Unia Europejska chciałaby opracować przepisy umożliwiające karanie sprawców, których "wyczyny" zostały zarejestrowane przez urządzenia. Wielka Brytania wyraża… sprzeciw! To nieco zaskakujące, gdyż sieć kamer i fotoradarów przy brytyjskich drogach jest niezwykle rozbudowana. Wielka Brytania nie zamierza jednak prowadzić dochodzeń w sprawach wykroczeń popełnionych przez samochody na obcych rejestracjach - informuje serwis telegraph.co.uk.

Unia Europejska chciałby zapewnić swobodną wymianę informacji między państwami członkowskimi. Dzięki dostępowi do bazy danych policjanci mogliby szybko ustalić do kogo należy dany pojazd i wysłać mu mandat. Według założeń UE ścigane mają być przypadki przekroczenia prędkości, nieużywania pasów bezpieczeństwa, przejeżdżania na czerwonym świetle oraz prowadzenia po spożyciu alkoholu. Obecnie ukaranie sprawcy wymaga zachodu i jest na tyle czasochłonne, że zdjęcia najczęściej trafiają do śmietnika. Wyjątkiem są kraje, które podpisały umowy o współpracy.

Przedstawiciele brytyjskich władz podkreślają, iż nie mają nic przeciwko międzynarodowej współpracy na rzecz bezpieczeństwa, jednak liczba niejasności, które należy doprecyzować jest ogromna. Kto miałby ponosić koszty wystawienia mandatu? Do której kasy wpływałaby dana kwota? Jak karać kierowcę w obliczu różnić w przepisach poszczególnych krajów? Czy Driver and Vehicle Licensing Agency będzie chciało stawić czoła kolejnym stosom dokumentów? Czy mandat będzie płacił właściciel samochodu, czy należy poszukiwać faktycznego sprawcy wykroczenia? Czy możemy być pewni, że fotoradary działają poprawnie?

To tylko część wątpliwości, które mają Brytyjczycy - informuje serwis telegraph.co.uk. Wystarczy, że za przykładem Wielkiej Brytanii pójdzie jeszcze kilka państw członkowskich, a planowany przez Unię system karania przejdzie do historii.