Rajd Dakar 2010 zakończył się tam, gdzie się zaczął dwa tygodnie temu - w Buenos Aires. Osiągnięcie Przygońskiego to najlepsza pozycja polskiego motocyklisty w historii Dakaru. Siedem lat temu Marek Dąbrowski (38 l.) był dziewiąty. W tegorocznych zawodach obaj wraz z Jackiem Czachorem (43 l.) jechali w Orlen Teamie. Wspierali się cały czas i żaden nie zdradził, co dolega najmłodszemu z nich.

- To było na ósmym etapie, w Chile - opowiada nam Przygoński. - Upadłem przy dużej prędkości i poczułem ból we wskazującym palcu lewej ręki. Nie było czasu go oglądać. Szybko wstałem i pojechałem dalej.

Palec spuchł i bolał potwornie, ale Kuba ani myślał zrezygnować z zawodów. A do mety było jeszcze siedem etapów i 5142 kilometry.

- Każdego dnia, gdy się budziłem i wsiadałem na motocykl, czułem ogromny ból. Przez pierwsze dziesięć kilometrów ciężko było złapać kierownicę. Potem było trochę lepiej, bo rozgrzewałem się. Adrenalina do głowy uderzała i chęć rywalizacji trochę zmniejszała ból. Zapominałem o tym palcu. Zresztą on nie miał wyboru. Musiał trzymać mocno kierownicę. A ja jechałem szybko, bo bez trzymania mocnego kierownicy nie poszłoby mi tak dobrze - śmieje się Kuba.

To dopiero jego drugi Dakar, a już jest wśród najlepszych. Twardego charakteru też mu nie brakuje, bo ani przez moment nie pomyślał, by pójść do szpitala polowego, który miał pod nosem.

- Lekarz na tych zawodach nic by nie pomógł - przekonuje Przygoński. - To miałoby być gotowe od razu na jutro? Znam się na kontuzjach, bo trochę ich miałem i wiem, że wyleczenie pękniętej kości jest niemożliwe w ciągu jednego dnia. Moja wizyta u lekarza byłaby więc bez sensu.

.

Jutro motocykliści Orlen Teamu wracają do Polski. Kuba nie myśli o leczeniu, lecz o... następnym Dakarze.

- Chcę trenować jeszcze mocniej niż do tej pory, by zająć jeszcze lepsze miejsce w tym rajdzie. Nieważne, z jakim palcem - dodaje ze śmiechem Przygoński.

Ryszard Opiatowski - Buenos Aires