- Opisywane auta kosztują relatywnie mało, ale naprawy często są droższe niż wydatki na zakup
- Mimo niskich cen nie należy bagatelizować przedzakupowych oględzin. Kiepski wybór może zemścić się niemal natychmiast
- Zdarzają się ryzykowne benzyniaki, ale w kilkunastoletnich modelach największe zagrożenie wiąże się z dieslami
Po miesiącach względnego zastoju Polacy znowu masowo przywożą używane auta z zagranicy. Niestety, średni wiek nie poprawia się. Wśród sprowadzanych samochodów nie brak zadbanych, niewymagających inwestycji, nie oszukujmy się jednak: większość znajduje się w stanie co najwyżej przeciętnym – takim, który pozwala uzyskać atrakcyjną cenę. Jeśli traficie na egzemplarz wymagający nakładów ze względu na zaniedbania serwisowe, a dodatkowo będzie to wariant niosący podwyższone ryzyko wydatków, to może się okazać, że zamiast wygodnego auta staniecie się posiadaczami skarbonki, a budżet przeznaczony na zakup trzeba będzie co najmniej podwoić!
Załóżmy, że interesuje was klasa średnia, a do wydania macie maks. 10 tys. zł. Na co zwrócić szczególną uwagę podczas oględzin? Radzimy przymknąć oko na drobne rysy czy uszkodzenia karoserii. Wiadomo, że auto ma swoje lata i na pewno dużo przeszło. Również rocznik i przebieg nie powinny być głównym wyznacznikiem wartości używanego kilkunastolatka. Za to lepiej nie bagatelizować stanu technicznego. Wyciek oleju, wyjąca skrzynia, hałasujące łożysko koła? Wszystko da się naprawić, ale musi mieć odzwierciedlenie w cenie. To jednak nie koniec. Lepiej szczególnie ostrożnie podchodzić do zakupu wersji, które producentom wyraźnie się nie udały – tu wydatki będą jeszcze wyższe!