• Żeby zarobić, trzeba zwykle trochę zainwestować
  • Oklejenie auta pieniędzmi może zwiększyć jego wartość. Ale wcale nie musi!
  • Trzy dni pracy sześciu osób przyniosło spektakularny efekt – choć niekoniecznie finansowy

Prawdopodobnie każdy, kto próbował sprzedać swoje auto handlarzowi albo zostawić je w rozliczeniu, ma podobne wspomnienia. Nagle okazuje się, że nasz samochód, który dotychczas służył przecież jeszcze całkiem nieźle, jest poobijanym i zużytym gratem, wartym marne grosze. Każda rysa, każe wgniecenie czy zmatowiały lakier urastają nagle do rangi poważnej szkody, która drastycznie obniża wartość pojazdu. Zupełnie inaczej, niż w przypadku samochodów, które już stoją u handlarza na placu – tu obowiązuje zasada, „że przecież nowy nie jest, jak chcesz pan nowego, to idź pan do salonu”. Jak uniknąć takiej sytuacji? Oczywiście, zawsze warto samochód umyć, starannie wyczyścić, usunąć widoczne na pierwszy rzut oka niedoskonałości.

Youtuberzy poprawiają Astrę

Marty and Michael – australijski duet gwiazd mediów społecznościowych, popularny w m.in. serwisach TikTok i Youtube – najwyraźniej też tego doświadczyli! Postanowili jednak wybrnąć z sytuacji w sposób godny gwiazd internetu. Polerka i woskowanie lakieru? To dobre dla jakichś „randomowych ludzi”. W czasach Youtuba i TikToka robi się to zupełnie inaczej!

Obiekt sprzedaży: Holden Astra – australijski odpowiednik europejskiego Opla Astry. Egzemplarz o sporym przebiegu i widocznych na pierwszy rzut oka niedoskonałościach. W stanie sprzed przeróbki wyceniony przez handlarzy na 250-500 dolarów australijskich (715-1430 zł). Ale jak powszechnie wiadomo, żeby coś zarobić, trzeba najpierw trochę zainwestować!

40 000 monet przyklejonych do auta za 1 430 złotych

Duet rozpoczął pracę od wizyty w... banku. Po co? Oczywiście, po pieniądze! A konkretniej po 2000 dolarów rozmienionych na 40 000 monet 5-centowych. Do tego karton tub z klejem i sześć osób, które przez trzy kolejne dni naklejały moneta po monecie, całą kwotę na pogięte nadwozie Astry. Trzeba przyznać, że efekt końcowy prac robi wrażenie – prawdziwa raperska, ociekająca „złotem” fura. Po co komu, Bentley czy Rolls Royce, skoro można mieć Astrę w stylu Bling-bling?

Co na to australijscy handlarze, którzy wcześniej tak skromnie wycenili Astrę? Najwyraźniej nie znają się na sztuce, albo po prostu brak im odwagi – tym razem auta nie chcieli odkupić wcale. Nie przekonywały ich nawet argumenty, że tak przyozdobione auto jest odporne na rysy i wgniecenia. Jeden zaproponował jednak, że zapłaci 3 tysiące dolarów – pod warunkiem, że komicy odkleją monety od nadwozia i Astry i dostarczą pieniądze i auto osobno. Interes życia! No coż, na niektóre samochody po prostu trzeba konesera...