- Od czwartego czerwca każdy młody kierowca będzie musiał przejść dodatkowe szkolenie z techniki jazdy
- O ile teoretyczna część jest dyskusyjna, to praktyczna uświadomi kierowcom jak zachowuje się auto w ekstremalnych sytuacjach
- Wszystkie próby muszą odbywać się na specjalnych autodromach z płytą poślizgową
System szkolenia nowych kierowców w naszym kraju od lat pełny jest patologii. Pierwszą z nich jest walka szkół nauki jazdy o jak najniższą cenę kursu. Powód jest oczywisty, niska cena to dużo kursantów, dzięki którym firma prowadząca szkolenia ma szanse na utrzymanie się na rynku. Niestety takie podejście do kalkulowania kosztów szkolenia sprawia, że na drogi każdego roku wyjeżdżają setki tysięcy nowych kierowców, którzy w momencie odebrania dokumentu uprawniającego do poruszania się po drogach potrafią idealnie zaparkować prostopadle, równolegle czy też ruszyć pod górkę, ale nikt nie pokazał im, jak w ekstremalnych sytuacjach zachowuje się auto.
Często podczas kursu nie doświadczyli oni nad- i podsterowności, nie poczuli działania układu ABS, nie posiedli umiejętności awaryjnego hamowania, o jeździe defensywnej nie wspominając. Do niedawna wszystko wskazywało na to, że już wkrótce sytuacja się unormuje, bo wraz z rozwojem systemu CEPIK 2.0 od czerwca tego roku świeżo upieczonych kierowców miała czekać rewolucja. Zmiany miały nie być wielkie, ale dzięki nim na naszych drogach powinno być bezpieczniej.
Jeszcze niedawno sami pisaliśmy o tym, że zmiany dla młodych kierowców nie będzie, bo sławny CEPIK 2.0 nie działa w stu procentach i nie wiadomo, kiedy zostanie uruchomiony. Mimo to młodzi kierowcy, którzy na początku tego roku poszli na kursy prawa jazdy, robili wszystko, aby odebrać dokument przed terminem wprowadzenia nowego systemu, byli z informacji zadowoleni.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoMamy jednak dobrą (choć dla niektórych pewnie złą) wiadomość. Nieco zmienione przepisy jednak wejdą w życie z dniem 4 czerwca 2018 roku i to pomimo że sławny CEPIK 2.0 nie działa tak, jak powinien. Co zatem się zmieni? Młodych kierowców nie będzie jeszcze dotyczyć 2-letni okres próbny, podczas którego będą obowiązywać dodatkowe ograniczenia prędkości, czy też obowiązek oznakowania auta słynnym już zielonym listkiem. To, co zmieni się wraz z dniem 4 czerwca to konieczność odbycia dwustopniowego szkolenia podnoszącego umiejętności młodego kierowcy, którego całkowity koszt to dokładnie 300 zł.
Teoretyczna część szkolenia, za którą trzeba będzie zapłacić 100 zł, ma trwać godzinę lekcyjną, czyli 45 minut. W tym czasie młody kierowca ma zapoznać się z czynnikami mającymi wpływ na bezpieczeństwo ruchu drogowego, pozna przyczyny i skutki wypadków drogowych oraz dowie się, co ma wpływ na podejmowanie decyzji oraz czas reakcji za kierownicą. Czy taki kurs za dodatkowe pieniądze ma sens? Według mnie nie. To powinien być stały element szkolenia kierowców w każdej szkole nauki jazdy. To właśnie instruktor, z którym kursant podczas szkolenia spędza kilkadziesiąt godzin, powinien przekazać mu taką wiedzę. Wiem, że w przypadku wielu szkół nauki jazdy byłaby to prawdziwa rewolucja.
To, co powinno cieszyć każdego kierowcę, a nie tylko tych, którzy prawo jazdy odbiorą 4 czerwca, to konieczność odbycia praktycznego szkolenia na specjalnym torze. Co prawda będzie ono trwało jedynie dwie godziny, ale uważam, że każdemu kierowcy pokaże ono, jak zachowa się samochód w ekstremalnej sytuacji. A najważniejsze jest to, że cenę skalkulowano rozsądnie i jego koszt wyniesie 200 zł.
Pierwszym elementem obowiązkowego szkolenia będzie jazda w zakręcie z prędkością 50-60 km/h z włączonym oraz wyłączonym systemem ESP, jazda w zakręcie z prędkością 30 km/h z wyłączonym układem stabilizacji toru jazdy. Dzięki czemu każdy będzie mógł się przekonać, jak nowoczesne systemy mające wpływ na nasze bezpieczeństwo wpływają na stateczność auta podczas pokonywania zakrętu.
Kolejnym etapem szkolenia młodych kierowców będzie próba awaryjnego hamowania z włączonym oraz wyłączonym system ABS z prędkości 50 i 40 km/h. Trzecim i ostatnim modułem obowiązkowego szkolenia będzie awaryjne hamowanie w zakręcie z prędkości 60 km/h z włączonym układem ABS, 50 km/h z wyłączonym ABS-em oraz z 40 km/h z włączonym układem ABS.
Jak widać, takie szkolenie to nie będzie droga przez mękę, nie będzie trzeba zdawać po nim żadnego dodatkowego egzaminu, a jedynie pójść i na własnej skórze się przekonać jak w trudnych sytuacjach zachowuje się samochód. To jest wiedza, dzięki której w bezpiecznych warunkach każdy młody kierowca uświadomi sobie, jakie niebezpieczeństwo czyha na drodze w momencie przecenienia nie tylko swoich umiejętności, ale również możliwości auta. Podczas takich zajęć na autodromie każdy może się również przekonać, jak cienka granica jest w przypadku efektywnego działania układu ESP. W przypadku testu awaryjnego hamowania, który jest wykonywany ze stosunkowo niskich prędkości, kierowca przekona się, że dwukrotnie większa prędkość to 4-krotnie dłuższa droga hamowania.
Czy jestem za wprowadzeniem zmian w szkoleniu młodych kierowców? Jeśli doszliście do tego miejsca, to już wiecie, powinniście wiedzieć, że pomysł popieram. Dodatkowy koszt 300 zł to niewiele, jeśli faktycznie poprawi to bezpieczeństwo na naszych drogach. I nie myślę tu jedynie o młodych kierowcach, ale o wszystkich, którzy poruszają się po naszych drogach. Jestem kierowcą z wieloletnim doświadczeniem i od lat staram się regularnie podnosić swoje umiejętności prowadzenia auta, między innymi podczas zajęć podobnych do tych, które przewidziano dla młodych kierowców. To najlepszy, najbezpieczniejszy i najtańszy sposób na to, aby w bezpiecznych powtarzalnych warunkach poznać różnice w zachowaniu auta w zależności od prędkości, z jaką jedziemy i warunków, które spotkamy na drodze.
Macie inne zdanie? Zapraszam do dzielenia się uwagami w komentarzach.