Sonda lambda rozpoczęła swój "zawodowy żywot" w 1976 roku. Zaprezentowane przez Boscha urządzenie wraz z katalizatorem służyło obniżeniu zawartości szkodliwych związków w spalinach jednostek benzynowych. Do końca 2001 roku firma sprzedała producentom samochodowym łącznie 250 milionów sztuk różnego rodzaju sond lambda. Teraz wynalazek sprzed 25 lat ma znaleźć zastosowanie także w silnikach Diesla. Oczywiście głównym powodem jest ekologia. Jednostki wysokoprężne przeszły długą drogę. Pierwszym krokiem, który umożliwił zastosowanie diesli w autach osobowych było wprowadzenie turbosprężarki. Samochody stały się bardziej żywe, a ich osiągi nie odstawały znacznie od "benzyniaków". Zastosowanie do silników wysokoprężnych bezpośredniego wtrysku typu Common Rail było kamieniem milowym w historii "ropniaków". Nadal problem stanowiły jednak cząstki stałe (sadza). Tu w sukurs przyszedł francuski koncern PSA, który zaczął stosować swój patent - filtr cząstek stałych. Urządzenie zbiera sadzę, która jest w bardzo wysokiej temperaturze przy udziale specjalnego oleju wypalana. Obłok czarnego dymu z rury wydechowej diesla stał się przeszłością. Sonda lambda w dieslach działa podobnie jak w jednostkach benzynowych: sensor mierzy zawartość dwutlenku węgla w spalinach. Ta wartość jest używana przez jednostkę sterującą silnika w celu regulacji ilości wtryskiwanego paliwa, czasu wtrysku, ciśnienia doładowania. W efekcie silnik wysokoprężny stał się jeszcze bardziej efektywny, a poziom szkodliwych związków w spalinach spadł.