Czy akcje takie jak Dzień bez Samochodu mają sens? Na pewno tak, choć wciąż większość osób traktuje je z przymrużeniem oka. A wystarczy spojrzeć na zakorkowane ulice. W przeważającej większości samochodów, przystosowanych do przewozu średnio pięciu osób, podróżuje jedynie kierowca, który "wozi powietrze" i powoduje tym samym wydłużenie korków.

A gdyby tak przesiąść się do komunikacji miejskiej? Załóżmy, że tylko jeden autobus zabiera na pokład 120 osób. Gdyby ci wszyscy kierowcy przesiedli się do komunikacji zbiorowej, oznaczałoby to zmniejszenie ruchu o 120 samochodów! I to przez dzięki jednemu autobusowi. Warto dodać, że podczas Dnia bez Samochodu w wielu miastach komunikacja miejska jest darmowa dla każdego kierowcy.

Przeciwnicy powiedzą, że komunikacja miejska jest zbyt wolna, pojazdy są zatoczone i też stoją w korkach. To prawda, ale gdybyśmy zaczęli przesiadać się do autobusów, tramwajów, trolejbusów i metra, a także na rowery i skutery, na drogach byłoby znacznie mniej samochodów, czyli korki przestałyby istnieć. Dodatkowo, większe zapotrzebowanie na komunikację miejską spowodowałoby wzrost liczby połączeń, a dzięki temu pojazdy nie byłyby zatłoczone, zaś dojazd trwałby krócej niż samochodem w korku.

Idąc dalej, to oznacza spore oszczędności dla każdego. Samochód trzeba przecież tankować i naprawiać, a bilety okresowe są dużo tańsze niż miesięczne koszty eksploatacji auta. Co więcej, w miastach spadłby poziom hałasu i zanieczyszczeń, co poprawiłoby komfort życia każdego z nas.

Zdaję sobie sprawę, że to idealistyczne rozważania, które są piekielnie trudne do wprowadzenia w życie. Warto się jednak poważnie zastanowić, czy nie można zamienić samotnej jazdy autem na inną alternatywę? Może to być wspólna jazda ze znajomymi z pracy i dzielenie kosztów. Wtedy zamiast pięciu aut na drogi wyjedzie jedno. Może to być również jazda na rowerze, jeśli do pracy nie mamy daleko. A być może korzystanie z komunikacji miejskiej nie okazałoby się wcale takie kłopotliwe?

A jeśli już musz korzystać z auta, pamiętaj, że nie jesteś sam na drodze. Nie blokuj skrzyżowania ani przejść dla pieszych, jeśli nie ma miejsca po drugiej stronie. Ruszaj od razu po zapaleniu się zielonego światła i przyspieszaj żwawo, nie robiąc ogromnych odstępów od aut przed tobą, a wtedy więcej samochodów przejedzie na jednej zmianie świateł. Przy zwężeniu drogi stosuj zasadę zamka błyskawicznego - jedź urywającym się pasem do samego końca, a jeśli jesteś na pasie, który pozostaje, wpuszczaj samochody z pasa obok na zasadzie "jeden na jeden". To umożliwia sprawne poruszanie się, bez gwałtownego podjeżdzania i ciągłego hamowania, nie powoduje też wydłużenia sznura samochodów do ogromnych rozmiarów.

Gdzie w Polsce jeździ się najlepiej - zobacz:

Korki samochodowe w miastach to globalny problem. Szczególnie dokuczliwe są w wielkich aglomeracjach. W Moskwie na przykład dojazd do pracy zajmuje niekiedy kilka godzin dziennie, i to w jedną stronę. W Stanach Zjednoczonych gospodarka traci z powodu korków 115 mld dolarów rocznie. W Polsce jest to niemała kwota 4,2 mld złotych. Miesięcznie to ponad 350 mln zł.

Przeciętny kierowca traci rocznie około 3 tys. złotych na kosztach przepalonego niepotrzebnie paliwa i na pracy niewykonanej z powodu tkwienia w korkach. Specjaliści twierdzą, że wiele korków można zmniejszyć bez dużych nakładów finansowych. Wystarczy na przykład ruch autobusowy skierować na pasy dla tramwajów. Ruch usprawniłoby też spopularyzowanie zielonych strzałek do skrętu w prawo na skrzyżowaniach.

Bardziej kosztowne są systemy sterowania ruchem ustawiające cykl zmiany świateł zależnie od natężenia ruchu. Skuteczne są również systemy zniechęcające do wjazdu do centrum miasta. Na przykład samochodom wjeżdżającym i wyjeżdżającym do centrum Londynu sczytywane są numery rejestracyjne, po czym specjalny system rozpoznaje właściciela i wysyła mu na jego adres słony rachunek. W niektórych miastach, jak w Berlinie, nie można wjechać do centrum samochodami starszych generacji.

Z drugiej jednak strony, sprawnie zorganizowana sieć komunikacji miejskiej sprawia, że kierowcom bardziej opłaca się pozostawienie samochodów z dala od centrum, na specjalnych parkingach i wygodna przesiadka do komunikacji miejskiej. Nie tracą oni potem czasu na szukanie miejsca do parkowania oraz pieniędzy na parkometry i wypalone paliwo.

Ile każdego z nas kosztują korki - zobacz:

Rok i osiem miesięcy w ciąg życia zawodowego, ponad 415 godzin (czyli 17 dni) w roku, prawie 35 miesięcznie i ponad 8 tygodniowo - tyle czasu mieszkańcy Warszawy stoją w korkach. Czy warto tracić życie w korkach?

Ponad połowa (51 proc.) ankietowanych w stolicy kierowców odpowiedziała, że nie spodziewa się w najbliższym czasie poprawy warunków na drogach. Co ciekawe, 85 proc. kierowców podczas badania jechało samochodem w pojedynkę, 12 proc. ankietowanych kierowców miało dwóch pasażerów w samochodzie, a w przypadku tylko 3 proc. respondentów w samochodzie podróżowały 3 i 4 osoby (odpowiednio 2 proc. i 1 proc. odpowiedzi).

- Z naszych badań wynika, że wspólne dojazdy do pracy jednym samochodem w kilka osób np. z tej samej firmy nie są jeszcze tak popularne w Polsce, jak chociażby w Wielkiej Brytanii. Nie przemawiają do nas argumenty związane chociażby z oszczędnością czasu, pieniędzy czy kwestie ekologiczne - powiedział Dariusz Wilk z GANT Development S.A. - Warszawa jest jednym z najbardziej zakorkowanych miast w Polsce. Dzięki tym wynikom badań udało się oszacować, ile życia stołeczni kierowcy tracą w codziennych korkach - dodaje Wilk.