To potężna wersja hamulca ręcznego: blokuje on tylne koła, a samochód wpada w poślizg. Wtedy zaczyna się zabawa… i nauka.

Na pewno zawsze chciałeś to zrobić. Zamiast manewrować w przód i w tył przy równoległym parkowaniu, wjeżdżasz kontrolowanym poślizgiem w niewielką przestrzeń, wpasowując się idealnie między dwa samochody. Potem poprawiasz smoking, panie Bond, i wychodzisz, z nonszalancją zamykając drzwi.

Albo jeszcze lepiej: goni cię złoczyńca, a jego ludzie ustawili na drodze przed tobą blokadę. Żaden problem - przyspieszasz, a w ostatniej chwili zaciągasz ręczny i przypalając opony, obracasz samochód o 180 stopni. Potem dodajesz gazu i błyskawicznie zawracasz, widząc w lusterku, jak nieszczęsne zbiry wygrażają ci pięściami.

Niemożliwe?

Owszem, możliwe. Ale tylko na zamkniętym torze, w specjalnie wyposażonym samochodzie i pod bacznym okiem instruktora-kaskadera.

Zeszłego lata spędziłem dzień w kaskaderskiej szkole jazdy International Film Precision Drivers and Instructors w Virginia Beach. Nauczyłem się paru podstawowych samochodowych sztuczek, których nigdy nie spróbowałbym w mieście, ale umiejętności te mogą przydać się w jeździe wyczynowej.

Instruktorami są dwaj doświadczeni kaskaderzy: Gil Combs, który prowadził autobus w "Speed. Niebezpieczna prędkość" i Allan Wyatt Jr., kierowca Dodge’a Chargera "General Lee" w serialu "Diukowie Hazzardu".

Większość uczestników kursu stanowili profesjonalni kaskaderzy, którzy chcieli poprawić swoje umiejętności, lub ludzie, którzy dopiero mają zamiar wejść do tej branży. Na przykład 28-letni Kid Richmond z Henrico w Wirginii mówi, że już pracował jako kaskader, zaliczając "dużo upadków po postrzałach" w filmie HBO "John Adams". Jedną z jego specjalności jest podpalanie się. A teraz chce się nauczyć wyczynowej jazdy.

- To sposób na podniesienie kwalifikacji mówi. - Wtedy twoja wartość na rynku wzrasta.

33-letni Andrew Gardner z Prince Frederick w Maryland nie jest kaskaderem, chyba że liczyć naukę nastolatków w Akademii Dobrej Jazdy. Mówi, że od zawsze interesują go kaskaderskie wyczyny i zwykle śledzi napisy końcowe w filmach, by wyczytać nazwiska kaskaderów. - Zawsze przewijałem taśmę, by jeszcze raz zobaczyć te ujęcia - mówi. - Chciałem coś takiego zrobić od długiego czasu, chyba odkąd miałem osiem lat.

Tania Cardwell, kierowniczka szkoły, zdradza, że większość kursantów należy już do branży lub do niej aspiruje. A ja chciałem tylko opanować kilka sztuczek.

Samochody do nauki to byłe policyjne Fordy Crown Victoria, które wyposażono w nieco "filmowych" gadżetów. Wyłączono w nich ABS, ponieważ standardowe hamulce pozwalają zatrzymać auto precyzyjniej, zainstalowano za to drugi pedał hamulca. Jest to potężna wersja hamulca ręcznego: kiedy się go wciśnie, blokuje on tylne koła, a samochód wpada w poślizg. Wtedy zaczyna się zabawa.

Nie możesz tego spróbować we własnym aucie, bo nie masz drugiego hamulca. Jeżeli będziesz chciał zablokować koła za pomocą delikatniejszego hamulca ręcznego, prędko go urwiesz. Seryjne samochody zwykle mają też ABS, więc nie byłbyś w stanie zatrzymać się idealnie w wyznaczonym przez reżysera punkcie. Jak mówi Wyatt, jeżeli się pomylisz, wjedziesz w kamerę za 200 tysięcy dolarów i twoja kariera się skończy.

Manewr z parkowaniem równoległym, zwany 90-stopniowym wślizgiem w kopertę, był bez dwóch zdań najfajniejszy. Instruktorzy ustawili pachołki, które udawały przednie i tylne zderzaki dwóch sąsiadujących samochodów. Musiałem wśliznąć się Crown Victorią w kopertę nie dotykając pachołków - ani wyższego słupka, który robił za kamerę. Miałem zatrzymać auto maksymalnie 30 centymetrów od niej.

Podjechałem więc w kierunku pachołków z prędkością 55 km/h (filmowy sekret: wiele ujęć kaskaderskich kręconych jest przy niewielkiej szybkości). Około 6 metrów przed wyznaczonym miejscem nadepnąłem na drugi hamulec, a przód samochodu zaczął się ślizgać. Korzyść z poślizgu z zablokowanymi tylnymi kołami jest taka, że przednie koła wciąż się kręcą, dzięki czemu nadal można kierować. Choć tylne opony wydały z siebie koszmarny pisk, sugerujący utratę kontroli nad samochodem, wcale tak się nie stało. Jeden z kursantów nazwał to chaosem kontrolowanym.

Po wjechaniu w miejsce parkingowe gwałtownie skręciłem kierownicą w lewo, a samochód obrócił się w miejscu. Gdy uznałem, że pozycja jest idealna, wcisnąłem główny hamulec i zastopowałem auto.

Przy pierwszej próbie poprzewracałem pachołki, a ponieważ zbyt nieśmiało zaatakowałem przestrzeń parkingową, nie stałem w niej w całości. Nie uderzyłem wprawdzie w kamerę, ale nie zdołałem też zatrzymać się w wyznaczonym punkcie.

Za drugim razem udało mi się idealnie wśliznąć w kopertę, zatrzymując się centymetry przed kamerą. Instruktor i pozostali kursanci przez moment patrzyli zszokowani w milczeniu, a potem zaczęli mi bić brawo.

Pytanie brzmi jednak, czy jest sens uczyć się tego? Nie będziesz w stanie powtórzyć tych sztuczek na ulicy, a chyba nie liczysz na to, że taki kurs pomoże ci zdobyć rolę w filmie?

- Czemu nie - mówi Rick Seaman, członek Stowarzyszenia Kaskaderów Filmowych, który prowadzi własną szkołę wyczynowej jazdy. - Jeżeli już jesteś w branży, takie szkoły mogą ci pomóc znaleźć pracę. Ale jeżeli byłeś na kursie, a poza tym nie masz doświadczenia, to raczej nie przekonasz koordynatora scen kaskaderskich w filmie, żeby cię zatrudnił.

Wyatt mówi, że te lekcje wiele dają, a kursanci często powoływali się na nazwiska swych instruktorów. - Jesteśmy dość dobrze znani w tym biznesie, a jeżeli ktoś powie, że go uczyliśmy to wiadomo czego można się po nim spodziewać.

Tak czy inaczej, nie zapisuj się na podobne zajęcia z nadzieją, że zaraz potem trafisz na plan filmowy. Ale dzięki nim będziesz przynajmniej podjeżdżać pod wolne miejsca parkingowe z dużo większą pewnością siebie i fantazją.