Nieważne, czy nawigacja jest przymocowana do przedniej szyby, czy znajduje się w wyposażeniu samochodu albo po prostu korzystamy z niej przez smartfony, nie wyobrażamy sobie bez niej żadnej wyprawy. Pamiętać jednak należy, że technologia bywa zawodna…

Drogowe atlasy obrastają kurzem w samochodowych schowkach. Nikt dzisiaj już nie trzyma na kolanach mapy i palcem nie śledzi trasy podróży. Dowiezienie nas do celu zawierzamy technologii. Ale rosnąca zależność od nawigacji, ma swoje konsekwencje. Wystarczy posłuchać opowieści kierowców, którzy, ślepo podążając za wytycznymi nawigacji, wpadli w prawdziwe kłopoty.

Zawierzenie słowom niewielkiej wielkości pudełka w najlepszym wypadku może spowodować, że nie dojedziemy do celu na czas. W najgorszym może nawet pozbawić nas życia. Nietrudno o błędy oprogramowania, które mogą narazić nas na poważne niebezpieczeństwo. Oto kilka przykładów największych katastrof nawigacyjnych, które powinny być przestrogą dla wszystkich, którzy ślepo wierzą technologii.

Klasycznym problemem jest złe programowanie nawigacji. W systemie znajdują się miejscowości o podobnych, żeby nie powiedzieć nawet identycznych nazwach. Wystarczy wpisać nie tę, którą potrzebujemy i nieświadomi niczego stracimy mnóstwo czasu. Oto kilka przykładów.

Świąteczna katastrofa - Wycieczka autokarowa w 2007 roku udawała się na świąteczne zakupy do Lille we Francji. Pasażerowie musieli jednak uzbroić się w cierpliwość i wytrzymać dodatkowo 4 godziny w autokarze, ponieważ kierowca błędnie zaprogramował nawigację. Zamiast do Lille we Francji, autokar podążał do Lille w Belgi. Nim kierowca się zorientował, był już 160 km oddalony od miejsca docelowego.

Wycieczka szkolna - Na ślepo ufającego nawigacji kierowcę autokaru trafili również uczniowie Orchard Lee Junior z Fareham, Hants (Wielka Brytania), którzy wybrali się w 2007 roku na wycieczkę do Pałacu Hampton Court. Wpisując w nawigacji "Hampton Court" i "Londyn", kierowca nie wziął pod uwagę, że w londyńskiej gminie Islington znajduje się ulica o tej samej nazwie. Wycieczka utknęła w Islingtond w godzinach szczytu i nie zdążyła dojechać już do Pałacu. Sześćdziesięcioro dzieci, musiało wrócić do domu z niczym.

Między młotem a kowadłem - Syryjski kierowca ciężarówek Necdet Bakimci ustanowił nowy rekord w kategorii niezamierzonych objazdów. Nawigacja wyprowadziła go w pole, kiedy jechał z ładunkiem z Turcji na Gibraltar w 2008 roku. Po przejechaniu ponad 3 tys. kilometrów, nie mogąc dotrzeć do celu, zapytał o drogę mieszkańców. Okazało się, że zamiast u wybrzeży południowej Hiszpanii, znalazł się w brytyjskim nadmorskim mieście Skegness! Bakimci był oddalony od celu podróży o ponad 2,5 tys. km.

Awaryjne oprogramowanie - Wadliwe oprogramowanie nawigacji wysłało w 2008 roku załogę karetki z pacjentem na pokładzie w ponad 600-kilometrową wycieczkę, podczas gdy celem było przewiezienie chorego do innego szpitala, oddalonego o zaledwie 20 km od miejsca początkowego. Trasa ze szpitala King George w Ilford (Wielka Brytania) do szpitala Mascalls Park w Brentwood powinna zająć nie więcej niż 30 minut. Błąd nawigacji sprawił, że załoga jechała znacznie dłużej i wcale nie zmierzała do miejsca przeznaczenia. Na szczęście pacjentka przetrwała tę długą podróż cała i zdrowa.

To nie ten most - Nawet arystokraci nie są wolni od błędnego działania nawigacji, a właściwie ich kierowcy. Kiedy Katya, córka Earla Spencera zamówiła taksówkę, by zabrała ją i jej przyjaciół na mecz Chelsea na stadion Stamford Bridge nie spodziewała się, że może wylądować w zupełnie innym miejscu. Taksówkarz wpisał w nawigacji "Stamford Bridge" i zamiast na stadion, trafił do miejscowości Stamford Bridge w hrabstwie North Yorkshire, oddalonym o prawie 200 km.

