Mimo że ekologiczny cel jest ten sam, samochody mają pod względem technicznym mniej wspólnego, niż można by się spodziewać. Odnowiona klasa S stawia na benzynowe V6, „miękką” hybrydę (tzw. mild hybrid) i wiele drobnych trików oszczędnościowych, natomiast Lexus LS – na V8, pełną hybrydę i luksus bez ograniczeń. Inaczej rzecz ujmując: hybryda nie zawsze oznacza powściągliwość i upokorzenie.
Najlepszym dowodem jest Lexus, którego V8 – gdy trzeba – ciągnie jak V12, a przy delikatnym obchodzeniu się z pedałem gazu zużywa tyle paliwa, co V6. Jak grzecznie i niepozornie LS by nie wyglądał, jeśli kierowca wciśnie gaz do podłogi, przyspieszenie daje się dobrze porównać z efektem turbo w samochodach sportowych.
Sześciocylindrowiec Mercedes S 400 wykazuje się większą szorstkością i niższą kulturą pracy, za to przy oszczędnym stylu jazdy spala niewiele więcej niż niejeden silnik 4-cylindrowy. Mercedes dodaje 20 elektrycznych KM tylko w dolnym przedziale prędkości do bazowych 279 KM 3,5-litrowego V6. Na tej defensywnej koncepcji napędu korzysta oczywiście spalanie, które według komputera pokładowego wahało się między 9,7 a 11,2 l/100 km.
Lexus LS 600H zadowala się teoretycznie 9,3 l/100 km, jeśli jednak częściej spiąć jego 445 KM, spala 11,3-15,1 l/100 km. Skala w tym zakresie przybiera (chyba ze wstydu?) czerwony kolor. Ekologicznych cudów oba auta dokonują w najlepszym wypadku w ruchu miejskim, gdzie w praktycznym sprawdzianie potwierdziły się fabryczne dane o zużyciu paliwa – 11,3 l/100 km dla Lexusa i 10,9 l/100 km dla Mercedesa.
Alternatywny napęd dobrze pasuje do dostojnego stylu dużego Mercedesa, który chętniej sunie, niż pędzi. Silnik gaśnie po zatrzymaniu się na światłach, a dodatkowy moment obrotowy 160 Nm pomaga co prawda przy ruszaniu, ale w rezultacie część energii – przynajmniej subiektywnie – wydaje się rozpraszać w labiryncie techniki. Przyzwyczajenia wymaga zwłaszcza obsługa pedału gazu, który mimo dłuższej drogi i większego nacisku wydaje się mało czuły. Za to podczas przyspieszania elektronika zapewnia sprawne przejścia z jednej fazy do drugiej oraz łagodne włączanie i wyłączanie elektrycznej maszynerii.
W LS 600h współpraca silników daje bardziej spektakularny efekt, także w przypadku działania pedałów gazu i hamulca przyczynę i skutek dzieli zaledwie mgnienie oka. Kto by pomyślał? Lexus odwołuje się do emocji, Mercedes uszczęśliwia rozsądek.
Analiza cen wypada jednoznacznie. Mercedes S 400 Hybrid jest droższy od niewiele wolniejszego benzynowego S 350 o 51 300 zł, a od dieslowskiego S 350 CDI, które zgodnie z danymi fabrycznymi zużywa 7,6 l oleju napędowego na 100 km, aż o 64 300 zł. Mercedesowska hybryda nie będzie miała łatwego życia.