„Maluch” popędzający światłami inne auta i przeskakujący niczym koń na zawodach nad ulicznymi maruderami, a potem zawracający widowiskowo na środku ulicy na hamulcu awaryjnym, albo Daewoo Tico szalejące po wąskich uliczkach miasta, uciekające przed policyjnym patrolem i zjeżdżające po schodach - to standardy reklam telewizyjnych z lat 90. Nikt wtedy nie marudził, że to nie etyczne, daje zły przykład, ale od tamtej pory sporo się zmieniło. Jak widać, nie dostrzegła tego agencja wynajęta przez Toyotę, która nakręciła efektowny i trzeba przyznać bardzo dynamiczny spot nowej Toyoty C-HR na warszawskich ulicach.
Krótką reklamę ogląda się dobrze, auto co chwilę przeskakuje z lewego pasa na prawy i na odwrót, pokazując swoją zwinność, ale niestety robi to także w miejscach niedozwolonych. Trudno się zatem dziwić, że do Komisji Etyki Reklamy wpłynęła skarga. Dotyczyła ona jednego z ujęć, na którym jak wspomina skarżący „(...)reklamowana Toyota łamie przepisy Kodeksu Drogowego. Jadąc na wprost zmienia pas ruchu na linii ciągłej przed przejściem dla pieszych i dalej przecina po skosie „zebrę” tego przejścia.”- pisownia oryginalna.
Do tablicy wywołano polski oddział Toyoty. Przedstawiciele japońskiego producenta próbowali tłumaczyć, że „reklama to twór, w którym jest dopuszczalna fikcja, do której nie znajdują zastosowania obowiązujące przepisy prawa karnego, cywilnego czy też o ruchu drogowym”. W wyjaśnieniach usłyszeliśmy też, że spot stworzyła profesjonalna agencja reklamowa, która ujęcie kręciła na odcinkach dróg wyłączonych z ruchu, dlatego trudno mówić tu o sytuacji naruszenia przepisów ruchu drogowego.
Co więcej Toyota tłumaczyła się także, że wspomniany fragment „nie jest wyeksponowany, a powiedzieć można wręcz niezauważalny dla większości widzów, stanowi jedynie kolejne i wyłącznie sekundowe tło dla pokazania walorów tego samochodu”. Oskarżeni dodali też, że spot zawsze jest emitowany w specjalnych, dobrze oznakowanych blokach reklamowych i nie ma mowy, żeby była powiązana z treścią redakcyjną kanału, programu w którym jest nadawana. A tak naprawdę „dobry film reklamowy powinien wywoływać silne emocje.” – tak podsumowali swoją wypowiedź przedstawiciele Toyoty.
Niestety (dla Toyoty), uzasadnienie to nie znalazło jednak uznania wśród członków rady Komisji Etyki Reklamy. Zespół orzekający dopatrzył się jednak spocie reklamowym naruszenia normy art. 2 ust. 1 Kodeksu Etyki Reklamy, czyli uznał, że narusza dobre obyczaje i nie była prowadzona w poczuciu odpowiedzialności społecznej ponieważ propaguje niebezpieczną jazdę.
W uzasadnieniu także czytamy, że: „Zespół Orzekający wziął pod uwagę, że samochód jest pokazywany w wirtualnym świecie, ale uznał również, że przedstawiony świat jest wystarczająco podobny do rzeczywistości, aby był łatwo rozpoznawalny. Zespół Orzekający zwrócił uwagę, iż w reklamach nie powinno się pokazywać zachować niebezpiecznych i niezgodnych z obowiązującymi przepisami prawa o ruchu drogowym.”
Toyocie trzeba przyznać rację w jednym – spot reklamowy ma być nietuzinkowy, ciekawy i przyciągać uwagę. W końcu to miniprodukcja filmowa i nie ma nic gorszego, kiedy nic się w niej nie dzieję. W latach 90. producenci takich dzieł nie mieli nic przeciwko scenom pościgów, jazdy między ludźmi, czy zjeżdżania po schodach, czy chodnikach. Jedną z odważniejszych pod tym względem była chyba reklama Daewoo Tico – kto by pomyślał, że to małe, niepozorne autko może być bohaterem brawurowego pościgu.
Jeszcze odważniejszy spot nakręcono z udziałem naszego poczciwego „maluch”. Fantazja pomysłodawców reklamy robi spore wrażenie, bo kto by skojarzył Fiata 126p ze skokami konnymi i tymi przez przeszkody? Jeszcze dziwniejsze jest to, że ktoś to zrobił naprawdę. Autorzy reklamy „malucha” tak daleko rozluźnili swoje wodze fantazji, że w spocie pojawił się także skok nad innym autem, które nie chce przepuścić naszego dzielnego bohatera. Oczywiście, Fiat 126p nie mógł być gorszy od Tico i także dzielnie pokonał strome schody. To wszystko w latach 70.
Na brak fantazji nie narzekali także twórcy reklam zza oceanu. Tu jednak też często widać, że nikt nie przejmował się odpowiedzialnością społeczną i etyką. W reklamach z USA pościgi ulicami miast, w spotach aut sportowych, to niemalże standard. Przykład to reklama piekielnie szybkiego Forda Mustanga Shelby GT sprzed kilku lat – spot składa się praktycznie wyłącznie z ekstremalnie szybkiej jazdy ulicami miasta, driftów i niebezpiecznych manewrów. A co gorsza, za kierownicą samochodu siedzą policjanci, którzy dobrze się przy tym bawią.
Jeszcze mniej poprawna wydaję się być reklama BMW M5 z Madonną i Clivem Owenem w rolach głównych, którą wyreżyserował Gay Ritchie. Tu przekraczanie ciągłej linii jest jednym z mniejszych wykroczeń, jakie popełnia kierowca BMW M5. Reklama niepoprawna, jak na dzisiejsze standardy, ale jednocześnie jedna z bardziej kultowych w historii motoryzacji.