeglądam oferty z autami amerykańskimi. Chociaż od kiedy mam swoją nową, samochodową miłość - Cadillaca Brougham Elegance (Fleetwood) z 1989 roku - to rzadziej zaglądam na internetowe strony.

ma: Czy przyszłość, ta samochodowa, zależeć będzie od Internetu?

WZ: Jestem pewien, że jeśli chodzi o samochody używane to jak najbardziej tak. Jeśli chodzi o nowe modele niekoniecznie, bowiem w przypadku naszego rynku samochodowego i zasobności portfeli Polaków to nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi samochodu nie przyglądając się mu w salonie, wydając przy tym co najmniej 30 tys. zł.

Poza światem wirtualnym widzę jednak inną możliwość sprzedaży aut, która stosowana jest w Japonii od dość dawna, a na Zachodzie mogą sobie na nią pozwolić tylko nieliczni. Otóż proszę sobie wyobrazić, że w Japonii mimo bardzo dużego przemysłu motoryzacyjnego jest stosunkowo mało salonów. Tam często do klienta przyjeżdża sprzedawca i prezentuje mu samochód. Doradza przy wyborze koloru nadwozia, obić tapicerki itd. Póki co, usługa ta jest dostępna jednak dla wyższych sfer...