Komendant Główny Policji, Marek Bieńkowski, zawiadomił już prokuraturę o przestępstwie, do którego najprawdopodobniej doszło przy rostrzyganiu procedur przetargowych na samochód terenowy ARO. Z ustaleń kontrolerów z KGP, działających na polecenie komendanta głównego, zamówienie publiczne z 2004 roku, w wyniku którego do policji trafiło ponad sto samochodów marki ARO udzielone zostało z naruszeniem prawa.

Za 105 aut terenowych zapłacono ponad 6,6 mln złotych (63 tys. za jeden egzemplarz). Naraziło to skarb państwa na wielomilionowe straty. Zachodzi więc przypuszczenie, iż cały przetarg mógł zostać wcześniej "ustawiony" poprzez odpowiednie sformułowanie kryteriów wyboru, tak by to właśnie auta tej konkretnej marki zostały wybrane.

Ponadto już w momencie odbioru aut, w późniejszym terminie niż przewidywała umowa na podstawie wadliwie sformułowanego aneksu, wiele z nich miało usterki. Wielu policjantów skarżyło się na dużą awaryjność nowych radiowozów, które występowały już po przejechaniu kilkuset kilometrów.

Do najczęstszych awarii, jakie miały miejsce w pierwszych miesiącach użytkowania samochodów rumuńskiego producenta, należały: wycieki ze zbiornika paliwa oraz tylnego mostu, nieprawidłowo działające skrzynia biegów oraz sprzęgło, a nawet problemy z otwieraniem drzwi oraz bagażnika. Najgorsze, iż część aut zaczęła miejscami nawet rdzewieć, nie mówiąc o licznych nierównościach czy odchodzących uszczelkach.

Również pod względem wydajności oraz funkcjonalności ARO nie sprawdziło się w ogóle. Ciasne w środku, powolne, mało dynamiczne i zwrotne - to tylko niektóre z wymienianych wad przez policyjnych kierowców, którzy mieli tę "przyjemność", by zasiąść za kierownicą ARO.