"Cześć, skradziono mi dzisiaj samochód, wiem to nudne... ale samochód nie jest nudny i dlatego liczę na pomoc. Póki co wrzucam i lecę zgłaszać kradzież na policję (radiowóz tylko podjechał i spisali parę rzeczy, a teraz mam na komendę lecieć), ale liczę, że może ktoś coś przyuważy. Rapidka ma obecnie zdjęte wszystkie naklejki poza napisem ZLOMBOL na tylnej klapie" – napisał w dramatycznym apelu o pomoc pan Konrad, znany w środowisku motoryzacyjnym jako "Yourij".
Efekt pomocy internautów przeszedł wszelkie oczekiwania. W ciągu kilku godzin wiadomość wyświetliło kilkaset tysięcy osób.
- Dostałem nawet propozycję od koleżanki, że jeśli mam akumulator, to ona mi odda swoje auto. Mam żonę i dziecko w szpitalu, więc samochód jest niezbędny – mówi w rozmowie z Onetem pan Konrad.
Na szczęście, dzięki pomocy tysięcy osób, które przesyłały sobie linki do ogłoszenia, udało się odnaleźć kultową Skodę Rapid. Ale sam przebieg zdarzenia nas zaskoczył.
- Zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że "Rapidka" stoi przed jednym ze sklepów w Krakowie – mówi z uśmiechem na twarzy pan Konrad. – Faktycznie, stała!
Żeby przybliżyć całość dramatycznego zdarzenia, Yourij opowiedział nam, co właściwie się stało.
- Wychodząc z mieszkania zobaczyłem, że nie ma samochodu. Rozglądałem się, próbowałem zrozumieć, co się stało. Zadzwoniłem tylko do żony i przekazałem - "mamy problem z samochodem. Nie ma go." Spanikowałem, nie wiedziałem, co mam zrobić. Na ulicy zobaczyłem tylko ślady hamowania, jakby ktoś ściągał auto na lawetę.
Yourij wrócił załamany do domu, poinformował policję, wrzucił ogłoszenia z prośbą o pomoc w kilka miejsc, gdzie zaglądają pasjonaci motoryzacji. I czekał zaledwie jeden dzień.
- Zadzwonił do mnie kolega i powiedział, że widział moją Skodę przed sklepem – mówi z uśmiechem.
- Wtedy już wszystko było jasne! Przypomniałem sobie, że ja pojechałem autem na zakupy, po mięso mielone dla żony i zamyślony wróciłem do domu na nogach. Poszedłem po kluczyki do domu i pojechałem samochodem do żony – relacjonuje. Gdy stałem przed szpitalem im. Żeromskiego, zadzwoniła do mnie jeszcze jedna osoba z informacją, że… mój samochód stoi przed szpitalem! Cieszę się, że ta historia tak się zakończyła i że można liczyć na internautów - kończy pan Konrad "Yourij".