• W Polsce "zbiera" punkty karne ok. 2,5 mln kierowców – od czerwca teoretycznie kierowcy ci będą płacić wyższe składki za ubezpieczenia OC
  • Przepisy nie narzucają ubezpieczycielom, w jaki sposób punkty karne mają przekładać się na wysokość składek ubezpieczeniowych
  • Jest ryzyko, że kierowcy nie dowiedzą się nawet, w jaki sposób ich mandaty wpłynęły na wysokość składki na OC
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Od czerwca stawki OC dla kierowców łamiących przepisy wzrosną o kilkaset procent – straszą niektóre media. Podstawą tych twierdzeń są przepisy, które wchodzą w życie już w czerwcu tego roku – czyli w ciągu kilku dni. Prawdą jest, że ubezpieczyciele uzyskują dostęp do informacji o "liczbie, rodzaju i datach wykroczeń lub przestępstw stanowiących naruszenia przepisów ruchu drogowego (…) oraz i liczbie punktów (...)". Ubezpieczyciele będą więc, i to w sposób zautomatyzowany, przetwarzać dane o naszych wykroczeniach drogowych, a specjalny algorytm będzie brał pod uwagę te dane przy określaniu stawki, jaką mamy zapłacić za polisę OC. Pytanie tylko: co z tego?

Karne stawki OC dla łamiących przepisy. Jak to działa w innych krajach?

Jeśli ktoś mówi, że "stawki mogą wzrosnąć nawet o kilkaset procent", być może ma na myśli prawo ubezpieczeniowe innych krajów, które takie rozwiązania stosują od lat. Świetnym przykładem jest Wielka Brytania, gdzie koszt polisy OC wprost zależy od tego, kto autem będzie jeździł. Osoba kierowcy i jego "dokonania" w kwestii szkód i wykroczeń drogowych jest na tyle ważna, że podstawowa polisa OC pozwala na kierowanie autem wyłącznie przez wskazaną w dokumencie osobę. Jeśli chcemy, aby samochodem mogli jeździć wskazani członkowie rodziny, polisa jest droższa, a różnica w jej cenie może być na tyle duża, że istnieje opcja wykupienia prawa do kierowania autem przez członka rodziny np. na miesiąc.

Najdroższą opcją jest polisa OC, która pozwala na kierowanie autem dowolnej osobie. Brytyjskie poradniki dla początkujących właścicieli samochodów w Wielkiej Brytanii ostrzegają jednak: zanim zapytasz o cenę takiego ubezpieczenia, przygotuj się na to, że kosztuje więcej, niż myślisz. Jeśli chodzi o samochody służbowe, to pracodawca, który udostępnia samochód różnym pracownikom, może obniżyć cenę OC, wysyłając pracowników na certyfikowane szkolenia doskonalenia jazdy – i to się opłaca. Co do wpływu popełnionych wykroczeń na wysokość stawki za OC, to kierowca dowiaduje się o tym przy zawieraniu umowy na kolejny rok. Różnicy nie sposób przeoczyć, a wpływ mandatu/punktów karnych na stawkę nie jest tajemnicą.

W Polsce jednak mamy zupełnie inny system.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo:

Jaka polisa OC jest najlepsza? Najtańsza!

Polskie ubezpieczenie OC posiadaczy pojazdów mechanicznych tym różni się od wielu innych ubezpieczeń, że po pierwsze, jest ono obowiązkowe, a po drugie, zasady odpowiedzialności ubezpieczyciela oraz reguły zawierania umów są ściśle opisane w ustawie, a więc takie same dla wszystkich. Niezależnie od tego, czy kupimy polisę OC w PZU, Warcie, Ergo Hestii czy w Link4, ubezpieczenie chroni nas w identycznym stopniu i na identycznych warunkach. Mówiąc wprost: jeśli idziemy do ubezpieczyciela tylko po OC, opłaca się wybrać najtańszą ofertę na rynku.

Co ważne, polska polisa OC kupiona przez właściciela auta pozwala każdemu korzystać z samochodu. Owszem, ubezpieczyciele pytają, czy samochodem będzie kierować osoba z niskim stażem albo w młodym wieku i może to mieć wpływ na wysokość składki, ale bez względu na odpowiedź w formularzu, gdy powierzymy auto dowolnej osobie, OC działa. Co najwyżej, przy kumulacji pecha, właściciel będzie musiał "z dołu" dopłacić do pierwotnej składki, jeśli ubezpieczyciel dowie się, że przy zawieraniu umowy otrzymał nieprawdziwe informacje.

Ta sama polisa, a stawka inna dla każdego!

