– Z zapałem wprowadzając sankcje, Unia Europejska na własne życzenie wprowadza bariery w tak kluczowej sferze, jak energetyka. To nieprzemyślany i nieodpowiedzialny krok, który doprowadzi do wzrostu cen na europejskim rynku energetycznym – grzmi w oficjalnym oświadczeniu Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji.

Brzmi to złowieszczo zwłaszcza dla Polski. Nasz kraj jest uzależniony od dostaw z Rosji. 70 proc. gazu i 93 proc. ropy naftowej zużywanych w naszym kraju pochodzi właśnie ze Wschodu.

Niepokoju nie kryją także eksperci. Gwałtowne podwyżki mogą sprawić, że Europa zdecyduje się na odcięcie od rosyjskiej ropy i gazu. I wtedy ich ceny też gwałtownie pójdą w górę.

Nasz drogi gaz

– W takim wypadku trzeba byłoby sprowadzać gaz skroplony LNG za pomocą tankowców. Nieprzewidywalne jest, o ile rzeczywiście wzrosłyby ceny – mówi Andrzej Szczęśniak, ekspert ds. paliw. – Gazu LNG jest na rynku niewiele, poza tym jest bardzo drogi. Na rynkach azjatyckich jego cena jest wyższa nawet o 50 proc. od gazu ziemnego. Rachunki podskoczyłyby nam więc niebotycznie. Gdyby doliczyć do tego jeszcze premię spekulacyjną, cena mogłaby podskoczyć nawet o 100 proc. – dodaje.

Inna sprawa, że terminal LNG w Świnoujściu – dzięki któremu mieliśmy uniezależnić się od dostaw ze Wschodu – ciągle jest w budowie i powstanie najwcześniej za rok. Jeśli więc Rosja podniosłaby nam ceny, bylibyśmy bez wyjścia: musielibyśmy płacić.

Już dzisiaj Polska płaci za gaz więcej niż inne kraje Europy Zachodniej. Średnia cena gazu sprzedawanego przez rosyjski Gazprom to ok. 380 dolarów za 1000 m sześc. Tyle płacą Niemcy (379 dolarów), niewiele więcej Austria (397 dolarów). Polska – jak wynika z nieoficjalnych danych – płaci ok. 430-450 dolarów.

10 zł za litr paliwa

Jeśli czarne prognozy się sprawdzą, nasze miesięczne rachunki mogą wzrosnąć od kilkudziesięciu złotych (w przypadku osób używających gazu tylko do gotowania) do nawet kilkuset złotych miesięcznie (w przypadku osób ogrzewających błękitnym paliwa swoje domu)!

W nie lepszej sytuacji będą kierowcy. Podwyżka cen ropy automatycznie odbije się na naszych portfelach. Ale jeśli Europa zamknęłaby rynek dla ropy naftowej z Rosji, dla polskich kierowców oznacza to jedno: dramat!

– Wtedy cena wzrosłaby niewyobrażalnie – mówi Grzegorz Maziak ekspert portalu e-petrol. – Nasze zapasy wystarczą tylko na 90 dni. Co potem? Pewnie doszłoby do reglamentacji. Jak kiedyś benzyna i olej napędowy sprzedawane, by były na kartki. A za litr paliwa płacilibyśmy 7-10 złotych – mówi. Czyli nawet dwa razy więcej niż dzisiaj.

– Politycy bawią się zabawkami, nie licząc się z naszymi portfelami – Andrzej Szczęśniak dodaje z goryczą.