Karol Dąbski po bardzo dobrej postawie w czasówce i biegach kwalifikacyjnych zdołał dostać się do ścisłego finału tradycyjnie już silnie obsadzonej klasy Rotax Max Senior. Tomasz Krzemiński po średnio udanych kwalifikacjach, zwystartował do biegu "ostatniej szansy." Największą niespodziankę sprawił jednak najmłodszy kierowca teamu - Artur Janosz, który jak równy z równym toczył zaciekłe pojedynki z bardziej doświadczonymi zawodnikami.

Sam początek zawodów nie przebiegał po myśli polskiego zespołu. W karcie Dąbskiego doszło do uszkodzenia podstawowego silnika, a także skrzywienia nadwozia. Ekipa poradziła sobie jednak z przeciwnościami losu, wymieniła nadwozie i w kolejnych dniach Dąbski mógł bez większych problemów walczyć o awans do finału. Tor Sosnova, mimo że nie odpowiadał temu zawodnikowi charakterystyką, okazał się szczęśliwy, aczkolwiek wynik mógł być jeszcze bardziej satysfakcjonujący.

Dąbski po starcie przesunął się z 27. pozycji w okolice 15. – 17. lokaty. Niestety po groźnie wyglądającym wypadku wyścig został wstrzymany, wywieszono czerwoną flagę i w tej samej chwili w tył karta Polaka wjechał jeden z niemieckich zawodników. Sprzęt Karola Dąbskiego został uszkodzony, a krótka trzyminutowa przerwa w zmaganiach wykluczyła jakąkolwiek naprawę. Dąbski, mimo nie do końca sprawnego karta, zdołał ukończyć wyścig na 26. miejscu, zdobywając pierwsze w tym sezonie punkty.

Drugi z zawodników teamu – Tomasz Krzemiński wyścig "ostatniej szansy" ukończył na 15 pozycji i został sklasyfikowany na 43 miejscu.

Artur Janosz zajął 40. miejsce w czasówce i tak jak Krzemiński wystartował w wyścigu ostatniej szansy. Ukończył zmagania na 9 miejscu w „second chance” w klasie Rotax Max Junior (łącznie 37 w klasie) i jak do tej pory jest to najlepszy wynik w jego karierze.

W III rundzie Rotax Max Challenge w kategoriach, w których ujrzeliśmy reprezentantów Univerpal Racing triumfowali: Christopher Lock (Rotax Max Senior) oraz Toni Alarcon (Rotax Max Junior).

Kolejna i zarazem ostatnia runda tego cyklu odbędzie się we wrześniu na torze w Genk (Belgia).

Powiedzieli:

Karol Dąbski: Myślę, że dobrze nam poszło, aczkolwiek zawody zakończyły się tak jak się rozpoczęły, czyli z problemami. W piątkowej czasówce pojechałem za czołowym zawodnikiem tej serii, Holendrem Mike'iem Jossensem. Narzucił on dobre tempo, a ja to wykorzystałem, trzymając się go. W wyścigach kwalifikacyjnych, dzięki wysokiej pozycji po czasówce wystarczyło jechać z głową i kończyłem rywalizację w okolicach 10. miejsca. To dało mi awans do finałów. Przed niedzielnym warm up'em założyliśmy nowy silnik, ale trochę źle dobraliśmy dyszę, która była za mała. Miałem też problemy z prowadzeniem karta, który wyjeżdżał przodem z zakrętów. Stąd gorzej wyszedł mi przedfinał. Przed głównym wyścigiem mechanicy zmienili dyszę i wszystko wyglądało obiecująco. Ze startu awansowałem w okolice piętnastki, niestety po wypadku i wywieszeniu flagi stało się to, co się stało. Podniosłem rękę do góry, jednak zawodnik jadący za mną nie zauważył tego i wjechał mi „na głowę”, uszkadzając tylną oś karta. W tym momencie było już dla mnie po zawodach, aczkolwiek po restarcie wyścigu nie dałem za wygraną i dojechałem do mety. Tor w Sosnovej jest dziwnym obiektem, jest na nim dużo szykan co mnie, jako niskiemu zawodnikowi, nie odpowiada. Fajnie w zawodach pojechali także Tomek i Artur. Ich forma cały czas rośnie i w Genk może być naprawdę dobrze.

Piotr Dąbski (szef zespołu): Bez wątpienia był to nasz najlepszy start w tym sezonie. Artur od pierwszych zawodów zrobił od ogromny postęp i odnalazł się w stawce. Naprawdę pokazał dużą odporność, bowiem jego start oglądali rodzice, co na pewno było dla niego dodatkowym obciążeniem. Pojechał bardzo ładnie i było to dla nas niesamowicie miłe zaskoczenie. U Tomka również jest poprawa w porównaniu do poprzednich zawodów. Karol wreszcie awansował do finału, jechał tam szybko i gdyby nie kolizja z winy innego zawodnika, mógł być bardzo wysoko. Na pokrzywionym sprzęcie jechał tylko 0,1-0,2 sekundy wolniej od zawodników znajdujących się przed nim. Wszyscy oglądając to byli naprawdę zaskoczeni. Jako zespół idziemy w górę, zawodnicy nabierają doświadczenia i zapowiada się interesująca druga część sezonu. Zawody były fajnie zorganizowane, do sędziowania czy obsługi nie można się było przyczepić. Atmosfera była bardzo dobra, ale oczywiście zdarzyło się kilka incydentów – jak to bywa w kartingu.

Tomasz Krzemiński: Oczywiście mogło być lepiej, ale pokazaliśmy, że jesteśmy szybcy. Karol udowodnił, że jesteśmy w stanie dostać się do finałów. W przeciwieństwie do mnie pojechał dobrą czasówkę i awans do strefy finałowej nie stanowił dla niego większego problemu. Mnie kwalifikacje czasowe nie wyszły i musiałem się przedzierać z odległych miejsc, co nie było łatwe. Nie udało mi się dostać do finałów, ale zebrałem kolejne doświadczenia. Znaleźliśmy nowe nastawy i dowiedziałem się, że nie należy robić najlepszych swoich czasów na pierwszych okrążeniach kwalifikacji. Takie szybkie „kółka” powinno się zrobić później. Tor w Sosnovej oprócz małych nierówności był dobrze przygotowany. Całe zaplecze i organizacja były naprawdę na wysokim poziomie.