Którą trasę wybrać? Krótszą, ale bardziej zatłoczoną czy dużo dłuższą, ale szybszą i bez utrudnień? Ile razy stawaliście przed podobnym dylematem? Jedni cenią pieniądze i wolą podróżować taniej, dla innych ważniejszy jest czas. Ale czas to też pieniądz. Problem w tym, że samochodów przybywa, a drogi nie chcą się mnożyć w cudowny sposób i ścisk panuje na nich niesłychany. Pomysłowi szukają rozwiązania w bocznych, tzw. żółtych szlakach, a jeszcze sprytniejsi wymyślają przejazd autostradami należącymi do naszych sąsiadów. Wiadomo, niemiecka autostrada to miejsce stworzone dla zwycięzców. Nie na darmo Amerykanie urządzają tam wycieczki, by się pościgać. Bezpłatne autostrady bez ograniczeń prędkości to raj dla tych, którzy lubią wciskać gaz tak mocno, by noga sięgnęła reflektora.

Wyścig pod nadzorem

Nie od dziś mieszkańcy północno-zachodniej Polski, wybierając się na urlop na południe Europy, najpierw kierują się na zachód, właśnie do Niemiec. Nadkładają drogi, ale jadą równo, wygodnie i bez kłopotów tamtejszymi autostradami. Ostatnio, po zniesieniu kontroli na granicach coraz częściej wybierają to rozwiązanie. Nawet ci, którzy jeżdżą między Szczecinem a Wrocławiem, twierdzą, że tak jest szybciej niż wyboistą i wiecznie zapchaną drogą krajową nr 3. Czy rzeczywiście? Czy warto nadłożyć 130 km, by sprawniej dotrzeć do celu? Sprawdziliśmy to w stylu "Top Gear". W tym celu wybraliśmy dwie identyczne Skody Superb z benzynowymi, turbodoładowanymi silnikami 1.8 TSI o mocy 160 KM. Samochody, które stworzone zostały do wygodnego pokonywania długich dystansów. Ruszyliśmy nimi jednocześnie, lecz każda pojechała swoją trasą ze Szczecina do Wrocławia. Warunki: trzymamy się ograniczeń prędkości i w czasie jazdy każdy z nas robi 45-minutową przerwę. Oprócz czasu przejazdu mierzymy średnią prędkość i zużycie paliwa w obu samochodach. Rolę komisji antydopingowej, pilnującej naszych ustaleń, pełniły urządzenia rejestrujące parametry jazdy zamontowane przez firmę Finder. Pudełka schowane pod deskami obu Skód cały czas wysyłały do centrali sygnał, z którego można odczytać aktualną prędkość i pozycję każdego auta. Taki Wielki Brat w małym opakowaniu.

Czy krócej znaczy szybciej?

Droga przez Niemcy niemal w całości wiedzie autostradą. Najpierw krótki fragment po polskiej stronie, następnie duża część po niemieckiej, wraz z obwodnicą Berlina i wreszcie ostatni fragment znów w naszym kraju. W sumie ponad 500 km. Wariant "polski" to trasa nr 3, która w wielu miejscach została przerobiona na ekspresową, ale daleko jej do standardu niemieckiej autostrady. Niby tylko 370 km, ale po drodze mnóstwo miasteczek, fotoradarów, wykopów i niekończące się sznury ciężarówek. Rezultat wydaje się przesądzony, bo u nas panuje powszechne przekonanie, że w Polsce nigdzie nie da się dojechać w sensownym czasie, jeśliby przestrzegać przepisów. Ale przecież i na niemieckich autostradach bywają ograniczenia prędkości. Często w rejonie dużych węzłów tworzą się korki, a w razie wypadku można utknąć nawet na kilka godzin. A zatem po raz pierwszy możemy w jednym czasie, stosując te same zasady, przekonać się, która droga jest szybsza. I czy opłaca się ją wybrać. Start o godz. 8.15 w Szczecinie spod Wałów Chrobrego. Meta w centrum Wrocławia pod dworcem głównym PKP. Rozstrzygnięcie mocno nas zaskoczyło.

Przez Niemcy pełnym gazem

Bardzo chciałem pomknąć ze Szczecina do Wrocławia via Berlin i przyznam szczerze - chciałem również być pierwszy!

Mam szczęście. Podczas losowania wyciągam krótszą zapałkę - symbol jazdy po zachodniej stronie granicy. Z Wałów Chrobrego ruszamy jednocześnie z Szymonem. I tak do granic Szczecina. Tu czeka mnie nagroda: wpadam na A6 w kierunku Niemiec. Szymon wlecze się drogą krajową nr 3 w kierunku Gorzowa. Wyrazy współczucia.

