Aldona Marciniak: W połowie marca początek sezonu Długodystansowych Mistrzostw Świata. Co na tym etapie przygotowań robi Robert Kubica?

Robert Kubica: Roboty nie brakuje! Za kulisami jest jej dużo i sporo się dzieje. Ostatnio mieliśmy testy na dwóch różnych torach. Wiadomo, że wejście do nowego zespołu, zespołu, który debiutuje w danej serii, zawsze generuje sporo pracy podczas przygotowań. Potrzeba wymiany informacji, sporo pracy organizacyjnej. Poza tym potrzebne jest oczywiście przygotowanie fizyczne, więc pracuję nad kondycją. Do tego niedługo zaczyna się sezon Formuły 1, więc roboty trochę jest.

Pojedziesz z Prema ORLEN Team. Decydując się na ekipę, która debiutuje w WEC, nie ułatwiasz sobie zadania. Dlaczego Prema?

Zawsze powodów jest kilka. Owszem, z WRT mieliśmy bardzo pozytywny sezon, natomiast długoterminowo oni mają jakiś swój plan. Ja szukałem różnych opcji, a Prema jest znakomitym zespołem, jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, w seriach juniorskich. Oczywiście, one się znacznie różnią od wyścigów długodystansowych. Można to więc niby porównać do zeszłorocznego debiutu z WRT, ale tamten zespół miał dużo doświadczenia w endurance – wprawdzie nie w prototypach, bo specjalizowali się w GT3, jednak dobrze znali DNA wyścigów długodystansowych. Prema natomiast specjalizuje się w wyścigach samochodów z dociskiem aerodynamicznym, ale nigdy nie brała udziału w rywalizacji na długim dystansie. A to jest o wiele większy przeskok niż ten, którego doświadczyło WRT. Jestem jednak przekonany, że w Premie mają dobrych ludzi i odpowiednie podejście. Jest kilka rzeczy, które mnie skłoniły do tego, żeby tu pójść i zainwestować też trochę czasu w to, żeby w przyszłości było lepiej.

Oczywiście, początek sezonu, już w połowie marca, nie będzie łatwy. Do tego ruszamy w Stanach Zjednoczonych, co też utrudnia logistykę. Przed nami niełatwe zadanie! Sądzę jednak, że w dłuższej perspektywie to dla mnie optymalne rozwiązanie. Liczę na to, że moje nadzieje, to, co przekonało mnie do pójścia do Premy, się potwierdzi i będziemy w stanie walczyć o czołowe lokaty. Oczywiście, głównym celem jest rywalizacja w Le Mans, ale to nie oznacza, że poświęcimy mistrzostwa WEC. To jednak krótki cykl, składa się tylko z sześciu wyścigów i jest bardzo duże ryzyko, że jak na początku coś pójdzie nie tak, to całe mistrzostwa będą pod górkę.

    Foto: Frederic Le Floc / East News

Co jest atrakcyjnego w wyścigach długodystansowych, co powinno wciągnąć na przykład fanów Formuły 1?

O gustach się nie dyskutuje! Przede wszystkim jednak do wyścigów długodystansowych trzeba dojrzeć. To zupełnie inna dyscyplina. Trochę, jak byśmy porównywali sprint i maraton w lekkoatletyce – ich charakterystyka jest zupełnie inna. Poziom wyścigów długodystansowych okazuje się bardzo wysoki. Pierwsze skojarzenie wielu osób jest takie, że tu najważniejszą rolę odgrywa niezawodność. W obecnych czasach jednak samochody są tak niezawodne, że nie trzeba ich oszczędzać. Jeździ się jak w wyścigach sprinterskich, a nawet powiedziałbym, że w Formule 1 jest więcej na przykład dbania o opony niż u nas. Specjalizacja w tych dwóch sportach motorowych polega jednak na czym innym, dlatego nie jest powiedziane, że ktoś, kto lubi F1, polubi endurance. Trzeba się w tym trochę zagłębić, żeby zrozumieć, o co w tej rywalizacji chodzi. Ale nie jest tak, że wystarczy być na mecie i to jest gwarancja wyniku. To ciężka praca. Także praca z ekipą wygląda zupełnie inaczej i mocniej wiąże cię z zespołem. Samo przygotowanie do Le Mans, godziny spędzone z teamem bardziej łączą i całą ekipę, mechaników, i partnerów zespołowych. Tymczasem w wyścigach sprinterskich twój partner z teamu to twój pierwszy przeciwnik. Podejście w endurance musi być zupełnie inne. Twój kolega z ekipy pracuje na twoje konto, a także twój sukces lub porażkę.

To nie do mnie należy przekonywanie ludzi do endurance. Nie wszyscy potrafią się otworzyć na inne dyscypliny, bywa, że myślą, że istnieje tylko F1, a reszta jest słaba. Ja, gdy byłem młodszy, nie śledziłem wyścigów długodystansowych. Natomiast po roku rywalizacji w nich czuję, że powróciły do mnie emocje, których dawno nie czułem. Znalazłem się w środowisku, w którym poczułem, jakbym musiał się uczyć od nowa. I to poznawanie kolejnej dyscypliny motosportu jest bardzo fajne. To, co nowe, zawsze jest atrakcyjne i pociągające.

Mówi się, że to będzie najbardziej zacięty sezon w LMP2 w historii WEC ze względu na liczbę załóg i ich składy…

Tak. W tym roku WEC zdecydowanie stoi na najwyższym poziomie od ostatnich 10-15 lat, jeśli chodzi o kategorię LMP2. Dlaczego? Ponieważ jest duże zainteresowanie kategorią LMDH producentów, którzy ogłosili swoje programy startów i wykorzystują ten sezon jako rok przejściowy – czas na przygotowania do wejścia do najwyższej kategorii – nie tylko dla siebie, lecz także swoich kierowców. Dlatego poziom poszedł zdecydowanie w górę. Będzie sporo bardzo, bardzo mocnych aut – zarówno jeśli chodzi o składy kierowców, jak i obsługujące je zespoły. To bardzo motywujące i fajne. Tym bardziej będzie to ciekawy i ciężki rok.

Gdy rozmawialiśmy po poprzednim, mistrzowskim sezonie, powiedziałeś, że miałeś dobre przeczucie już po pierwszym dniu testów z poprzednim zespołem, czyli WRT. Jakie przeczucie masz teraz?

Czeka nas sporo pracy! Jestem pewien co do składu kierowców. A jeśli chodzi o auto i jego prędkość, w chwili obecnej nie jest to nasze największe zmartwienie. Pierwsze testy pokazały, że są ważniejsze rzeczy, nad którymi musimy popracować, abyśmy byli w stanie powalczyć z najlepszymi zespołami. W wyścigach długodystansowych bardzo często wygrywa nie tyle najszybsze auto, co kombinacja kilku różnych elementów, czyli inaczej niż zazwyczaj w Formule 1,w której zazwyczaj wygrywa właśnie najszybszy bolid.