O tym, ile zapłacimy za polisę OC czy autocasco, decyduje mnóstwo zmiennych – w przypadku jednego ubezpieczyciela liczy się kilka podstawowych informacji, u innych – kilkadziesiąt. Jeden ubezpieczyciel "celuje" w klienta, który jest doświadczonym kierowcą i statystycznie rzadko powoduje szkody, a inny "przygarnia" tych, którym inni ubezpieczyciele elegancko zasugerowali: "nie chcemy pana ubezpieczać".

W teorii każdy ubezpieczyciel, który na polskim rynku oferuje ubezpieczenia OC, nie ma prawa nikomu odmówić sprzedaży polisy. Ubezpieczyciel może jedynie dowolnie kształtować stawki i mogą one być inne dla każdego. Więc jeden klient dostanie ofertę kupienia OC za 400 zł, od innego ta sama firma może zażądać np. 8 tys. zł, co w praktyce oznacza, że do zawarcia umowy ubezpieczenia w tym drugim przypadku nie dojdzie.

Obecnie najczęściej "prześladowaną" grupą kierowców są osoby, które krótko mają prawo jazdy albo nie ukończyły 26 lat, a także te, które mają szkody na koncie (każdy ubezpieczyciel niemal w czasie rzeczywistym weryfikuje bazę danych pod kątem naszych "osiągnięć", zanim zaoferuje nam polisę OC). Szkody jednak "idą za samochodem", nie za kierowcą. To, czy doprowadziliśmy do kolizji sami, czy ktoś, komu pożyczyliśmy samochód, to rzecz drugorzędna przy zawieraniu umowy na ubezpieczenia OC na kolejny rok.

Ważniejsze mandaty czy kolizje?

Od czerwca do kilku-kilkudziesięciu parametrów branych pod uwagę przy ustalaniu wysokości składki za OC ubezpieczyciele dołączą nasze wykroczenia: ich liczbę, rodzaj, zgromadzone punkty karne. Oznacza to, że niektórzy kierowcy dostaną gorszą (czytaj: droższą) ofertę. Nie można jednak powiedzieć, o ile droższą (że np. o kilkaset proc. droższą), bo przepisy w żaden sposób nie narzucają mechanizmu przeliczania punktów karnych na cenę polisy! Punkty karne i mandaty niewątpliwie mówią wiele o kierowcy, o jego stosunku do przestrzegania przepisów, o tym, jak niebezpiecznie jeździ, ale przecież nie są ważniejsze niż liczba szkód! Jeden zbiera mandaty, a drugi robi szkody, np. notorycznie zawadzając o inne auta na parkingu. Mandaty, jeśli nie przekładają się na liczbę kolizji i wypadków, nie obciążają ubezpieczyciela, stłuczki parkingowe – owszem.

3 tys. zł za OC na Fiata Punto? To dziękuję!

Z pewnością w algorytmie tworzącym oferty cenowe dla kierowców niejednego ubezpieczyciela liczba punktów karnych będzie mieć wysoki priorytet, ale będą i tacy, u których liczba punktów karnych będzie mieć znaczenie drugorzędne. W systemie punktowym jest obecnie ok. 2,5 mln kierowców – to znaczna liczba. Jeśli, dajmy na to, największy polski ubezpieczyciel zaproponowałby tym kierowcom znacząco wyższe, zaporowe stawki, to szybko straciłby znaczny udział w rynku, bo kierowcy ci uciekliby do tańszej konkurencji. Na rynku OC obowiązuje bowiem zasada: "przetarg" na sprzedaż polisy właścicielowi samochodu wygrywa ubezpieczyciel najtańszy. Kierowca może machnąć ręką na to, że przepłaca o kilkadziesiąt zł i pozostać ubezpieczonym w tej firmie, w której jest, ale już kilkuset zł różnicy nie odpuści.

To proste: w przypadku OC każdy "ogarnięty biznesowo" kierowca, zarówno pirat drogowy, jak i ten, który nie przekracza nigdy prędkości o 5 km/h, co roku sprawdza, która firma sprzeda mu taniej polisę OC. Nie należy wykluczyć, że od czerwca to sprawdzanie ofert będzie miało jeszcze większe znaczenie niż dotychczas, jednak jest bardzo mało prawdopodobne, że "piraci drogowi zapłacą o kilkaset proc. wyższe stawki". Tym bardziej że już dziś ich znaczna część jeździ autami firmowymi, pożyczonymi albo po prostu – też ze względów ubezpieczeniowych – zarejestrowanymi na członków rodziny.

Niby dlaczego miałoby tak być, skoro autem ubezpieczonym przez Kowalskiego, który ma czyste konto, może jeździć Nowak mający 20 punktów karnych, a ubezpieczyciel i tak się o tym nie dowie?