9.30

Mijam Kołbaskowo. Drang nach Westen. Keine Grenzen! Tuż za granicą niespodzianka. Nie po to chciałem tędy jechać, by oglądać autostradę najeżoną ograniczeniami prędkości! Ci Niemcy są przewrażliwieni. Trochę nierówności i już każą zwalniać do 100. W końcu dobijam do Berliner Ringu, autostradowej obwodnicy Berlina z kilkoma pasami ruchu w jednym kierunku. Tu Superb może wreszcie pokazać, na co go stać. Wskazówka prędkościomierza porusza się w zakresie 160-200 km/h. Średnie zużycie paliwa wzrasta do 12 l na setkę. Błyskawicznie docieram do zjazdu na E36 i E55 - to autostrady w kierunku Polski. Dwupasmowa jezdnia robi się wąska. Okazuje się, że tu też odbywają się wyścigi ciężarówek. W końcu kiedy jeden TIR jest szybszy od drugiego o 2 km/h, to grzechem jest nie wyprzedzić. Czyżby byli w zmowie z Szymonem? Zjeżdżam na parking - czas na kawę i odpoczynek. Wreszcie docieram do rozwidlenia autostrad. Większość aut skręca do Drezna, ja na E36 w kierunku Polski. Czas popędzić konie. Chwilami osiągam 215 km/h. Zwycięstwo mam w kieszeni.

12.30

Granica. Do Wrocławia 160 km, a komputer pokazuje zasięg o 10 km mniejszy. Na przygranicznym BP paliwo nieco droższe, ale dla spokoju tankuję. Po naszej stronie autostrada ma już dwie jezdnie, ale brak pasa awaryjnego. Nie wolno jechać szybciej niż 110 km/h, w końcu umawialiśmy się, że nie łamiemy przepisów. Wreszcie Wrocław.

Szymon dociera pół godziny po mnie. Ale... Tarcze kół w moim samochodzie są czarne od pyłu startych klocków hamulcowych. W jego Superbie czyste. Przejechałem 516 km, Skoda spaliła na całej trasie 50 l benzyny. Ultimate jest po 4,73 zł za litr, więc podróż kosztowała 237 zł. Dwa razy więcej niż w przypadku Szymona. Gorycz zwycięstwa była jeszcze większa, gdy spojrzałem na rozkład jazdy PKP. Pośpieszny ze Szczecina do Wrocławia dotarł o 5 minut szybciej ode mnie. Razem z fotografem za bilety I klasy zapłacilibyśmy 153 zł.

W Polsce wolniej. I taniej

Wyciągnięcie dłuższej zapałki było jak wyrok dożywocia. Bo jak precyzyjnie określić czas dojazdu do celu po naszych drogach?

Umowa to umowa. Bez marudzenia wsiadam w bordowego Superba i ustawiam fabryczną nawigację. Ciekawe, że wśród trzech alternatywnych tras zaproponowała tę przez Niemcy. Wybieram najkrótszą, ale bynajmniej nie najszybszą. Według GPS-a będę jechać 6 godzin i 51 minut. Piotrek, podróżując przez Niemcy, powinien do celu dotrzeć aż półtorej godziny wcześniej. Ciekawe, co z tego wyjdzie.

9.51

Szok przed Gorzowem Wielkopolskim. Nowa obwodnica miasta zaskoczyła nawet nawigację, która pogubiła się i w końcu "zawiesiła się", odmawiając współpracy. Ja złapałem wiatr w żagle, bo nagle okazało się, że czas podróży (jakkolwiek długiej) właśnie znacząco się skrócił.

10.53

Dawno nie jechałem przez Polskę tak odprężony. Szósty bieg, 90 km/h, z głośników leniwy głos Sade. Komputer pokładowy wskazuje zaskakująco wysoką średnią prędkość od wyjazdu ze Szczecina: 72 km/h przy zużyciu paliwa poniżej 7 litrów na 100 km. Ciekawe, jak idzie Piotrkowi w Niemczech? Pewnie przednią szybę ma zapaćkaną owadami i koncentruje wzrok na wąskim pasie autostrady. Przy spokojnej jeździe mogę pooglądać krajobrazy. Polska to piękny kraj. Mały korek do nowego ronda na skrzyżowaniu z drogą nr 2 w Świebodzinie nie jest w stanie popsuć mojego nastroju. Obowiązkowy postój wypada w Nowej Soli. Po niespełna 250 km wskazówka paliwomierza zeszła ledwie o ćwiartkę skali. Obwodnica miasta jest już właściwie gotowa, więc ruch w centrum pewnie znacznie zmaleje. Do celu mniej niż 150 km. Może jednak uda się wygrać ten pojedynek?

13.58

Telefon od Piotra rozwiewa moje nadzieje. On już zbliża się do dworca we Wrocławiu, a ja dopiero wjeżdżam do miasta. Różnica wcale nie jest tak wielka. Niestety, pokonanie rozkopanego wlotu i dotarcie do mety zajmuje mi pół godziny.

14.28

Piotrek nonszalancko oparty o drzwi swojej Skody z nieodłącznym papierosem w ustach. Tego widoku się spodziewałem. Nie sądziłem jednak, że wynik naszego wyścigu będzie tak zaskakujący. Pokonałem 371 km w czasie 5 godzin i 24 minuty, włączając w to 45 minut postoju. Dało to średnią 68 km/h, ale podróż okazała się wyjątkowo tania. Superb zużył tylko 26,5 litra bezołowiówki. Średnio 7,2 litra na setkę, czyli mniej niż podaje producent. Nieźle, co?