Wytłumaczenie "ja tylko robiłem to, co kazało" w odniesieniu do słów przekazywanych przez nawigację, nie jest żadną obroną. Kierowcy zbyt często bez namysłu wykonują polecenia, które słyszą z urządzenia, a wynik tego bywa różny. Myślenie przed działaniem jest podstawową zasadą, jaką powinny kierować się osoby, które używają nawigacji.

Wywiezieni w pole - Emeryci, którzy w 2006 roku wybrali się na wycieczkę autokarową do Bristolu, musieli spędzić w autobusie dodatkowo 4 godziny. A wszystko przez kierowcę, który w nawigacji wyznaczył opcję "najkrótszej trasy". Mimo tego, że autokar znacznie zboczył z trasy, kierowca nie zamierzał rezygnować z podążania za komendami nawigacji. W efekcie autokar wjechał w żywopłot i tylko dzięki życzliwości jednego z rolników, został wyciągnięty z opresji za pomocą ciągnika. Powrót na główną drogę nie był jednak łatwy. Żeby do niej dojechać, autokar musiał przemierzyć pole jęczmienia.

Skręć w prawo - Skrajnym przypadkiem ślepego podążania za słowami płynącymi z nawigacji jest niemiecki kierowca SUV-a. Kiedy usłyszał komendę, by skręcić w prawo, nie wahał się i od razu wykonał manewr. Wjechał na plac budowy, a do tego uderzył w stojące na nim toalety. Na szczęście nikt akurat z nich nie korzystał.

Na schody zamiast do fryzjera - Austriacki kierowca podrzucał swojego szefa do salonu fryzjerskiego, kiedy jego nawigacja spłatała mu figla. Ustawiając trasę w nawigacji, kierowca był pewien, że skieruje ona Mercedesa klasy S, którego prowadził, bezpośrednio przed drzwi salonu fryzjerskiego. W rzeczywistości jednak samochód był na wyższym poziomie drogi. Mercedes zjechał w dół schodami i chociaż nikomu nic się nie stało, musiał być wciągany na drogę dźwigiem.

Po czesku - Czeski kierowca, podążając za komendami płynącymi z nawigacji, jechał malowniczą aleją w Devos (Wielka Brytania). I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że prowadził 40-tonową ciężarówkę. Samochód utknął na jednym z ostrych zakrętów, a kierowca był zmuszony spędzić w swojej kabinie trzy noce, czekając na pomoc.

Przemierzyć wąski przesmyk - W 2009 roku samochód dostawczy utknął na wąskiej ścieżce w lesie. Piesi i rowerzyści byli zaskoczeni widokiem, jaki zastali. Zastanawiali się, jak samochód mógł zajechać aż tak daleko w głąb ścieżki i jak się z niej wydostanie. Kierowca dostawczego vana kierował się wskazówkami dawanymi mu przez nawigację. Wyjechał ze sklepu Asda w Pilsworth i kierował się na farmę w Rossendale (Wielka Brytania). Ale kiedy utknął na wąskiej ścieżce, został zmuszony do wezwania pomocy.

Istnieją miejsca, do których samochody nie mają wstępu, ale to nie przeszkadza kierowcom, by na przekór wszystkiemu w te miejsca wjeżdżać. Zwłaszcza, jeśli prowadzi do nich nawigacja.

Strumień nieświadomości - Wydawać by się mogło, że taksówkarze nie potrzebują nawigacji, bo szczegóły tras znają na pamięć, a jeśli już korzystają z urządzeń tego typu, to tylko, żeby upewnić się, że dobrze jadą. Ale nie pewien taksówkarz z Norfolk, hrabstwa w Anglii. Kierowca wierzył w każde słowo nawigacji, nawet kiedy ta kazała mu przejechać przez rzekę. Ufając urządzeniu, taksówkarz śmiało ruszył swoim Volkswagenem Caravelle naprzód, aż zatrzymał się w wodzie po reflektory. Zadzwonił do szefa korporacji, mówiąc, że nie ma dla niego dobrych wieści.

A może offroad? - W 2007 roku Brytyjka o imieniu Hayley wybrała się w podróż Mercedesem SL500 po hrabstwie Leicestershire. Podążając za instrukcjami płynącymi z nawigacji, Hayley jechała polnymi ścieżkami, które stawały się coraz bardziej błotniste. Po drodze mijała wiele znaków ostrzegawczych o trudnym terenie, ale nie zważała na nic. Nawet, jak dojechała do rzeki i nawigacja nakazała jazdę prosto, Hayley bez mrugnięciem okiem wykonała polecenie. Cały samochód zanurzył się w wodzie, na szczęście Brytyjce udało się w porę z niego uciec.

