Polskie prawo zabrania używania i przewożenia w aucie w stanie gotowości do użycia urządzeń mogących wykrywać lub zakłócać sprzęt kontrolno-pomiarowy policji oraz innych służb nadzorujących ruch. Tyle teorii! Praktyka jest taka, że kierowcy masowo korzystają z tego, że takie urządzenia można legalnie kupować i posiadać.

W sklepach internetowych i na portalach aukcyjnych antyradary można kupić już za 150-200 złotych. Ich sprzedawcy zapewniają, że urządzenia te wykrywają  wszystkie typy mierników,  które można spotkać  na polskich drogach. To nieprawda! Takiego sprzętu nie da się kupić nawet za znacznie wyższą kwotę.

Tanie wykrywacze rzeczywiście bardzo często alarmują kierowcę - tyle, że zwykle robią to zupełnie bez potrzeby. Warto wiedzieć, że w takim samym paśmie, co policyjne mierniki, działają m.in. czujniki automatycznych drzwi na stacjach benzynowych oraz w sklepach, czujniki ruchu systemów alarmowych czy nawet aktywne tempomaty samochodowe. Co ciekawe - sygnał z drzwi automatycznych na stacji benzynowej jest nawet kilkadziesiąt razy silniejszy od tego, który emituje radar zamontowany w nieoznakowanym pojeździe Inspekcji Transportu Drogowego! I na tym polega kłopot z większością wykrywaczy - jazda z nimi jest po prostu stresująca i nieprzyjemna. Co chwila w aucie rozlega się alarm i nigdy nie wiemy, czy jest on fałszywy, czy rzeczywiście za rogiem czają się "radarowcy". W dodatku, w związku z tym, że za korzystanie z wykrywacza można dostać mandat, kierowca musi być zawsze gotowy, żeby w porę zerwać go z szyby i ukryć przed policjantem.

W przypadku droższych antyradarów nie jest aż tak źle. Mimo, że mają one wyższą czułość, to ich elektronika specjalnie filtruje odbierane sygnały, więc zbędnych ostrzeżeń jest znacznie mniej. Dodatkowo  urządzenia wyposażone w GPS pozwalają często tworzyć listę wyjątków - jeżeli w jakimś miejscu antyradar za każdym razem wszczyna fałszywy alarm, można to miejsce oznaczyć i w przyszłości źródło sygnału będzie ignorowane. Inny problem z wykrywaniem sprzętu do pomiarów prędkości polega na tym, że w Polsce służby używają przeróżnych urządzeń. Od przestarzałych radarowych suszarek działających w paśmie X, przez  rosyjskie radary impulsowe, lasery czy fotoradary stacjonarne o minimalnej emisji mikrofal, aż po bezemisyjne systemy wykorzystujące pętle indukcyjne zatopione w asfalcie. Nie ma na rynku pojedynczego urządzenia zapewniającego bezkarność. Jeśli komuś bardzo zależy na unikaniu mandatów, to musi sięgnąć głęboko do kieszeni, a i tak nigdy nie uda się uzyskać 100-procentowej gwarancji uniknięcia mandatu.

Ile kosztuje dobry sprzęt? Policzmy: wysokiej klasy antyradar to wydatek od ok. 2 do 5 tys zł. Najlepiej, żeby był on dodatkowo wyposażony w GPS sprzężony z aktualną bazą danych o punktach kontroli prędkości, bo tylko taki sprzęt ostrzega też przed bezemisyjnymi  miernikami z czujnikami indukcyjnymi w asfalcie lub przed radarami, z którymi wykrywacze na razie sobie nie radzą (np. nowe radary MultaRadar CD). Warto wybrać model, który oferuje możliwość aktualizacji oprogramowania, bo do służb trafiają coraz to nowsze urządzenia pomiarowe. Bez tego może się okazać, że już za kilka miesięcy  antyradar kupiony za ciężkie pieniądze stanie się bezużyteczny, bo np. ITD kupi sobie nowe "zabawki". Żaden wykrywacz nie poradzi sobie z policyjnymi laserami - są jednak na rynku skuteczne jammery czyli zakłócacze laserów, za które trzeba zapłacić 2,5-4 tys. zł (nie mylić z jammerami radarów - te, które są na rynku, nie działają). Do tego zestawu warto dokupić też CB-Radio, bo antyradary nie ostrzegają przed policyjnymi wideorejestratorami - i już zbliżamy się do 10 tys. złotych. Nawet jednak za taką kwotę nie mamy gwarancji uniknięcia mandatu - wystarczy, że za zakrętem na mało uczęszczanej drodze zaczai się policjant z przestarzałą suszarką i naciśnie spust urządzenia dopiero w ostatniej chwili - nikt nie ostrzeże nas wtedy przez CB-Radio, a antyradar tylko poinformuje, że właśnie zostaliśmy namierzeni.

Nie tylko na radary

Popularym w Polsce sposobem na unikanie mandatów jest nadal CB-Radio, którego, w przeciwieństwie do antyradarów, można legalnie używać w czasie jazdy. Coraz więcej użytkowników mają też aplikacje instalowane na smartfonach, które pozwalają użytkownikom dzielić się informacjami o zagrożeniach na drodze, takie jak np. Yanosik. Im więcej osób z nich korzysta, tym wyższa jest ich skuteczność. O ile jammery skutecznie zakłócające różne rodzaje radarów to mit, to bez problemów kupić można sprzęt do zakłócania mierników laserowych. Jest on zwykle zamaskowany jako... czujniki parkowania, które w dodatku rzeczywiście działają. Niestety, wymagają one zamontowania w aucie na stałe.

Naszym zdaniem: całkowitej bezkarności nie da się kupić

Z Kodeksu drogowego można bez większej szkody dla bezpieczeństwa wykreślić zakaz używania antyradarów. Rzeczywiście, da się kupić drogie urządzenia, które z dużym wyprzedzeniem informują o większości urządzeń pomiarowych wykorzystywanych przez policję, ITD czy straże miejskie. Zwykle jednak generują one przy okazji tyle fałszywych alarmów, że kierowca - paradoksalnie - zaczyna jeździć znacznie czujniej niż bez antyradaru. Wykrywacze dają efekt podobny do atrap policjantów i radiowozów stawianych niegdyś przy drogach.

Materiał pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika Auto Świat Poradnik dostępnego w dobrych punktach sprzedaży