Sposobów na to, by znaleźć się w Księdze rekordów Guinnessa jest wiele – można wykąpać się w wannie razem z 75 wężami, rozpiąć 56 staników jedną ręką w ciągu minuty albo w tym samym czasie rozbić głową 40 arbuzów. Na szczęście nie wszystkie spisane w niej „osiągnięcia” ludzkości mają taki charakter, choć przyznajemy, że publikacja ma za zadanie przede wszystkim bawić i skłaniać do chwili zastanowienia. Czym w historii ustanawiania rekordów zapisał się najpopularniejszy na świecie roadster?
18 września 2010 r. w niemieckim Essen odbył się największy w Europie międzynarodowy zlot Mazdy MX-5. W ramach spotkania organizatorzy postanowili do licznych osiągnięć japońskiego auta dołączyć także kolejny rekord Guinnessa – przez punkt kontrolny miała przejechać jak największa liczba egzemplarzy jednego modelu. Tu muszę się do czegoś przyznać: mniej lub bardziej sensowne rekordy interesowały mnie dotąd umiarkowanie.
Ale propozycja, by wziąć udział w przedsięwzięciu tego typu, trochę zmienia zapatrywania. Poza tym do Essen trzeba było dojechać egzemplarzem MX-5 biorącym udział w biciu rekordu, a ponad 1000 km drogi 2-miejscowym autem sportowym to nie lada gratka dla kogoś zajmującego się samochodami z wyboru, a nie z konieczności. Redakcyjny towarzysz podróży znalazł się w ciągu... 5 sekund. A więc jedziemy!
Nasza czerwona „em-iks-piątka” z hard-topem okazała się funkcjonalnym autkiem. Po zapakowaniu bagaży zdziwiliśmy się nawet, ile rzeczy zmieściło się w kufrze: nasze torby, kamera, laptop... Załadowaliśmy Mazdę po brzegi, ale weszło do niej wszystko. No, może prawie wszystko – po przejechaniu 150 km mój kolega powiedział cicho pod nosem: „Wiem już, czego nie zabraliśmy”. Na chwilę zamarłem. „Torba z aparatem została w redakcji” – dodał Alan, nasz operator. To dlatego pakowanie przebiegło tak sprawnie...Trudno, będziemy improwizować, nie ma czasu na to, by wracać do Warszawy.
Nocleg przed granicą i rano wyruszyliśmy już prosto do Essen, wzmocnieni o kolejne dwie Mazdy MX-5. Po drodze kilka pytań przez CB-Radio od zdziwionych rodaków: „Eee, a co was tak dużo w tych Mazdach?”. Dwukrotnie dłuższą drogę przez Niemcy pokonaliśmy dużo szybciej niż polski odcinek naszej trasy – wiadomo, autostrada bez ograniczenia prędkości, choć to „gatunek wymierający”, nadal jest specjalnością naszych zachodnich sąsiadów.
Do Essen, na plac przed nieczynną kopalnią węgla, przyjechało grubo ponad 600 Mazd MX-5 z 17 krajów Europy. Na parkingu, na którym zgromadziły się samochody uczestniczące w biciu rekordu, obok najliczniej reprezentowanej grupy niemieckiej można było zobaczyć rejestracje ze Szwecji, Szwajcarii, Czech, Rosji, Hiszpanii oraz 24 auta z Polski. Najwięcej kilometrów do pokonania mieli Rosjanie – podróż z Moskwy oznaczała pokonanie 2800 km, a do Moskwy też przecież trzeba było dotrzeć.
Nasze 1100 km z Warszawy wyglądało przy tym skromnie. Ze względów organizacyjnych do głównego konkursu „MX-5 Korso” zostały dopuszczone 564 Mazdy. Zadanie było proste: korowód samochodów miał pokonać 3-kilometrową trasę. Aby rekord mógł być zaliczony, konwój nie powinien się zatrzymać, a odległość między pojazdami nie mogła być większa niż dwie długości auta biorącego udział w próbie.
Godzina „zero” wybiła o 17.30, kiedy to pierwsze załogi zaczęły opuszczać plac kopalniany i wjechały na trasę przejazdu. Po ponad 40 minutach od rozpoczęcia próby bicia rekordu, gdy wciąż nie wszystkie auta biorące udział w imprezie wyjechały z parkingu, było jasne, że dotychczasowy rekord (ustanowiony w Nowej Zelandii – 249 samochodów) zostanie pobity. Ostatecznie przedstawiciele Guinnessa odpowiedzialni za czuwanie nad prawidłowym przebiegiem imprezy zaliczyli przejazd 459 aut. Trochę szkoda, że nie wszyscy, którzy przybyli na spotkanie, przyczynili się do ustanowienia nowego rekordu, ale i tak wynik można uznać za więcej niż satysfakcjonujący.
Oprócz bicia rekordu Guinnessa organizatorzy (niemieckie przedstawicielstwo Mazdy) przygotowali kilka innych atrakcji, w tym pokaz piękności (patrz ramka na sąsiedniej stronie), wybory najstarszego auta biorącego udział w zlocie (zwyciężyła czeska załoga z Pragi, której MX-5 miało 21 lat i 2 miesiące) oraz samochodu z największym przebiegiem (wygrała Mazda ze Szwajcarii, na liczniku której było 344 624 km).
W drodze do domu kierowca jednej z towarzyszących nam Mazd stwierdził, że pogoda jest świetna – „No przecież nie pada!” – i drogę przez Niemcy mimo 13 st. C pokonał po ułańsku, z otwartym dachem. Po kilkudziesięciu kilometrach na prawym fotelu usiadł nasz operator: „Powyżej 150 km/h naprawdę nie wieje!”. No cóż, MX-5 to jedno z niewielu aut, dzięki którym cel podróży nie jest taki ważny. Najważniejsze, że się jedzie.