Idealny skrót - Mieszkańcy Luckington, wsi w hrabstwie Wiltshire, są regularnie świadkami ofiar nawigacji. Widok samochodów, opadających do wody jak lemingi, nikogo tutaj nie dziwi. Przy drodze stoi znak, mówiący o tym, że droga zamknięta jest dla pojazdów, ale kierowcy wcale się tym nie przejmują. Wypadki stały się codziennością, kiedy zamknięto na czas remontu drogę B4040. Nawigacje uznawały zamknięty dla pojazdów odcinek za skrót. Trudno zliczyć, ile samochodów wpadło do głębokiej na 1,2 metra wody. Przedsiębiorczy rolnicy żądali 25 funtów od kierowców za wyciągnięcie samochodu z rzeki.

Niebezpieczny klif - Kiedy policjanci znaleźli 43-letniego Jones’a siedzącego za kierownicą BMW, balansującego nad przepaścią, byli pewni, że mężczyzna chce popełnić samobójstwo. W rzeczywistości Jones’a przywiodła w to miejsce nawigacja. Jones, zawodowy kierowca, jechał wzdłuż wąskiej ścieżki, zgodnie z tym, co przekazywała mu nawigacja. Zatrzymał się dopiero, jak zobaczył, że zmierza ku przepaści. Policja oskarżyła go o nieostrożną jazdę i nałożyła na niego mandat.

Uwięzieni aktorzy - W poważnych tarapatach znalazła się w 2008 roku grupa aktorów. Zgodnie z komendami płynącymi z nawigacji, kierowca mikrobusu, którym podróżowali aktorzy, wjechał do rzeki. Pasażerowie zostali uratowani z dachu pojazdu. Urządzenie kupili w ten sam dzień, mając nadzieję, że pomoże im szybciej i łatwiej dotrzeć do celu.

Historie kierowców, wyprowadzonych na manowce przez nawigację, mogą poprawić humor, ale są przypadki kiedy nikomu nie jest do śmiechu. Każdy pojazd jest potencjalnie niebezpieczny i kierowanie nim to wielka odpowiedzialność, dlatego nie możemy powierzać tego komputerowi. W wymienionych przypadkach nie doszło do poważnych uszkodzeń pojazdów czy zranienia kogokolwiek, oprócz oczywiście zranionej dumy kierowców, ale nie zawsze kończy się to tak szczęśliwie.

Studentka Paula Ceely mogła zginąć w katastrofie kolejowej, którą zupełnie nieświadomie spowodowała, przez nawigację właśnie. Na swojej drodze napotkała przeszkodę, którą w jej mniemaniu była farmerska brama. Dziewczyna wysiadła z samochodu, otworzyła bramę, podjechała pojazdem do przodu i znów wysiadła, by zamknąć bramę. Kiedy się odwróciła, jej samochód był miażdżony przez przejeżdżający pociąg. Okazało się, że ową farmerską bramą były rogatki kolejowe.

Belgijski kierowca ciężarówek spowodował natomiast szkodę na ponad 250 tys. zł. Słuchając komend wydawanych przez nawigację, wjechał w dzielnicę mieszkaniową i nie mógł się z niej wydostać. Zamiast czekać na pomoc, postanowił działać na własną rękę i uwolnić swoją 7-tonową ciężarówkę z zasadzki. W efekcie uderzył w cztery zaparkowane w okolicy samochody, a piąty zatrzymał się pod kołami jego przyczepy. Ale to nie jedyne przykłady…

Dom Amandy Sandland w Północnej Walii, w ciągu 18 lat został uszkodzony 15 razy. Najczęściej winowajcami byli kierowcy ciężarówek, których w wąską drogę skierowała nawigacja, uznając ją za skrót. Ilość podobnych sytuacji zmusiła Radę Okręgową w Kent do umieszczania przy drogach znaków, ostrzegających przed ślepym ufaniem nawigacji.

Bezpieczeństwo przede wszystkim

Systemy nawigacyjne są stosowane przez coraz więcej kierowców. Dla przykładu, w Wielkiej Brytanii używa ich ponad 14 milionów kierowców. Takie dane podała firma ubezpieczeniowa Direct Line. Z tych samych danych wynika również, że nawigacje były przyczyną blisko 300 tys. wypadków.