Jednak maraton rozpoczął się od pytania, które zadał jeden z kolegów: "Czym właściwie jest Fusion i jaką ma pełnić funkcję?". Czy to mały samochód osobowy, kombi czy może w ogóle pojazd terenowy?" Ma wyższe zawieszenie niż jego protoplasta - Ford Fiesta. Jest też większy oraz bardziej wszechstronny. Odpowiedź na swoje pytania zapisał w dzienniku pokładowym naszego testu: "W zasadzie żadne z tych aut". Fusion pojawił się w odpowiednim momencie. Od kilku lat rynek wymusza indywidualne podejście do każdego klienta, dlatego musimy zapomnieć o klasycznym sposobie myślenia. Czasy, w których małe samochody, jak na przykład Fiesta z 1976 roku wraz z VW Polo (w jednym wariancie karoserii!), opanowywały rynek małych samochodów, już dawno minęły. Dzisiaj klient wymaga prawdziwych samochodów użytkowych - małych z zewnątrz, ale pojemnych we wnętrzu. Trzeba przyznać, że Fusion taki właśnie jest. Na pewno walory użytkowe w pełni to potwierdzają. W kabinie wygodnie zasiądą cztery dorosłe osoby. Tylne siedzenia składają się asymetrycznie z dziecinną łatwością. Dodatkowo otrzymujemy równą podłogę, a wysokość tylnej krawędzi załadunku wynosi 55 cm. Jest zatem niższa niż w Fieście o 10 cm. W wersji Trend można liczyć na składane do przodu oparcie siedzenia pasażera. Dzięki temu mamy możliwość przewożenia np. desek o długości nawet 2,3 metra. Znajdziemy tu wystarczającą ilość pomysłowo zaprojektowanych oraz praktycznie umieszczonych schowków, skrytek oraz zagłębień. Jednak korzystanie z tych udogodnień niekiedy wymagało odrobinę cierpliwości bądź chwili zastanowienia. Wieczko małej półki na desce rozdzielczej zacinało się coraz częściej wraz z upływającymi kilometrami, natomiast skrytkę pod siedzeniem pasażera odkryło tylko kilku kolegów. Pierwsze kilometry Ford Fusion przemierzał bez najmniejszych problemów. Należy jednak wspomnieć, że ciche na początku słowa krytyki stawały się teraz coraz głośniejsze. Prawie wszyscy kierowcy chwalili dynamiczny i dość wdzięcznie brzmiący silnik aż do momentu, gdy wskazówka prędkościomierza wskazywała 130 km/h. Szum wiatru stawał się wtedy nieprzyjemnie głośny. Kolejną niedoskonałość zaobserwował jeden z kolegów podczas ruszania na wilgotnej nawierzchni. Koła szybko traciły przyczepność po zdjęciu nogi z pedału agresywnie działającego sprzęgła. Nie dziwiłoby to nas, gdyby nie fakt, że auto zostało doposażone w elektroniczny program stabilizacji toru jazdy (ESP). W zakres jego działania wchodzi również regulacja antypoślizgowa podczas przyspieszania (ASR) - koła nie powinny kręcić się w miejscu - oraz wspomaganie hamowania awaryjnego (EBA). Drobne zastrzeżenia wysuwano również pod adresem zawieszenia, które dla większości pasażerów wydawało się zbyt sportowo zestrojone.Prawie wszyscy użytkownicy wielofunkcyjnego "malucha" Forda skarżyli się na nie najlepszą jakość plastiku oraz regulację kierownicy tyko w płaszczyźnie pionowej. Poza tym fotel kierowcy został wyposażony w niepełnowartościową regulację wysokości. Powierzchnia siedzenia podnosi się jedynie w obrębie powierzchni siedziska. Natomiast na pochwałę zasługuje podgrzewanie przedniego siedzenia (za które dopłaciliśmy), a na naganę - jego obsługa. Jednostopniowe przełączniki zostały ukryte przy dolnej ramie siedzenia. Odnalezienie ich nie jest łatwe. Jednak w miarę przejechanych kilometrów kierowca i pasażerowie są w stanie zharmonizować się z "wielką Fiestą", a wtedy przeważają te dobre strony. Po kilku tysiącach kilometrów podróży służbowej jeden z kolegów napisał: "Fotel zapewnia dobre trzymanie boczne i miłą, podwyższoną pozycję". Do tego trzeba dodać lekko pracującą skrzynię biegów (jedynie bieg wsteczny mógłby lepiej wchodzić), łagodną podsterowność, dość precyzyjny układ kierowniczy oraz pewnie spisujące się podwozie, nawet przy maksymalnych prędkościach. Dopiero przy silnym wietrze bocznym odczuwa się lekkie kołysanie nadwozia wynikające m.in. z wysokiej karoserii oraz sporego prześwitu w stosunku do rozstawu osi i wymiarów. Pierwsze 50 tys. kilometrów Fusion przejechał bez najmniejszych kłopotów. Na podnośnikach w warsztatach pojawiał się jedynie podczas rutynowych przeglądów. Wówczas nic nie wskazywało na kłopoty, jakie czekały na nas za kilka tys. km. 26 czerwca ubiegłego roku na niemieckiej autostradzie zastrajkowała cewka zapłonowa. Objawiło się to gwałtownym spadkiem mocy i późniejszym odholowaniem w tempie spacerowym do pobliskiego warsztatu. Tamtejszy mechanik "pocieszył" nas krótkim stwierdzeniem: "Po prostu się stało". Pomimo miłej obsługi oraz usilnych starań mechanika usunięcie usterki przeciągnęło się w czasie. Fusion zainkasował 10 ujemnych punktów w naszej końcowej ocenie. Także system nawigacyjny Blaupunkt, który świetnie spisywał się do połowy testu, coraz częście zaczynał szwankować. Przyczyną niedomagań była zabrudzona płyta CD. Początkowo wystarczyło czyszczenie miękką szmatką z odrobiną wody bądź płynu do mycia szyb. Niestety nasze starania szły na marne, gdyż z czasem nawet czyszczenie przestało pomagać. Na ostatnich kilometrach można było wprowadzić cel podróży, jednak urządzenie coraz częściej odmawiało posłuszeństwa. Wykres osiągnięć wskazuje, że Fusionowi musiało się u nas podobać. 100 tys. km pokonał bez większych przygód i uplasował się na 15 miejscu pośród 24 testowanych aut. Warto jeszcze podkreślić, że wraz z przejechanymi kilometrami wydajność jednostki napędowej stawała się coraz lepsza. W teście przyspieszenia od 0 do 100 km/h odbiegał jedynie o 0,1 sekundy od danych producenta. Na początku testu czas był o 0,6 sekundy dłuższy.
Czy maluch Forda jest naprawdę wielki?
Przygotowując się do testu na dystansie 100 tys. kilometrów, tradycyjnie już spodziewaliśmy się wielu sytuacji stresujących.