Tak Robert "Bob" Lutz, legendarny w świecie motoryzacji menedżer, scharakteryzował nieuchwytne "coś" w stylistyce tych samochodów, które nie pozostawiają otoczenia obojętnym.

Fakt, że samochody takie powstawały w Europie nikogo nie dziwi. Czasami też w Ameryce, a parę udało się też i Japończykom, ale żeby masowo zaczęli je budować Koreańczycy? Świat staje na głowie.

Na dywanik

Gdy w 2006 roku Kia zaprezentowała model cee'd, branżowi spece z Europy i Japonii przecierali oczy ze zdumienia. Produkowany na Słowacji kompakt w niczym nie przypominał innych samochodów oferowanych przez tę markę. Był solidnie poskładany, nieźle się prowadził i miał obszerną, przyzwoicie wykończoną kabinę pasażerską. Przede wszystkim jednak dobrze wyglądał i nie raził dalekowschodnią estetyką. To właśnie ten model zapoczątkował proces, w którym motoryzacyjne brzydkie kaczątko zmienia się w pięknego łabędzia. Pierwszy cee'd był tylko uwerturą do tego, co miało nastąpić po nim.

Soul, Venga, Sportage, czy wreszcie debiutująca niedawno w klasie średniej Optima i kompaktowy cee'd nr 2, to już nie odgrzewane na nowo, podpatrzone (i opatrzone) u konkurencji dizajnerskie formy. To całkowicie nowy, świeży i charakterystyczny styl rozpoznawalny na pierwszy rzut oka. Co ważne: styl, który intrygując nie drażni, a zwyczajnie podoba się klientom. O tym jak trudną sztuką jest połączenie tych cech przekonał się kilka lat temu rywal Kii z własnego podwórka - Ssangyong. Modele Musso, Kyron, Rodius były technicznie całkiem niezłe, cóż jednak z tego skoro wyglądały tak, jakby nie powstały w pracowni projektanta samochodów, lecz na sztaludze zakochanego w kubizmie malarza (szczególnie ten ostatni).

Taką oryginalność na siłę szybko zweryfikował rynek i dziś Ssangyong już nie chce szokować aparycją. W końcu mało jest na świecie ludzi gotowych wydać tysiące dolarów i zamiast zachwytu ulicy budzić konsternację przechodzącą w politowanie. Bo z samochodem jest trochę jak z ubraniem. Jeśli już masz ambicję i chcesz wejść na salony (te samochodowe również) w byle co i byle jak ubierać się nie powinieneś. Jeśli sam nie potrafisz, poszukaj kogoś kto ma większe doświadczenie i doradzi, co warto na siebie włożyć.

Nauczeni przypadkiem Ssangyonga bossowie Kii woleli nie ryzykować zwłaszcza, że zanim słowacką fabrykę upuścił pierwszy cee'd, także i Kia miała na swoim koncie kilka stylistycznych wędrówek na manowce. Wystarczy wspomnieć karykaturalnego Opirusa, w którym nieudolnie skopiowano rysy Mercedesa serii W210 (tzw. "okularnik"). Kolejne wpadki mogły pogrzebać aspiracje koreańskiego producenta, zatem należało zatrudnić kogoś, kto już zdążył odcisnąć swoje nazwisko w historii samochodowego dizajnu. Kogoś, kto wyprowadzi kopciuszka z ciemnego kąta na czerwone dywany.

Piotruś Pan

Wśród elitarnego grona projektantów samochodów są tylko trzy nazwiska, które prestiżowy Royal College of Art w Londynie wyróżnił tytułem doktora honoris causa. To creme de la creme świata dorosłych chłopców, którzy w swojej pracy rzeźbią i rysują zabawki dla innych dorosłych chłopców. Dwaj pierwsi to Sergio Pininfarina i Giorgetto Giugiaro. Pochodzą z Włoch, co nie dziwi, bo przecież w słonecznej Italii powstają samochody uważane za najpiękniejsze na świecie. Trzeci jest Niemcem, co z kolei dziwić może, bo ten kraj z estetyczną finezją ma raczej niewiele wspólnego. Pan Peter Schreyer - bo o nim mowa - gustuje w czarnych garniturach i czarnych koszulach. Ulubione okulary Philippe Starck'a mają oczywiście czarne oprawki. Na szczęście jego fantazja kryje znacznie więcej kolorów, co zdążył udowodnić zanim jeszcze trafił do Kii. To on odpowiada za pierwsze generacje Audi TT i VW New Beetle. Wcześniej pracował dla koncernu Volkswagena, który znany jest z - delikatnie mówiąc - stylistycznej wstrzemięźliwości swoich samochodów. To, że Schreyerowi udało się przeforsować tak śmiałe projekty jak TT i Beetle dowodzi nie tylko genialnej intuicji stylistycznej, ale i sile z jaką potrafi do swoich projektów przekonać decydentów. Nawet wyjątkowo twardogłowych. W Kii ma znacznie większe pole manewru, co aż nadto wyraźnie widać, gdy zestawimy Optimę, najnowsze dziecko koreańskiej firmy w klasie średniej z zadomowionym od lat na rynku Passatem, który obok dalekowschodniego rywala wygląda jak rodzynka przy dojrzałym winogronie. Porównanie Golfa z nowym cee'dem wypada podobnie. Dizajnerski kunszt, obecny w samochodach Kii od momentu zajęcia przez Petera Schreyera fotela nadwornego stylisty, doceniają specjaliści. W jednym z największych i najbardziej prestiżowych konkursów wzornictwa przemysłowego Red Dot Design Award, koreańskie auta regularnie zdobywają najwyższe laury. Tak było z modelami Soul, Venga, Picanto, Rio, Sportage, a ostatnio Optima, którą wyróżniono dodatkowym tytułem "Best of the Best" przyznawanym wyjątkowym projektom. To co podoba się krytykom nie zawsze jednak przekłada się sprzedaż, a historia motoryzacji pełna jest samochodów, które zachwycały, ale jakoś nie było chętnych do ich kupna. Z Kią jest inaczej, a to kolejny wyraz uznania dla szefującego dizajnerom Schreyera, który ma ten "szósty zmysł" bezbłędnie podpowiadający co się dobrze sprzeda.

