Na corocznych poznańskich targach sakralnych, obok przedmiotów liturgicznych, dewocjonaliów i wyposażenia kościołów, zagościły też samochody. Ich obecność na targach wydaje się naturalna. W końcu księżą potrzebują aut do pracy.

– Księża ze względu na swój zawód muszą być mobilni. Dojeżdżają do szkół, chorych, umierających. Poza tym pamiętajmy, że księża mają swoje zainteresowania. To naturalne, że interesują ich samochody, jak wielu mężczyzn – mówi pracownik jednego z salonów samochodowych. Innego zdania są internauci, którzy zaciekle krytykują motoryzacyjne wybory księży i zastanawiają się, czy do pracy potrzebne są im auta warte 300 tys. zł, bo w tak kosztownych modelach są widywani.

Luksusowe życie

- Ksiądz w mojej parafii zmienia samochody co dwa lata. Teraz jeździ autem wartym ponad 200 tys. zł. Miasto małe, bieda piszczy, taki samochód rzuca się w oczy – mówi Robert.

Na jednym z forum zażarcie krytykuje rozrzutność księży. Najbardziej uwiera mu to, że musi dorzucać się do luksusów duchownych. – Człowiek haruje i nic z tego nie ma. A tutaj proszę, najnowszy model, z pełnym wyposażeniem.

Luksusy. Z pensji nauczyciela na pewno się nie dorobił. Za chrzest kasuje, za ślub kasuje, za pogrzeb bierze. Wszystko ma swoją cenę. Nie mówiąc już o niedzielnej tacy. Dorzucamy się wszyscy, nawet ci, którzy nie chodzą do kościoła. Wystarczy, że się podatki płaci – dodaje. W tej krytyce nie jest odosobniony. Fora internetowe aż huczą od wpisów krytykujących samochodowe rozpasanie duchownych.

Dokładamy się wszyscy

Skąd w nas taka zawiść? – Społeczeństwo wciąż negatywnie patrzy na samochody księży. Myślę, że auta księży budzą tyle kontrowersji, bo społeczeństwo ma świadomość tego, że w pewnym sensie mogli się do nich dołożyć.

Moim zdaniem to wina niejasnego rozgraniczenia i kontrolowania wydatków duchownych. Ludzie nie wiedzą, czy ksiądz ma ten samochód, bo zarobił na niego, pracując w szkole, czy kupił go za niedzielną tacę. Żaden nauczyciel nie jeździ przecież nowym modelem samochodu, ale też musimy pamiętać, że duchowni nie mają dzieci, nie muszą płacić za zakwaterowanie i wyżywienie – twierdzi pracownik jednego z salonów samochodowych. Jego zdaniem, gdyby nie negatywne opinie społeczne, do salonów zaglądałoby znacznie więcej duchownych.

– Księża mają na uwadze, że na ich motoryzacyjnym wyborze skupione są oczy parafian. Szukają aut o wysokim standardzie, ale niekłujących w oczy przepychem – twierdzi.

Skromność w cenie

Ale nie tylko internautów kłują w oczy samochody księży. Na kosztowne nabytki w parafialnych garażach zwrócił uwagę papież Franciszek. – Boli mnie serce, gdy widzę księdza lub zakonnice w najnowszym modelu samochodu. Uważam, że samochód jest konieczny, można dzięki niemu dużo zrobić, dużo podróżować, ale wybierajcie skromniejsze modele – apelował do duchownych.

– Kiedy wybieracie piękny model samochodu, pomyślcie o dzieciach, umierających z głodu. W tym świecie, w którym bogactwo wyrządza tyle zła, konieczne jest to, byśmy my, księża i zakonnice, byli konsekwentni w naszym ubóstwie – dodał. On sam zapowiedział, że po Watykanie chce jeździć bez kierowcy.

Do podróżowania wybrał 29-letniego Renault 4, który na liczniku ma 300 tys. km przebiegu. Poza Watykanem widziany był w Fordzie Focusie II generacji, z 2007 roku. W ten sposób chce zachęcić duchownych do wybierania skromniejszych modeli.