Sezon ogórkowy w pełni. Jednak dziennikarze prześcigają się w poszukiwaniu tanich sensacyjek i podgrzewaniu atmosfery w kręgach związanych z wyścigami Formuły 1.

Mamy tam swojego jedynaka, którym jest Robert Kubica. Niestety, wiele tekstów właśnie jego bezpośrednio dotyczy.

Zaczęło się od zdjęć. Jakiś redaktor z plotkarskiego serwisu wymyśliło sobie porównanie mistrzów kierownicy do zwierząt. I w ten sposób okazało się, że Robert Kubica to…piesek preriowy. Według mnie czysty idiotyzm…ale trudno, mądrzy nie rodzą się na kamieniu.

Jednak temat został natychmiast podchwycony i wyszukano szybko inne „bardziej reporterskie zdjęcia” itp. itd…

Jednocześnie w wielu tytułach prasowych zaczęły się dyskusje na temat ostatnich wyników Roberta. Generalnie oceniono je jako rozczarowanie, chociaż chłop dał z siebie wszystko. Gdzie ten obiektywizm?

W tym momencie warto przypomnieć, iż to dokładnie dwa lata temu Robert Kubica nieoczekiwanie dołączył do elity najlepszych kierowców Formuły 1, gdy na węgierskim torze otrzymał niepowtarzalną szansę startu w Grand Prix Węgier 2006. Zastąpił swojego kolegę z zespołu, którym był Jacques Villneuve. Siódme miejsce Polaka przyniosło euforię na trybunach.

Z wyścigu na wyścig Robert wspinał się po szczebelkach F1. Trzecie miejsce na włoskim torze Monza potwierdziło jego niekwestionowane możliwości, chociaż wciąż uznawany był za kierowcę z mniejszym doświadczeniem.

Fakty jednak okazały się zupełnie inne. To właśnie ten zdaniem sceptyków najmniej doświadczony jeździ wyjątkowo równo, a co najważniejsze zdobywa punkty i miejsca na podium.

To nikt inny, a właśnie Robert Kubica jako pierwszy wygrał wyścig – Grand Prix Kanady 2008 dla zespołu BMW Sauber. Dokładnie rok po nieszczęśliwie wyglądającym wypadku, w którym mógł nawet stracić życie.

Wcześniej jako pierwszy kierowca tego zespołu wywalczył pole-position. Na mecie wyścigu był więc już pierwszy, drugi i trzeci…

Zawodnik to jednak nie maszyna. Do wygrywania potrzebny jest nie tylko znakomity kierowca, ale i też równie dobry pojazd. BMW Sauber, to zespół rozwojowy, więc zapewne największe sukcesy są jeszcze przed nim.

Mamy Polaka w gronie najlepszych kierowców świata i z tego trzeba się cieszyć. Potwierdzają to także polscy kibice, którzy są widoczni na każdym wyścigu Formuły 1. To dzięki Robertowi Formuła 1 stała się w Polsce sportem popularnym, o cym świadczą miliony widzów zasiadających przed telewizorami w niedzielne popołudnia i śledzący wyścigi o Grand Prix.

Stąd zapewne nie tylko moje zdziwienie budzą wszelkie przejawy pesymizmu i umniejszania sukcesów polskiego jedynaka, które czytamy i słyszymy w polskich mediach.

Nie od dziś wiadomo, że Polak zawsze lubi narzekać. Jednak w przypadku Roberta to nawet nie wypada. Jak można wciąż poszukiwać dziury w całym, gdy naszego jedynaka pokazują wszystkie telewizje świata, mówią o nim najlepsi dziennikarze sportowi, jego występy komentują byli mistrzowie. Czy można oczekiwać jeszcze czegoś więcej?

Dajmy zatem spokój Kubicy. Nie doszukujmy się sztucznych afer i antagonizmów w zespole. To zespół profesjonalistów, których wyścigi są pracą. Każdy z zatrudnionych chce ją wykonywać jak najlepiej, bo mu za to płacą. Dwaj kierowcy są nijako zobowiązani do ścisłej współpracy, bo niezdrowa rywalizacja ma bezpośredni wpływ na pogorszenie wyników całego zespołu.

Tymczasem Kubica z regularnością zegarka szwajcarskiego mija linię mety w pierwszej, elitarnej dziesiątce. Taki wynik, jeszcze rok temu, zapewne przyjęlibyśmy z pocałowaniem ręki…

Tym samym pisanie o tym, że BMW Sauber odpuszcza walkę o mistrzostwo, jest oczywista bzdurą. Proszę pokazać sportowca, który nie chce zostać mistrzem? Zapewne takiego nie znajdziemy na całej kuli ziemskiej. No chyba, żę w opinii polskich dziennikarzy - krytykantów z ...Cieszmy się, że Go mamy!

Fot. Jiří Křenek i ARC