Kia grozi największym?

Bo dzisiaj stylistyka samochodu ważna jest szczególnie. Dobra technika stała się powszechna, więc to forma i styl w znaczącym stopniu decydują o rynkowym sukcesie lub porażce. To stylistyka aut buduje wizerunek producenta, odpowiada za emocje generowane u klienta i sprawia, że ten chętniej sięga do swojego portfela. Mdły i nijaki dizajn nie pozwoli nikomu wybić się ponad przeciętność, a w tej branży przeciętność, to rynkowa śmierć. Z drugiej strony trafienie w gusta potencjalnych nabywców winduje sprzedaż i przynosi krociowe zyski. W 2011 r. Kia sprzedała na świecie 2.53 mln pojazdów tj. o 19.2 % więcej niż w roku 2010.

Wspólnie z Hyundaiem (jeden koncern) Koreańczycy zadomowili się na 6 miejscu wśród największych producentów samochodów (ponad 6.6 mln). Rok bieżący obie marki chcą zamknąć liczbą 7 mln sztuk. To już nie aspirujący do I ligi gracze, ale potężne firmy, z którymi liczą się najlepsi w branży. Bank inwestycyjny Morgan Stanley wyceniając w 2011 r. największe koncerny motoryzacyjne świata (wykres) sklasyfikował Kię na 10 miejscu pod względem wartości rynkowej (23.6 mld $). Co ciekawe, jeśli wziąć pod uwagę, że Kia i Hyundai to jeden koncern, zająłby on miejsce 3 z wynikiem 61.3 mld. USD ! Rozpędzony azjatycki tygrys nie traci animuszu (notabene nowy, wymyślony przez Schreyera "grill" Kii on sam nazwał "nosem tygrysa"). Tylko w marcu br. Kia dostarczyła klientom ponad 240 tys. aut.

Także w Polsce firma radzi sobie świetnie. W 2006 r. Polacy kupili niecałe 3.5 tys. aut tego producenta. Pięć lat później było ich już ponad 16 tysięcy, co dało firmie 8 pozycję w rankingu głównych rozgrywających na naszym rynku (wykres), a przecież trzeba pamiętać o tym, że kończył się cykl produkcyjny kluczowego modelu jakim był cee'd pierwszej generacji. Część klientów wolała poczekać na następcę, który niebawem trafi do dilerów.

Kia ma jednak świetnych zawodników również w innych segmentach. W szybko rosnącym rynku SUV-ów i crossoverów bryluje Sportage, który w ubiegłym roku znalazł niemal 4,5 tys. nabywców (wykres). Dla porównania Toyota sprzedała 1620 szt. swojego RAV 4, a VW 1511 szt. Tiguana. Grająca w klasie VW Polo Kia Venga, ze zdecydowanie bardziej doświadczonym rywalem walczy jak równy z równym. W 2011 r. kluczyki do niej odebrało ponad 4,2 tys. rodaków (VW Polo - 4007 szt.). Bardzo ciekawie zapowiada się tegoroczne starcie w klasie średniej, do której wjeżdża właśnie Optima.

Cytowany na początku artykułu "Bob" Lutz  przez niemal pięć dekad pracował dla takich gigantów jak BMW, Ford, Chrysler i General Motors. Na przemyśle motoryzacyjnym zna się więc jak mało kto w świecie. Dlatego warto przytoczyć jeszcze jedną jego wypowiedź: ".Prawdziwym zagrożeniem dla producentów głównego nurtu jak Ford, VW, czy BMW jest Korea. Kia i Hyundai - z punktu widzenia konstrukcji ich samochody są od dawna dobrze robione, a teraz, gdy pracuje dla nich Peter Schreyer zaczynają też świetnie wyglądać. To Korea jest groźna, a nie Chiny".

Źródło: